CZARNOBYL
REAKTOR STRACHU
O filmie
Sześcioro młodych ludzi szukających ekstremalnych wrażeń wynajmuje
przewodnika, który, mimo surowych zakazów, zabiera ich do owianego tajemnicą
miasta-widmo. Tu mieszkali niegdyś pracownicy reaktora w Czarnobylu. Po
tragicznym wybuchu, ponad 25 lat temu, ewakuację całego miasta
przeprowadzono w ciągu jednej nocy. Nielicznych, którzy tam zostali, nigdy
już nie widziano... Bohaterowie szybko odkrywają, że choć nikt nie przeżył
katastrofy, bynajmniej nie są tutaj sami. Wszystko wskazuje na to, że
przerażający rozdział w historii miasta nie został jeszcze wcale zamknięty.
Nowy rodzaj grozy, czyli liczy się pomysł
Pomysłodawcą filmu był Oren Peli, scenarzysta, producenet i reżyser, który
odniósł wielki sukces niskobudżetowym horrorem „Paranormal Activity” (2007).
Właśnie trwają prace nad czwartą częścią tego popularnego cyklu. Jak
wspominał nowy mistrz grozy, w tamtym przypadku inspiracji nie szukał
daleko – dziwne odgłosy w nowym domu uruchomiły jego wyobraźnię. Tym razem
pomysł przyszedł mu do głowy, gdy surfował w sieci. – W fotoblogu
zobaczyłem zdjęcie dziewczyny na motocyklu w opuszczonym mieście Prypeć.
Wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się o tym niezwykłym miejscu, ewakuowanym
w ciągu jednej nocy po katastrofie reaktora w Czarnobylu. To rodzaj
współczesnego ghost town, miejsca, które przez lata zmieniało się stopniowo
jedynie pod wpływem działania przyrody i dzikich zwierząt. Fotografie
wyglądały bardzo dziwnie i bardzo smutno. Pomyślałem, że to doskonała
sceneria, by nakręcić film, który może spowodować, że widzowie poczują
ciarki na plecach.
Ze swym pomysłem Peli poszedł do producenta Briana Wittena. Ten
natychmiast zainteresował się tematem i uznał go za obiecujący. Zachęcił
Peliego do pracy. Scenarzysta, przeprowadzając gruntowny research, natknął
się na plotki, że kilka osób odmówiło opuszczenia miasta, pomimo zagrożenia
niezwykle wysokim promieniowaniem. Peli studiował także niesamowity wygląd,
jaki miasto przybrało wskutek inwazji natury. – Wtedy właśnie nabrałem
pewności, że mamy w ręku właściwy materiał i zacząłem myśleć o tym, co
mogłoby się wydarzyć się podczas podróży grupy młodych ludzi w ten
niebezpieczny rejon – wspominał.
Naprawdę
ekstremalna wycieczka
Jak wiadomo, w ostatnich latach bardzo się rozwinął niszowy rodzaj turystyki
zwanej ekstremalną lub „turystyką szoku”. Chodzi o to, by dostać się w
niebezpieczne miejsca – góry, jaskinie czy odcięte od świata zakątki
dżungli. I dodatkowo przeżyć tam powodujące skoki adrenaliny atrakcje, jak
na przykład pływanie z rekinami czy skok na bungee nad wodospadem. – To
zabawa dla ludzi, których nie satysfakcjonuje grzeczne zwiedzanie muzeów czy
obserwowanie pięknych krajobrazów zza szyby autobusu – tłumaczył
scenarzysta. – Oni pragną dreszczu, pragną robić rzeczy, które 99 procent
ludzi uznałoby za koszmar. Peli dokładnie sprawdził, jak wygląda
sytuacja w interesującym go regionie: – Prypeć jest jednym z
najpopularniejszych miejsc, gdzie odbywają się tego typu wyprawy. Można tam
pojechać w zorganizowanej grupie. Wtedy turystów oprowadza po mieście
przewodnik wyposażony w licznik Geigera, który zna miejsca bardziej i mniej
niebezpieczne.
Witten dodawał: – Powszechna jest opinia, że jeśli się przebywa tam tylko
przez kilka godzin, skutki napromieniowania są właściwie żadne, porównywalne
do podróży samolotem z Los Angeles do Londynu. Nawiasem mówiąc, wielu
specjalistów uważa, że decyzja o ewakuacji tego miasta była przedwczesna i w
gruncie rzeczy niepotrzebna, a podjęta przez władze wskutek paniki. Miasto
powstało jako osiedle dla pracowników elektrowni jądrowej Czernobylskaja w
1970 roku. Położone jest w odległości około czterech kilometrów od reaktora.
