KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

CZARNOBYL REAKTOR STRACHU 

O filmie

Sześcioro młodych ludzi szukających ekstremalnych wrażeń wynajmuje przewodnika, który, mimo surowych zakazów, zabiera ich do owianego tajemnicą miasta-widmo. Tu mieszkali niegdyś pracownicy reaktora w Czarnobylu. Po tragicznym wybuchu, ponad 25 lat temu, ewakuację całego miasta przeprowadzono w ciągu jednej nocy. Nielicznych, którzy tam zostali, nigdy już nie widziano... Bohaterowie szybko odkrywają, że choć nikt nie przeżył katastrofy, bynajmniej nie są tutaj sami. Wszystko wskazuje na to, że przerażający rozdział w historii miasta nie został jeszcze wcale zamknięty.


Nowy rodzaj grozy, czyli liczy się pomysł

Pomysłodawcą filmu był Oren Peli, scenarzysta, producenet i reżyser, który odniósł wielki sukces niskobudżetowym horrorem „Paranormal Activity” (2007). Właśnie trwają prace nad czwartą częścią tego popularnego cyklu. Jak wspominał nowy mistrz grozy, w tamtym przypadku  inspiracji nie szukał daleko – dziwne odgłosy w nowym domu uruchomiły jego wyobraźnię. Tym razem pomysł przyszedł mu do głowy, gdy surfował w sieci. – W fotoblogu zobaczyłem zdjęcie dziewczyny na motocyklu w opuszczonym mieście Prypeć. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się o tym niezwykłym miejscu, ewakuowanym w ciągu jednej nocy po katastrofie reaktora w Czarnobylu. To rodzaj współczesnego ghost town, miejsca, które przez lata zmieniało się stopniowo jedynie pod wpływem działania przyrody i dzikich zwierząt. Fotografie wyglądały  bardzo dziwnie i bardzo smutno. Pomyślałem, że to doskonała sceneria, by nakręcić film, który może spowodować, że widzowie poczują ciarki na plecach.

 

Ze swym pomysłem Peli poszedł do producenta Briana Wittena. Ten natychmiast zainteresował się tematem i uznał go za obiecujący. Zachęcił Peliego do pracy. Scenarzysta, przeprowadzając gruntowny research, natknął się na plotki, że kilka osób odmówiło opuszczenia miasta, pomimo zagrożenia niezwykle wysokim promieniowaniem. Peli studiował także niesamowity wygląd, jaki miasto przybrało wskutek inwazji natury. –  Wtedy właśnie nabrałem pewności, że mamy w ręku właściwy materiał i zacząłem myśleć o tym, co mogłoby się wydarzyć się podczas podróży grupy młodych ludzi w ten niebezpieczny rejon – wspominał.

 

Naprawdę ekstremalna wycieczka

Jak wiadomo, w ostatnich latach bardzo się rozwinął niszowy rodzaj turystyki zwanej ekstremalną lub „turystyką szoku”. Chodzi o to, by dostać się w niebezpieczne miejsca – góry, jaskinie czy odcięte od świata zakątki dżungli. I dodatkowo przeżyć tam powodujące skoki adrenaliny atrakcje, jak na przykład pływanie z rekinami czy skok na bungee nad wodospadem.  – To zabawa dla ludzi, których nie satysfakcjonuje grzeczne zwiedzanie muzeów czy obserwowanie pięknych krajobrazów zza szyby autobusu – tłumaczył scenarzysta. – Oni pragną dreszczu, pragną robić rzeczy, które 99 procent ludzi uznałoby za koszmar. Peli dokładnie sprawdził, jak wygląda sytuacja w interesującym go regionie: Prypeć jest jednym z najpopularniejszych miejsc, gdzie odbywają się tego typu wyprawy. Można tam pojechać w zorganizowanej grupie. Wtedy turystów oprowadza po mieście przewodnik wyposażony w licznik Geigera, który zna miejsca bardziej i mniej niebezpieczne.

