Azymut.
Niech Piękna zdycha – Wilfrid Lupano, Jean-Baptiste Andréae
TO PIĘKNO NIE ZDYCHA
Europejczycy wiedzą, jak robić komiksy, a „Azymut” to
doskonały na to dowód. Znakomita fabuła, rewelacyjne pomysły
na świat i jego mechanikę i zniewalająca szata graficzna.
Tytuł tego tomu to „Niech Piękna zdycha”, ale piękno tego
komiksu najlepiej niech trwa jak najdłużej.
Każdy chciałby żyć wiecznie. Każdy chciałby znaleźć sposób
by zatrzymać czas, a najlepiej ten czas zabić. Każdy też ma
swoje metody, choćby taka królowa Etera, której służy woda z
klepsydry Klepsydrawi, kto zaś metody swej jeszcze nie
odkrył – szuka. Szuka więc także i Piękna, która wraz ze
swoją szaloną ekipą indywiduów przybywa do latającego zamku
barona Smutka. Baron to postać legendarna, ktoś, kto odkrył,
jak młodość i życie czerpać z cierpienia innych ludzi i to
właśnie on może spełnić marzenia Pięknej. Jaka jest jednak
ich cena?
Tymczasem towarzysze Pięknej zwiedzając osobliwą, zupełnie
wypraną z barw posiadłość Smutka, wpadają w kłopoty, które
mogą się dla nich źle skończyć…
To, co obok zachwycających ręcznie malowanych rysunków
urzeka w „Azymucie” najbardziej, to konstrukcja świata. Nikt
nas tu zbytnio nie wprowadza w całość, ot kilka faktów
podanych w otwierającym komiks bestiariuszu, i nagle
zostajemy wrzuceni w świat, w którym niemal nic nie jest
takie, jak w naszym, za to możliwe jest chyba wszystko. Tu
obok ludzi żyją mówiące zwierzęta czy istoty z piasku, a
całą faunę stanowią zwierzęta inne, niż myślicie, bo na wpół
mechaniczne. Z tym, że nie ingerencja człowieka je takimi
stworzyła (a przynajmniej tego wszystkiego zbyt dokładnie
jeszcze nie wiemy), a sama natura, jakby nakręcane
mechanizmy je wypełniające były biologicznymi organami. Poza
tym rzeczywistość bohaterów to alternatywny kierunek naszej
(r)ewolucji technologicznej. Podczas gdy nasz świat poszedł
w stronę maszyn parowych, a w rezultacie znanych nam
napędów, świat „Azymutu” wybrał rozwój mechanizmów
zegarowych. Jednym słowem to świat clockwork punkowy,
chociaż osadzony przy tym jakby w retrofuturystycznym
klimacie.
Ramię w ramię z przemyślanym światem idzie także przemyślana
fabuła, pełna szalonego tempa, przygód, zwrotów akcji,
humoru, miłości i drobnej nuty erotyki. A gdzieś w tym
wszystkim pobrzmiewają niegłupie całkiem pytania
egzystencjalne. Czy trzeba czegoś więcej w komiksie
popularnym?
Graficznie „Azymut” to realistyczna, choć utrzymana w
komediowej konwencji perełka z genialnym kolorem. Tu każda
plansza, każdy kadr i szkic nawet stanowią małe dzieło
sztuki, na które chce się patrzeć godzinami. Aż szkoda, że
ta seria liczyć ma jedynie 5 albumów, ale z drugiej strony
zakończenie jednego etapu oznacza najczęściej początek
innego, a co za tym idzie można mieć nadzieję na kolejne
komiksy spółki Lupano i Andreae. Oby było ich jak najwięcej!
Polecam gorąco.
Michał P. Lipka, 24.05.2016
|
|