27 kwietnia 1986, czyli w dzień po tragicznej awarii, zapadła decyzja o
ewakuacji miasta. Około pięćdziesięciu tysięcy ludzi do wieczora musiało
opuścić miejsce zamieszkania. Dwie godziny po zakończeniu ewakuacji oddziały
milicji ponownie przeszukały miasto, odnajdując dwadzieścia osób, które
chciały uniknąć wyjazdu. Początkowo planowano powrót mieszkańców. Potem
jednak dla pracowników elektrowni i ich rodzin zbudowano nowe miasto
Sławutycz (w latach 1986-88). Obecnie Prypeć jest czymś na kształt skansenu
ostatnich lat epoki radzieckiej. W opuszczonych budynkach znaleźć można
jeszcze czasem rzeczy pozostawione w pośpiechu przez jego byłych
mieszkańców. Czasem, bo przez wiele lat miasto było plądrowane. Obecnie
stanowi ono atrakcję turystyczną, podobnie jak i cały temtejszy rejon. W
okolicach Prypeci można napotkać całkowicie opuszczone wsie.
Jak
mówił twórca filmu, „Czarnobyl. Reaktor strachu” opowiada o grupie
nietypowych turystów. Szóstka młodych i żądnych wrażeń ludzi zostaje
zawrócona z drogi do Prypeci przez wojsko. Mimo to dostaje się na teren
miasta, doprowadzona tam boczną drogą przez przewodnika. Awaria samochodu
uniemożliwia im opuszczenie Prypeci przed zapadnięciem zmroku. A nocą zdają
się wyczuwać czyjąś obecność.
Błyskotliwy debiutant
Producenci zaproponowali reżyserię Bradowi Parkerowi, doświadczonemu
filmowcowi, dla którego miał być to fabularny pełnometrażowy debiut. Witten
wspominał: – Byliśmy przekonani, że to strzał w dziesiątkę. Brad miał
bardzo precyzyjną wizję filmu. Dokładnie wiedział, co chce osiągnąć.
Parker mówił: – Od razu wiedziałem, że to projekt, w który chcę
wejść. Miałem fascynujące zdjęcia z tego niezwykłego miejsca, a po
pierwszych rozmowach na temat scenariusza byłem całkowicie pewien, że to
materiał na mocno angażującą emocje opowieść. Naszym zamiarem było nakręcić
film, który trzymałby widownię w wielkim napięciu od pierwszej do ostaniej
sceny. Prypeć to u nas nawiedzone miejsce. Samotne przebywanie w nim nocą
budzi lęk, a przebywanie ze świadomością, że jest tu jeszcze ktoś, jest po
prostu przerażające.
Dotychczasowy
styl Peliego bazował na sugestywnym wykorzystaniu chwytu „autentycznych
zdjęć”, przez które przeziera jakaś przerażająca tajemnica. Scenarzysta tak
komentował swój nowy projekt: – Chciałem tym razem pójść w trochę innym
kierunku, lecz nadal naszym założeniem był paradokumentalny styl realizacji.
Stawialiśmy na daleko posunięty autentyzm. Gotowy film jest w wielkiej
mierze wynikiem improwizacji. Powstał scenariusz o wyrazistej linii
fabularnej, lecz większość dialogów zrodziła się w wyniku prób. Priorytetem
było to, by dialogi brzmiały właśnie maksymalnie autentycznie. Aktorzy
na taką swobodę pracy zareagowali z entuzjazmem.
Sfotografować strach
Obsadzie sprawiono pewną niespodziankę. Plan filmu pogrążono bez uprzedzenia
w ciemności, by uchwycić jak najlepiej atmosferę niezidentyfikowanego
zagrożenia. – Poczucie intymności doznań bohaterów miało się udzielić
widowni, która powinna wraz z nimi przeżywać strach. Bez tego nie ma co
liczyć na prawdziwy sukces – tak uważał Peli. Z tego też powodu od
początku celem ekipy było kręcenie w scenerii
maksymalnie
zbliżonej do prawdziwej Prypeci, użyto też prawdziwego sprzętu, stosowanego
w tamtym rejonie. – Mieliśmy dwa prawdziwe wojskowe ŁAZ-y –
opowiadał scenarzysta. – Silnik w nich znajduje się w środku, pomiędzy
kierowcą a siedzeniami pasażerów. Praktycznie cały czas pachnie więc
benzyną. Wygląd tych samochodów dodatkowo podkreśla to, że nasi turyści
znaleźli się w miejscu dalekim od komfortu, do którego są przyzwyczajeni.