Witten dodawał: – Powszechna jest opinia, że jeśli się przebywa tam tylko przez kilka godzin, skutki napromieniowania są właściwie żadne, porównywalne do podróży samolotem z Los Angeles do Londynu. Nawiasem mówiąc, wielu specjalistów uważa, że decyzja o ewakuacji tego miasta była przedwczesna i w gruncie rzeczy niepotrzebna, a podjęta przez władze wskutek paniki. Miasto powstało jako osiedle dla pracowników elektrowni jądrowej Czernobylskaja w 1970 roku. Położone jest w odległości około czterech kilometrów od reaktora. 27 kwietnia 1986, czyli w dzień po tragicznej awarii, zapadła decyzja o ewakuacji miasta. Około pięćdziesięciu tysięcy ludzi do wieczora musiało opuścić miejsce zamieszkania. Dwie godziny po zakończeniu ewakuacji oddziały milicji ponownie przeszukały miasto, odnajdując dwadzieścia osób, które chciały uniknąć wyjazdu. Początkowo planowano powrót mieszkańców. Potem jednak dla pracowników elektrowni i ich rodzin zbudowano nowe miasto Sławutycz (w latach 1986-88). Obecnie Prypeć jest czymś na kształt skansenu ostatnich lat epoki  radzieckiej. W opuszczonych budynkach znaleźć można jeszcze czasem rzeczy pozostawione w pośpiechu przez jego byłych mieszkańców. Czasem, bo przez wiele lat miasto było  plądrowane.  Obecnie stanowi ono atrakcję turystyczną, podobnie jak i cały temtejszy rejon. W okolicach Prypeci można napotkać całkowicie opuszczone wsie.

Jak mówił twórca filmu, „Czarnobyl. Reaktor strachu” opowiada o grupie nietypowych turystów. Szóstka młodych i żądnych wrażeń ludzi zostaje zawrócona z drogi do Prypeci przez wojsko. Mimo to dostaje się na teren miasta, doprowadzona tam boczną drogą przez przewodnika. Awaria samochodu uniemożliwia im opuszczenie Prypeci przed zapadnięciem zmroku. A nocą zdają się wyczuwać czyjąś obecność. 

 

Błyskotliwy debiutant 

Producenci zaproponowali reżyserię Bradowi Parkerowi, doświadczonemu filmowcowi, dla którego miał być to fabularny pełnometrażowy debiut. Witten wspominał: – Byliśmy przekonani, że to strzał w dziesiątkę. Brad miał bardzo precyzyjną wizję filmu. Dokładnie wiedział, co chce osiągnąć. Parker mówił: – Od razu wiedziałem, że to projekt, w który chcę wejść. Miałem fascynujące zdjęcia z tego niezwykłego miejsca, a po pierwszych rozmowach na temat scenariusza byłem całkowicie pewien, że to materiał na mocno angażującą emocje opowieść. Naszym zamiarem było nakręcić film, który trzymałby widownię w wielkim napięciu od pierwszej do ostaniej sceny. Prypeć to u nas nawiedzone miejsce. Samotne przebywanie w nim nocą budzi lęk, a przebywanie ze świadomością, że jest tu jeszcze ktoś, jest po prostu przerażające.

Dotychczasowy styl Peliego bazował na sugestywnym wykorzystaniu chwytu „autentycznych zdjęć”, przez które przeziera jakaś przerażająca tajemnica. Scenarzysta  tak komentował swój nowy projekt: – Chciałem tym razem pójść w trochę innym kierunku, lecz nadal naszym założeniem był paradokumentalny styl realizacji. Stawialiśmy na daleko posunięty autentyzm. Gotowy film jest w wielkiej mierze wynikiem improwizacji. Powstał scenariusz o wyrazistej linii fabularnej, lecz większość dialogów zrodziła się w wyniku prób. Priorytetem było to, by dialogi brzmiały właśnie maksymalnie autentycznie. Aktorzy na taką swobodę pracy zareagowali z entuzjazmem.

