COŚ Zdarzają
się czasami kultowe horrory, o których mimo upływu lat, szybko się nie zapomina. Tak
właśnie jest w przypadku filmu z gatunku science-fiction o intrygującym tytule
,,Coś'' w reżyserii Johna Carpentera z 1982 roku. Owa produkcja doskonale oddała
klimat Antarktycznej atmosfery pomieszanej z przerażającą grozą a to wszystko dzięki
uroczemu pieskowi z konkurencyjnej, norweskiej ekipy, który nieoczekiwanie sprowadził
zagładę na stacjonującą tam amerykańską bazę. Obecnie po prawie trzydziestu latach
producenci filmowi postanowili stworzyć prequel tej niebywałej historii. Tak oto
powstała nowa wersja filmu ,,Coś'' tym razem w reżyserii Matthijsa van Heijningena
Jr. Fabuła
ponownie rozpoczyna się na Antarktydzie, gdzie grupa amerykańskich naukowców znajduje
pod grubą pokrywą lodową ogromnej wielkości statek kosmiczny oraz dziwne monstrum
zakute w bryłę lodu. Światowej
sławy badacz Sander Halvorson (Ulrich Thomsen) wraz z Kate Lloyd, młodą, utalentowaną
paleontolog (Mary Elizabeth Winstead) postanawia szczegółowo i dokładnie zbadać
tajemnicze znalezisko. Nieoczekiwanie ciało obcego wraca do życia ukazując swoje
niebezpieczne, nadprzyrodzone zdolności. Okazuje się, że tytułowe COŚ potrafi
kopiować kształt wszystkich organizmów w tym także i ludzi. Mieszkańcy bazy nie mogą
od teraz nikomu zaufać nawet najbliższemu przyjacielowi. Czy uda się naukowcom stoczyć
zwycięską walkę z nieziemską istotą, która idealnie potrafi zakamuflować się w
ciele każdego człowieka? Czekałam na produkcje Matthijsa van Heijningena Jr. z ogromną ciekawością i nadzieją, mając
jeszcze w pamięci blade wspomnienia oryginalnej historii niepowtarzalnego horroru z przed
lat. Nie wiem, czy moje oczekiwanie względem tego filmu były wygórowane, czy może ja
po prostu uodporniłam się na wszelkie drastyczne sceny, ponieważ oglądając
,,Coś'' wielokrotnie odczuwałam znużenie wyczekując z utęsknieniem na finałowy
koniec. Wszystko mnie drażniło począwszy od bohaterów, słabej akcji, skończywszy na
efektach specjalnych. Już sam fakt, iż do tak wielkiego, naukowego odkrycia, jakim było
tajemnicze monstrum, zamiast wezwać badacza z wieloletnim doświadczeniem, twórcy filmu
dali nam młodziutką, śliczniutką badaczkę, która poza swą urodą nie
reprezentowała nic konkretnego. Jej gra aktorska była płytka i bez wyrazu.
Niejednokrotnie wydawało mi się, że mam do czynienia z damską wersją John'a
McClane'a ze ,,Szklanej pułapki'', choć oczywiście w tym przypadku Kate Lloyd nieudolnie próbowała zgrywać bohaterkę. Pozostała
grupa uczestników także nie popisała się swoimi umiejętnościami w tworzeniu
wiarygodnych, psychologicznych postaci, co widać gołym okiem, np. podczas szalejącego
pożaru wewnątrz budynku potencjalne ofiary zamiast uciekać przed bestią i żywiołem
postanawiają z niemal stoickim spokojem stawić czoło zagrożeniu. Takich akcji było
wiele. Praktycznie wszyscy aktorzy występujący w ,,Coś'' polegli na całej linii.
Na ich twarzach nie było widać realnego przerażenia, strachu, czy ogarniającego
szaleństwa.
Napięcie
było słabo wyczuwalne i tylko niekiedy następowały jakieś ciekawe, mocne przebłyski.
Efekty specjalne reprezentują bardzo niski poziom jak na tak dość spory budżet, czyli
35 milionów dolarów. W rezultacie niektóre sceny drażnią nadmiarem komputerowych
przeróbek, przez co mamy sztuczny obraz, niedający pożywki strachu i narastającej
grozy. Na uznanie zasługuje jedynie ciekawie skonstruowana ścieżka dźwiękowa, za
którą odpowiadał Marco Beltrami, dzięki czemu czasami mogłam poczuć odrobinę
przerażającej atmosfery w starciu bestia kontra ofiara. Zimowa sceneria także stanowi
zachwycający widok powodując smak realnego wyobcowania z dala od cywilizacji. Moim skromnym zdaniem, próba wskrzeszenia wyjątkowego dreszczowca z początku lat osiemdziesiątych przez Matthijsa van Heijningena Jr. zakończyła się totalną klapą. Podczas oglądania ,,Coś'' od samego początku do finałowej mety nie czułam kompletnie nic, żadnego strachu, tylko totalna obojętność jak przy oglądaniu normalnej, spokojnej produkcji a nie czystego horroru, który miał za zadanie mnie przestraszyć i sprawić, że nie będę mogła spać po nocach. W ostateczności podział na mnie wręcz odwrotnie powodując senność i znużenie. Widocznie zbyt nagminne oglądanie filmów grozy zobojętnia moją psychikę na kolejne drastyczne produkcje.
,,Coś''
mogę polecić widzom, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z oryginalną wersją
historii z roku 1982, dzięki czemu unikniecie porównań do obecnego prequela . Mam
cichą nadzieję, że nowi widzowie wydobędą COŚ z tego horroru i będą w
przeciwieństwie do mnie usatysfakcjonowani, czego im z całego serca życzę. Coś
Tytuł
oryginału: Thing, The Czas
trwania: 1 godz. 43 min. Premiera:
16 grudnia 2011 (Polska) Reżyseria:
Matthijs
van Heijningen Jr. Scenariusz:
Eric
Heisserer Obsada:
Mary
Elizabeth Winstead,
Joel
Edgerton,
Adewale
Akinnuoye-Agbaje,
Ulrich
Thomsen |
|