Kręcono w Belgradzie, w Serbii i w okolicach Budapesztu. – Trzeba
było stworzyć dwa światy – opowiadał scenograf Aleksandar Denić
(„Gucza”, „Cat Run”). – Współczesny świat, gdzie zaczyna się nasza
historia i ten drugi – niejako zamrożony w czasie i poddany daleko idącej
dekompozycji. Oba miały być ujęte realistycznie, właściwie nawet
hiperrealistycznie. Znaleziono więc doprawdy niezwykłe miejsca, gdzie
odbywały się zdjęcia. – Wykorzystaliśmy klaustrofobiczne tunele pod
Belgradem, gdzie mieściła się podobno tajna baza wojsk hitlerowskich podczas
II wojny światowej – opowiadał Witten. –Aleksandar wykonał
wspaniałą pracę – wtórował mu reżyser – przekształcając starą
belgradzką fabrykę traktorów oraz dawne lotnisko wojskowe pod Budapesztem w
miejsce, które wygląda niemal jak Prypeć. – Nasze najgłębsze emocje i
lęki związane są z reguły z dzieciństwem – tłumaczył swą koncepcję
scenograf. – Dlatego też, by podkreślić doznania bohaterów, stworzyliśmy
pejzaż pełen porzuconych i zepsutych zabawek, lalek i samochodzików, a także
ubranek.
Symbolem tragedii, jaka dotknęła miasto, był wielki diabelski młyn.
Stworzono jego dolną część, resztę „domalowano” za pomocą technik
komputerowych. W sprawie efektów specjalnych reżyser (który sam
zajmował się tym przez lata) zwrócił się o pomoc do Marka Forkera („Władca
pierścieni”, „Pozwól mi wejść”). Obaj wielokrotnie ze sobą współpracowali. –
Ufam mu właściwie ślepo – mówił. – A to dlatego, że nieraz widziałem
jak rozwiązywał niezwykle trudne problemy techniczne. Forker uznał
powierzone mu zadanie za bardzo interesujące: – Spodobała mi się
myśl, by połączyć stylizację na dokument z klasycznymi elementami
horroru/thrillera.
Efekty specjalne i charakteryzacja nie dotyczyły jedynie ludzi. –
Stworzyliśmy stado wygłodniałych, wyliniałych psów, które z wielkim apetytem
spoglądają na wkraczających na ich terytorium turystów – mówił Forker. –
Mieliśmy do dyspozycji wyglądające bardzo groźnie i zachowujące się naprawdę
agresywnie psy bojowe używane przez serbskie siły specjalne. Zanjdowały się
one pod opieką obecnych przez cały czas na planie treserów. Nie zmienia to
jednak faktu, że czuliśmy niepokój.
Ziąb
i dreszcze
Większość zdjęć powstwała w listopadzie i w związku z tym chłód stał się
dla ekipy sporym problemem. – Było naprawdę bardzo zimno –
opowiadał Peli. – Mieliśmy różne dogrzewacze i specjalną ciepłą odzież,
ale przecież aktorzy musieli spędzać wiele godzin, leżąc na zimnej ziemi w
środku nocy. Nie było więc lekko.
Reżyser bardzo zabiegał by zatrudnić wybitnego operatora Mortena Søborga
(„Otwarte serca”, „Tuż po weselu”, „W lepszym świecie”). –
Uważam, że ze swym wielkim doświadczeniem w kinie artystycznym jest on
mistrzem długich ujęć –
mówił Parker. Peli był też z tej decyzji bardzo zadowlony: –
Morten i Brad dopełniali się znakomicie i kapitalnie oddali wizję, jaka
zrodziła się w mojej głowie. Naszym założeniem było, że od chwili, gdy
bohaterowie przybywają do opustoszałego miasta, my, widzowie, mamy widzieć
to, co oni i czuć to, co oni. Myślę, że udało się oddać towarzyszące im
poczucie paranoi, wynikające z przekonania, że nikt im nie jest w stanie
pomóc, a zagrożenie wciąż narasta.