 

Sfotografować strach

 

Obsadzie sprawiono pewną niespodziankę. Plan filmu pogrążono bez uprzedzenia w ciemności, by uchwycić jak najlepiej atmosferę niezidentyfikowanego zagrożenia. – Poczucie intymności doznań bohaterów miało się udzielić widowni, która powinna wraz z nimi przeżywać strach.  Bez tego nie ma co liczyć na prawdziwy sukces – tak uważał Peli. Z tego też powodu od początku celem ekipy było kręcenie w scenerii maksymalnie zbliżonej do prawdziwej Prypeci, użyto też prawdziwego sprzętu, stosowanego w tamtym rejonie. Mieliśmy dwa prawdziwe wojskowe ŁAZ-y – opowiadał scenarzysta. – Silnik w nich znajduje się w środku, pomiędzy kierowcą a siedzeniami pasażerów. Praktycznie cały czas pachnie więc benzyną. Wygląd tych samochodów dodatkowo podkreśla to, że nasi turyści znaleźli się w miejscu dalekim od komfortu, do którego są przyzwyczajeni. Kręcono w Belgradzie, w Serbii i w okolicach Budapesztu. – Trzeba było stworzyć dwa światy – opowiadał scenograf Aleksandar Denić  („Gucza”, „Cat Run”). – Współczesny świat, gdzie zaczyna się nasza historia i ten drugi – niejako zamrożony w czasie i poddany daleko idącej dekompozycji. Oba miały być ujęte realistycznie, właściwie nawet hiperrealistycznie. Znaleziono więc doprawdy niezwykłe miejsca, gdzie odbywały się zdjęcia. – Wykorzystaliśmy klaustrofobiczne tunele pod Belgradem, gdzie mieściła się podobno tajna baza wojsk hitlerowskich podczas II wojny światowej – opowiadał Witten. Aleksandar wykonał wspaniałą pracę – wtórował mu reżyser – przekształcając starą belgradzką fabrykę traktorów oraz dawne lotnisko wojskowe pod Budapesztem w miejsce, które wygląda niemal jak Prypeć. Nasze najgłębsze emocje i lęki związane są z reguły z dzieciństwem – tłumaczył swą koncepcję scenograf. – Dlatego też, by podkreślić doznania bohaterów, stworzyliśmy pejzaż pełen porzuconych i zepsutych zabawek, lalek i samochodzików, a także ubranek.

Symbolem tragedii, jaka dotknęła miasto, był wielki diabelski młyn. Stworzono jego dolną część, resztę „domalowano” za pomocą technik komputerowych. W sprawie efektów specjalnych reżyser (który sam  zajmował się tym przez lata) zwrócił się o pomoc do Marka Forkera („Władca pierścieni”, „Pozwól mi wejść”). Obaj wielokrotnie ze sobą współpracowali. – Ufam mu właściwie ślepo – mówił. – A to dlatego, że nieraz widziałem jak rozwiązywał niezwykle trudne problemy techniczne.  Forker uznał powierzone mu zadanie za bardzo interesujące: Spodobała mi się myśl, by połączyć stylizację na dokument z klasycznymi elementami horroru/thrillera.

Efekty specjalne i charakteryzacja nie dotyczyły jedynie ludzi. – Stworzyliśmy stado wygłodniałych, wyliniałych psów, które z wielkim apetytem spoglądają na wkraczających na ich terytorium turystów – mówił Forker. – Mieliśmy do dyspozycji wyglądające bardzo groźnie i zachowujące się naprawdę agresywnie psy bojowe używane przez serbskie siły specjalne.  Zanjdowały się one pod opieką obecnych przez cały czas na planie treserów. Nie zmienia to jednak faktu, że czuliśmy niepokój.

 

Ziąb i dreszcze

Większość zdjęć powstwała  w listopadzie i w związku z tym chłód stał się dla ekipy sporym problemem. Było naprawdę bardzo zimno – opowiadał Peli. – Mieliśmy różne dogrzewacze i specjalną ciepłą odzież, ale przecież aktorzy musieli spędzać wiele godzin, leżąc na zimnej ziemi w środku nocy. Nie było więc lekko.

Reżyser bardzo zabiegał by zatrudnić wybitnego operatora Mortena Søborga („Otwarte serca”, „Tuż po weselu”, „W lepszym świecie”).   Uważam, że ze swym wielkim doświadczeniem w kinie artystycznym jest on mistrzem długich ujęć – mówił  Parker. Peli był też z tej decyzji bardzo zadowlony: Morten i Brad dopełniali się znakomicie i kapitalnie oddali wizję, jaka zrodziła się w mojej głowie. Naszym założeniem było, że od chwili, gdy bohaterowie przybywają do opustoszałego miasta, my, widzowie, mamy widzieć to, co oni i czuć to, co oni.  Myślę, że udało się oddać towarzyszące im poczucie paranoi, wynikające z przekonania, że nikt im nie jest w stanie pomóc, a zagrożenie wciąż narasta.

