BAŚNIE
LATYNOAMERYKAŃSKIE - John Bierhorst
Baśnie. Znane wszystkim nie od dziś. Czytane wielu dzieciom do poduszki.
Opowiadające niewiarygodne, a zarazem porywające historie o mimo
wszystko szczęśliwym zakończeniu. Dlatego nie do pomyślenia jest, że
mogły powstać baśnie zupełnie inne. Takie, w których od szczęśliwego
zakończenia ważniejsze jest przesłanie życiowe, jakie ze sobą niosą. A
jednak… Od początku zabierając się za czytanie książek z serii „Baśni
etnicznych” miałam wrażenie, że jest to coś odmiennego i niespotykanego.
Coś, co z początku może wydawać się dziwne, potrafi przekazać prawdy,
przesłania, a co najważniejsze – życiowe rady. Niektóre historie wydają
się nie do pomyślenia, ale mimo to mają w sobie coś, dzięki czemu aż
chce się czytać.
Jak pisałam w recenzji innej książki tejże serii – „Seria baśni
etnicznych ukazuje tajemnice i historie rodem z dzikich krain.” Prawda.
Tak jest też w tym przypadku z jedną różnicą. Ty razem nie mamy do
czynienia z opowieściami afrykańskimi, a latynoamerykańskimi. Na pozór
mogą się różnic niewiele. Pisane na ten sam schemat, lecz mimo to
spisane w nich legendy całkowicie się od siebie różnią. Dzięki
przestudiowaniu kilku książek serii, lub nawet jej całej można spostrzec
bardzo łatwo, jak bardzo różnią się krainy geograficzne, a co
najważniejsze ludność etniczna w kręgu których powstawały.
„Baśnie latynoamerykańskie” to zbiór ponad stu opowieści, gdzie każda z
nich niesie ze sobą różnorakie prawdy. Szczerze powiedziawszy, gdybym
miała je przyrównać do „Baśni afrykańskich” to przyznaję, że te bardziej
mi podpadły pod moje gusta. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Od
dawien dawna próbowałam zgłębiać kulturę latynoamerykańską i wszystko co
z nią związane. I szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że dowiem
się aż takich i tylu ciekawostek. Dlatego tez wielki ukłon w kierunku
autora i pomysłodawcy, bo jest co chwalić.
Dodatkowym plusem jest spis treści z podziałem na poszczególne epoki,
dzięki czemu nie trzeba wertować całej książki w poszukiwaniu jednej
konkretnej opowieści. Również okładka o wiele bardziej mi przypasowała –
oczywiście jest ona stworzona na wzór pozostałych, ale takowa
kolorystyka o wiele bardziej do mnie przemawia (zresztą przyglądałam się
okładkom innych tomów i przyznaję, że najbardziej pod moje gusta
podpadły mi części „Baśni japońskich” oraz „Baśni arabskich”) Ale
niestety mój upór zawsze znajdzie jakieś minusy. Nie jest ich może
sporo, ale zawsze. Chodzi mi o to, że tak, jak w przypadku poprzedniej
części serii, tak i tutaj uporczywą jest mała czcionka, przez co ciężko
i długo się czyta. Oczy łatwo się męczą, a to zniechęca czytelnika do
dalszego zagłębiania się w treść – a nawet jeśli nie to czytanie
strasznie się wydłuża, co też nie jest pochlebne. Kolejnym minusem jest
fakt, że przykro mi się robiło, gdy zauważałam opowieści bez finalnego
zakończenia – chodzi mi o takie prawdziwe zakończenie, które warto
pamiętać. Niektóre z nich były jak gdyby skończone w połowie, a nawet
„urwane”. Szkoda, naprawdę wielka szkoda. To samo, jeśli chodzi o
budowanie napięcia – chwilami jest, a chwilami aż za bardzo go brakuje.
Styl samego autora jest w miarę porównywalny do pana Rogera. Również do
języka nie bardzo mam się jak przyczepić. Prosto, zwięźle i na temat.
Nic dodać, nic ująć. Jak już wspominałam w poprzedniej recenzji, nie
jest to seria książek, które można by czytać dzieciom do poduszki. Jest
pewne, że to literatura dla dorosłych. I tego należy się trzymać. Ze
swojej strony mogę jedynie liczyć, na możliwość przeczytania pozostałych
tomów baśni, bo już teraz jestem ciekawa, jakie tajemnice i ciekawostki
skrywają pozostałe. Pozostałych mogę jedynie zachęcić do sięgnięcia po
nie, bo naprawdę warto się czasem oderwać od ogromu wampirów i innych
paranormali, zagłębiając się w takiej lekturze.
Moja ocena: 8/10 pkt.
Lilien |
Tytuł: Baśnie latynoamerykańskie
Autor: John Bierhorst
Wydawnictwo: G+J / National Geographic
Wydanie: 2012-04-18
ISBN: 978-83-7596-240-6
Objętość: 360
|
|