O aktorach
Jesse McCartney (Chris)
Urodził
się 9.04.1987 roku w Nowym Jorku. Z powodzeniem łączy karierę
aktora, wokalisty i twórcy piosenek. Występy na scenie zaczął w wieku
siedmiu lat w lokalnych teatrach. Debiutował na Broadwayu w musicalu
„Król i ja” („The King and I”) dwa lata później. Wystąpił u boku Rogera
Daltreya, wokalisty The Who w musicalowej adaptacji „Opowieści wigilijnej”
(„A Christmas Carol”) Charlesa Dickensa. Potem McCartney jednocześnie
występował w serialu sieci ABC „All My Children” i nagrywał z boysbandem
Dream Street, którego debiutancki album z 2000 roku zdobył status złotej
płyty. Gdy miał szesnaście lat, wydał solową debiutancką płytę „Beautiful
Soul”, która sprzedała się w 1,8 mln egzemplarzy. Jego piosenki podbijały
listy przebojów w USA, Australii, Włoszech, Japonii, Filipinach i na
Tajwanie. Zdobył trzy Teen Choice Awards. Użyczył głosu wielu animowanych
postaciom (cykl „Alvin i wiewiórki”), pojawiał się w serialach telewizyjnych
(„Summerland”, „Greek”).
Devin Kelley (Amanda)
Pochodzi z Minnesoty. Studiowała teatr na University of Southern California.
Po ukończeniu studiów zatrudniła się w Williamstown Theatre Festival i
zdobyła rolę w serialu telewizji Fox „The Chicago Code”. Obecnie występuje u
boku Chrisa Gorhama w serii „Covert Affairs” oraz kończy pracę nad główną
rolą w filmie „Anchors”. Mieszka w Los Angeles.
Ingrid Bolsø Berdal (Zoe)
Urodziła się 2.03.1980 w Levander, w Norwegii. Uważana jest za jedną z
najzdolniejszych aktorek skandynawskich swego pokolenia. Wystąpiła między
innymi w filmie grozy „Frit Vilt” (DVD: „Hotel zła”, 2006), w brytyjskiej
komedii „Wide Blue Yonder” (2010), u boku Briana Coxa i Jamesa Foxa.
Studiowała muzykę i śpiew w szkole średniej oraz na uniwersytecie w
Trondheim, a także aktorstwo w Akademii Teatralnej w Oslo. Następnie zdobyła
angaż w Norweskim Teatrze Narodowym. Na scenie wystąpiła między innymi w w
sztukach: „Fräulein Else”, „Hair”, „Kaukaskie kredowe koło”, „Iwanow”,
„Frank”, „Iwona, księżniczka Burgunda” czy „Eksperyment”. Zdobyła wiele
prestiżowych norweskich nagród aktorskich i doczekała się doskonałych
recenzji.
Zagrała także w filmach kinowych i telewizyjnych: „Hansel and Gretel: Witch
Hunters”, „Escape”, „Cold Prey”, „Cold Prey 2”, „I Travel Alone”, „Comrade
Pedersen”, „Hellfjord”.
Ma na koncie także wiele ról radiowych, m.in. „Scream” (BBC Four), czy
„Your Only Friend”.
Jonathan
Sadowski (Paul)
Urodził się 23.11.1979 roku. Ostatnio z sukcesem występuje w serialu
komediowym sieci CBS „$#*! My Dad Says” u boku Williama Shatnera. Grał
między innymi w komedii „Ona to on”, w „Szklanej pułapce 4.0” czy
horrorze „Piątek, 13”.
Wystąpił także w telefilmach „Our Show,” „Two Dollar Beer”, „Courtroom K”
oraz serialach „American Dreams”, „Chuck,” „Doktor House” czy „Terminator:
Kroniki Sarah Connor”.
Pochodzi z Chicago, w wolnych chwilach pisze i gra na pianinie.
O twórcy filmu
Brad Parker (reżyseria)
„Czarnobyl. Reaktor strachu” to jego debiut w pełnometrażowej fabule. W
planach ma film akcji dla producentów J.J. Abramsa i Matta Reevesa. Pracował
jako drugi reżyser i spec od efektów specjalnych przy filmie Reevesa
„Pozwól mi wejść” („Let Me In”); podobną rolę pełnił przy telewizyjnym
projekcie Stevena Spielberga „Locke & Key” w reżyserii Marka Romanka. Parker
rozpoczynał karierę jako animator i scenograf w telewizji MTV. Pracował w
ramach firmy Digital Domain (efekty specjalne), miedzy innymi przy filmach
„Fight Club” Davida Finchera, „xXx”, „Wehikuł czasu” czy „Królowie nocy”.
Odpowiadał za komputerowe efekty przy tak cenionych reklamówkach, jak
„Unstoppable” (dla Adidasa), „23 vs. 39” (Gatorade), „Toy Boat” (eBay).
Realizował też samodzielnie liczne filmy reklamowe, między innymi na
zlecenie takich firm, jak Nike, Nintendo, Sony, Electronic Arts, Chrysler,
Hyundai, Toyota, Honda, Molson Beer czy Panasonic.