 

O aktorach

Jesse McCartney (Chris)

Urodził się 9.04.1987 roku w Nowym Jorku. Z powodzeniem łączy karierę aktora, wokalisty i twórcy piosenek. Występy na scenie zaczął w wieku siedmiu lat w lokalnych teatrach.  Debiutował na  Broadwayu  w musicalu  „Król i ja” („The King and I”) dwa lata później. Wystąpił u boku Rogera Daltreya, wokalisty The Who w musicalowej adaptacji „Opowieści wigilijnej” („A Christmas Carol”) Charlesa Dickensa. Potem McCartney jednocześnie występował w serialu sieci  ABC „All My Children” i nagrywał z boysbandem Dream Street, którego debiutancki album z 2000 roku zdobył status złotej płyty. Gdy miał szesnaście lat, wydał solową  debiutancką płytę „Beautiful Soul”, która sprzedała się w 1,8 mln egzemplarzy. Jego piosenki podbijały listy przebojów w USA, Australii, Włoszech, Japonii, Filipinach i na Tajwanie. Zdobył trzy Teen Choice Awards. Użyczył głosu wielu animowanych postaciom (cykl „Alvin i wiewiórki”), pojawiał się w serialach telewizyjnych („Summerland”, „Greek”).

 

Devin  Kelley  (Amanda)

Pochodzi z Minnesoty. Studiowała teatr na University of Southern California. Po ukończeniu studiów zatrudniła się w Williamstown Theatre Festival i zdobyła rolę w serialu telewizji Fox „The Chicago Code”. Obecnie występuje u boku Chrisa Gorhama w serii „Covert Affairs” oraz kończy pracę nad główną rolą w filmie „Anchors”. Mieszka w  Los Angeles.

 

 

Ingrid Bolsø Berdal (Zoe)

Urodziła się 2.03.1980 w Levander, w Norwegii. Uważana jest za jedną z najzdolniejszych aktorek skandynawskich swego pokolenia. Wystąpiła między innymi w filmie grozy „Frit Vilt” (DVD: „Hotel zła”, 2006), w brytyjskiej komedii „Wide Blue Yonder” (2010), u boku Briana Coxa i Jamesa Foxa. Studiowała muzykę i śpiew w szkole średniej oraz na uniwersytecie w Trondheim, a także aktorstwo w Akademii Teatralnej w Oslo. Następnie zdobyła angaż w Norweskim Teatrze Narodowym. Na scenie wystąpiła między innymi w w sztukach: „Fräulein Else”, „Hair”, „Kaukaskie kredowe koło”, „Iwanow”, „Frank”, „Iwona, księżniczka Burgunda” czy  „Eksperyment”. Zdobyła wiele prestiżowych norweskich nagród aktorskich i doczekała się doskonałych recenzji. Zagrała także w filmach kinowych i telewizyjnych: „Hansel and Gretel: Witch Hunters”, „Escape”, „Cold Prey”, „Cold Prey 2”, „I Travel Alone”, „Comrade Pedersen”, „Hellfjord”. Ma na koncie także wiele ról radiowych, m.in. „Scream”  (BBC Four),  czy  „Your Only Friend”.

 

 Jonathan Sadowski (Paul)

Urodził się 23.11.1979 roku. Ostatnio z sukcesem występuje w serialu komediowym sieci CBS „$#*! My Dad Says” u boku Williama Shatnera.  Grał między innymi w komedii  „Ona to on”, w „Szklanej  pułapce 4.0”  czy  horrorze „Piątek, 13”. Wystąpił także w telefilmach „Our Show,” „Two Dollar Beer”, „Courtroom K” oraz serialach „American Dreams”, „Chuck,” „Doktor House” czy „Terminator: Kroniki Sarah Connor”. Pochodzi z  Chicago, w wolnych chwilach pisze i gra na pianinie.

