TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE KOSTNICA FACEBOOK | ||
AFRYKAŃSKA
ELEKTRONIKA - Jan Krasnowolski Wielu Polaków wyjeżdża na dorobek za granice, a jednym z najczęściej wybieranych krajów jest tonąca we mgle Anglia. Różnie sobie radzą nasi rodacy – jedni otwierają własne firmy, inni nie mają nawet za co wrócić – a wszystko zależy od tego, czy w owej wszechobecnej mgle wybiorą właściwą drogę. Może się zdarzyć tak, że zaślepieni rządzą pieniądza wpadną prosto w szpony krwiożerczych bestii, lub zniszczy ich magia Voodoo. Pierwszym z czterech opowiadań jest „Brudny Heniek”. Przenosi ono na plan filmu (zdaje się historycznego) o stanie wojennym. W trakcie zdjęć dochodzi do wypadku, w którym ranny zostaje pierwszoplanowy aktor – traci przytomność, a w jego świadomości zaczynają rozgrywać się wydarzenia, które jeszcze przed chwilą były tylko scenariuszem filmu. Jak się okazuje, to co zobaczy aktor znacznie poza scenariusz wybiega. Tytułowa „Afrykańska elektronika”, to historia przyjaźni, jaka zawiązuje się między młodym Polakiem i jego czarnoskórym kolegą z pracy. Kiedy pierwszy staje w obronie drugiego i – w wyniku manipulacji pewnego zawistnego współpracownika – traci pracę, tamten postanawia pomóc w dokonaniu zemsty. Do osiągnięcia celu ma zamiar wykorzystać wujka uprawiającego magię Voodoo. Jak się okazuje magię bardzo skuteczną, na której można wiele zarobić! Tylko, czy powinno się ją do tego wykorzystywać?... „Hasta siempre, comandante” opowiada o parze (oczywiście na dorobku w Anglii), która, mając dość użerania się ze współlokatorami, wynajmuje własne mieszkanie. Ona, chcąc upiększyć ponurą sypialnię własnoręcznie maluje obraz. On, przerażony bohomazem, zdejmuje go ze ściany i kupuje na jego miejsce dużą, oprawioną w czarną ramę fotografię, na której znajduje się najprawdziwszy amerykański krążownik szos. Od dnia powieszenia owej dekoracji, co noc śnią mu się koszmary – mężczyzna, który samochodem z JEGO zdjęcia przemierza nocą ulice Hawany i porywa młode kobiety, porzucając później ich ciała osuszone do ostatniej kropli krwi! Tylko co mają wspólnego koszmarne sny o mordercy z Kuby do współczesnej Anglii? Ostatnim opowiadaniem jest „Kindoki”, kojarzące się zresztą z filmem „Transporter”. Jego bohater ma dostarczyć przesyłkę – czarnoskórego chłopca – z Francji do Anglii. Podczas przeprawy promem dziecko zostaje porwane przez oszalałego księdza, który chce je zabić, tłumacząc, że jest „to bardzo złe kindoki”. Chłopca udaje się uratować, jednak wkrótce potem na promie dochodzi do bardzo dziwnych zdarzeń – pasażerowie rzucają się sobie do gardeł, zaczynają się pogromy na tle rasowym, a w otaczającej pływającą jednostkę mgle unoszą się setki tysięcy zmarłych...
Te wręcz niespotykanie żywe historie, to połączenie genialnie wykreowanych bohaterów, których nie sposób nie lubić; plastycznie opisanych scenerii; oraz zaskakujących zwrotów akcji. Ogromne wrażenie robi to, z jaką łatwością i, jak płynnie autor łączy wątki nie mające ze sobą praktycznie nic wspólnego, oraz, jak wykorzystuje wszystkie obecne na „planie” postacie by akcja poszła w najlepszym dla niej samej kierunku. Wydarzenia rozgrywają się w takim tempie, że podczas lektury dostawałem zadyszki, a trzeba było jeszcze znaleźć czas na śmiech, ponieważ dobrego humoru na kartach omawianego zbioru nie brakuje. Nie brakuje również chwil na zadumę i głębszych refleksji, a całość napisana jest lekkim i łatwym w odbiorze piórem, które w odpowiednich miejscach wtrąciło kilka ostrzejszych słów... Krasnowolski w bardzo widowiskowy sposób przeplata fantastykę z realizmem, uzyskując tym samym porywające fabuły, od których czuć powiew autentycznej świeżości. „Afrykańską elektronikę”, raz wziętą do ręki, odkłada się dopiero po przeczytaniu całości i wtedy wychodzi jedyny, ale bardzo duży minus książki – zawiera ona tylko cztery opowiadania, a tak dobrej prozy powinno być o wiele więcej! Mimo tej wady, polecam.
Marek Syndyka |
|
|
|