O twórcy filmu

Brad Parker (reżyseria)

„Czarnobyl. Reaktor strachu” to jego debiut w pełnometrażowej fabule. W planach ma film akcji dla producentów J.J. Abramsa i Matta Reevesa. Pracował jako drugi  reżyser i spec od efektów specjalnych przy filmie  Reevesa „Pozwól mi wejść” („Let Me In”); podobną rolę pełnił przy telewizyjnym projekcie Stevena Spielberga „Locke & Key” w reżyserii Marka Romanka. Parker rozpoczynał karierę jako animator i scenograf w telewizji MTV. Pracował w ramach firmy Digital Domain (efekty specjalne), miedzy innymi przy filmach „Fight Club” Davida Finchera, „xXx”,  „Wehikuł czasu” czy „Królowie nocy”.  Odpowiadał za komputerowe efekty przy tak cenionych reklamówkach, jak „Unstoppable” (dla  Adidasa), „23 vs. 39”  (Gatorade), „Toy Boat” (eBay). Realizował też samodzielnie liczne filmy reklamowe, między innymi na zlecenie takich firm, jak Nike, Nintendo, Sony, Electronic Arts, Chrysler, Hyundai, Toyota, Honda, Molson Beer czy Panasonic.


Tytuł oryginalny: Chernobyl Diaries
Reżyseria: Bradley Parker
Scenariusz: Oren Peli, Carey Van Dyke i Shane Van Dyke na podstawie noweli filmowej Orena Peliego
Wykonawcy:
Jesse McCartney - Chris
Devin Kelley - Amanda
Ingrid Bolsø Berdal - Zoe
Dimitrij Diaczenko - Uri
Nathan Phillips - Michael
Jonathan Sadowski - Paul
Olivia Taylor Dudley - Natalie
Milosz Tomotijević - żołnierz na punkcie kontrolnym
Zinaida Dedakin - właścicielka restauracji
Ivana Milutinović - dziewczynka
Alex Feldman - ratownik medyczny Goldshmidt
Kristof Konrad - ratownik medyczny Grodzki
Pasza Lycznikow - doktor
Jay Krash - humanoid
Milutin Milosević
Ivan Djordjević   - ukraińscy chuligani
Ivan Jović     
 
 
Muzyka: Diego Stocco
Zdjęcia: Morten Søborg
Montaż: Stan Salfas
Scenografia : Aleksandar Denić
Dekoracje: Nina Burić, Zsusa Mihalek
Efekty specjalne: Mark Forker
Kostiumy: Mimorika Bailović
Producenci: Oren Peli, Brian Witten
Producenci wykonawczy: Alison Cohen, Rob Cowan, Richard Sharkey, Broderick Johnson, Andrew A.Kosove, Allison Silver, Milan Popelka
Produkcja: Alcon Etertainment – FilmNation Entertainment – Oren Peli/David Witten Pictures, USA  2012
Czas: 90  min.
Premiera światowa: 25.05.2012 r.
Premiera polska: 22.06.2012 r.
Dystrybucja w Polsce: Forum Film Poland
Dozwolony od lat: 15
 

 

RECENZJA Agnieszka Grabiec
 

         26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa w historii katastrofa elektrowni jądrowej. Po tej dacie, Czarnobyl stał się tematem wielu rozważań, także scenarzystów filmowych. Wśród wielu filmów dokumentalnych musiało pojawić się coś fabularnego, a więc do akcji wkroczył Oren Peli, który połączył dwa gatunki i stworzył nowy film na podobieństwo swojego debiutu w wielkim świecie- „Paranormal Activity”. Stery oddał w ręce innego początkującego reżysera Bradleya Parkera i dał szansę na wykazanie się. Szkoda, że ten z tej możliwości nie skorzystał.

         Dwójka braci, Paul i Chris, wraz ze swoimi dziewczynami wyruszają na wycieczkę po Ukrainie. Jednakże zamiast podążyć dalej do Moskwy zmieniają plany i decydują się na zwiedzanie zrujnowanego i nadal skażonego miasta Prypeć, obok którego mieścił się niegdyś reaktor jądrowy Czarnobyl. Wraz z przewodnikiem i jeszcze dwójką żądnych niezapomnianych wrażeń młodych ludzi wyruszają na zwiedzanie opuszczonego miasta. Ze względu na skażenie nie mogą przebywać tam dłużej niż dwie godziny. Niestety, w niewyjaśnionych okolicznościach uszkodzony zostaje ich van  i zmuszeni są oczekiwać na pomoc w tych opustoszałych terenach. Szybko jednak przekonają się, że nie są tam sami.

         „Czarnobyl. Reaktor strachu” to idealny przykład na to, że genialny pomysł nie koniecznie musi decydować o świetności produkcji. Opowieść o Czarnobylu pełna jest tajemnicy i nieodkrytych miejsc. Jednakże wprowadzając kilkoro młodych bohaterów czyni się go niemalże zwyczajnym i trochę tandetnym slasherem. Początkowo pełen zapału i niespodziewanego klimatu wprowadza widza w mroczny i skażony świat po wybuchu reaktora. Jednakże, kiedy tylko dowiadujemy się jakie zło czyha na bohaterów w pustych ścianach starych budynków mieszkalnych robotników obraz ten traci cały swój urok. Traci pewną świeżość i zamiast trzymać nas w napięciu wywołuje nie tylko chichoty, ale wręcz masakryczne znudzenie. O idiotycznych zagrywkach bohaterów nawet nie ma co wspominać, bowiem niektóre wprawiają nas w chęć wyrywania sobie włosów z głowy. Co tu dużo mówić, z taką fascynującą ideą człowiek spodziewa się naprawdę niezapomnianych wrażeń, a dostaje jedynie banalną historię pełną schematyczności i nawet taki finał, który dla wielu jest mocny i całkowicie zaskakujący, dla znawców podobnego kina nie będzie nowością. Tym samym okazuje się, że nawet wielkie ucieczki i chęci na pobieganie po terenach skażonych mogą wywoływać epidemię ziewu.

         Trzeba jednak przyznać, że klimat jest pierwszorzędny. Pomimo tego, że nakręcony został w Serbii i Węgrzech, ze względu na ciągłe promieniowanie, utrzymał pełną grozy atmosferę. Zabiera się widza w podróż po zniszczonych lasach, po opuszczonych i równie mało żywych budynkach.  Z brutalnością pokazuje się to czego sami nie moglibyśmy zobaczyć. Wszystko to podsycane jest charakterem filmu, bowiem utrzymany został on w popularnym i tak bardzo lubianym przez Orena Peli mockdokumencie. Wszędzie względna cisza, a gdzieniegdzie pojawiające się istotki ludzkie, czy zwierzęce budują całkiem nie najgorsze napięcie.  Szkoda, że później, gdzieś gubi się to uczucie niepewności.

         Zazwyczaj, gdy do takich filmów zaangażowani zostają młodzi, piękni i do tego mało znani aktorzy, sprawia to, że widz bardziej wczuwa się w opowieści i wierzy w autentyczność postaci. Tutaj tak nie jest i przez to trudno jest złapać jakikolwiek kontakt z bohaterami. Tym samym nie robi na nas większego wrażenia śmierć kolejnych jednostek, które pozostają dla nas jedynie ofiarami. Mało znane twarze nie dodają tutaj większej świeżości, można wręcz powiedzieć, że tak samo poradziliby sobie Ci, dla których aktorstwo to nie pierwszyzna.

         Choć uwielbiam produkcje udające dokument, to z przykrością muszę stwierdzić, że „Czarnobyl. Reaktor strachu” to straszliwie marna próba dosięgnięcia gwiazd przez początkującego reżysera. Klimat choć całkiem sprawnie utworzony został zniweczony przez przewidywalną i wtórną fabułę, bowiem od razu ma się wrażenie, że już coś podobnego się widziało. Zmienia się jedynie sceneria, zmieniają się twarze, zmienia się ogólna koncepcja, ale sens pozostaje ten sam. Trochę to męczące, trochę to bolesne, bowiem po filmie, który dotyka problemu Czarnobyla spodziewać można było się o wiele wiele więcej. Dlatego też ten tytuł zwyczajnie zawodzi!