Tytuł oryginalny: Chernobyl Diaries
Reżyseria: Bradley Parker
Scenariusz: Oren Peli, Carey Van Dyke i Shane Van Dyke na podstawie noweli
filmowej Orena Peliego
Wykonawcy:
Jesse McCartney - Chris
Devin Kelley - Amanda
Ingrid Bolsø Berdal - Zoe
Dimitrij Diaczenko - Uri
Nathan Phillips - Michael
Jonathan Sadowski - Paul
Olivia Taylor Dudley - Natalie
Milosz Tomotijević - żołnierz na punkcie kontrolnym
Zinaida Dedakin - właścicielka restauracji
Ivana Milutinović - dziewczynka
Alex Feldman - ratownik medyczny Goldshmidt
Kristof Konrad - ratownik medyczny Grodzki
Pasza Lycznikow - doktor
Jay Krash - humanoid
Milutin Milosević
Ivan Djordjević - ukraińscy chuligani
Ivan Jović
Muzyka: Diego Stocco
Zdjęcia: Morten Søborg
Montaż: Stan Salfas
Scenografia : Aleksandar Denić
Dekoracje: Nina Burić, Zsusa Mihalek
Efekty specjalne: Mark Forker
Kostiumy: Mimorika Bailović
Producenci: Oren Peli, Brian Witten
Producenci wykonawczy: Alison Cohen, Rob Cowan, Richard Sharkey, Broderick
Johnson, Andrew A.Kosove, Allison Silver, Milan Popelka
Produkcja: Alcon Etertainment – FilmNation Entertainment – Oren Peli/David
Witten Pictures, USA 2012
Czas: 90 min.
Premiera światowa: 25.05.2012 r.
Premiera polska: 22.06.2012 r.
Dystrybucja w Polsce: Forum Film Poland
Dozwolony od lat: 15
RECENZJA
Agnieszka Grabiec
26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa w historii katastrofa
elektrowni jądrowej. Po tej dacie, Czarnobyl stał się tematem wielu
rozważań, także scenarzystów filmowych. Wśród wielu filmów dokumentalnych
musiało pojawić się coś fabularnego, a więc do akcji wkroczył Oren Peli,
który połączył dwa gatunki i stworzył nowy film na podobieństwo swojego
debiutu w wielkim świecie- „Paranormal Activity”. Stery oddał
w ręce innego początkującego reżysera Bradleya Parkera i dał szansę na
wykazanie się. Szkoda, że ten z tej możliwości nie skorzystał.
Dwójka braci, Paul i Chris, wraz ze swoimi dziewczynami wyruszają
na wycieczkę po Ukrainie. Jednakże zamiast podążyć dalej do Moskwy zmieniają
plany i decydują się na zwiedzanie zrujnowanego i nadal skażonego miasta
Prypeć, obok którego mieścił się niegdyś reaktor jądrowy Czarnobyl. Wraz z
przewodnikiem i jeszcze dwójką żądnych niezapomnianych wrażeń młodych ludzi
wyruszają na zwiedzanie opuszczonego miasta. Ze względu na skażenie nie mogą
przebywać tam dłużej niż dwie godziny. Niestety, w niewyjaśnionych
okolicznościach uszkodzony zostaje ich van i zmuszeni są oczekiwać na pomoc
w tych opustoszałych terenach. Szybko jednak przekonają się, że nie są tam
sami.
„Czarnobyl. Reaktor strachu” to idealny przykład na
to, że genialny pomysł nie koniecznie musi decydować o świetności produkcji.
Opowieść o Czarnobylu pełna jest tajemnicy i nieodkrytych miejsc. Jednakże
wprowadzając kilkoro młodych bohaterów czyni się go niemalże zwyczajnym i
trochę tandetnym slasherem. Początkowo pełen zapału i niespodziewanego
klimatu wprowadza widza w mroczny i skażony świat po wybuchu reaktora.
Jednakże, kiedy tylko dowiadujemy się jakie zło czyha na bohaterów w pustych
ścianach starych budynków mieszkalnych robotników obraz ten traci cały swój
urok. Traci pewną świeżość i zamiast trzymać nas w napięciu wywołuje nie
tylko chichoty, ale wręcz masakryczne znudzenie. O idiotycznych zagrywkach
bohaterów nawet nie ma co wspominać, bowiem niektóre wprawiają nas w chęć
wyrywania sobie włosów z głowy. Co tu dużo mówić, z taką fascynującą ideą
człowiek spodziewa się naprawdę niezapomnianych wrażeń, a dostaje jedynie
banalną historię pełną schematyczności i nawet taki finał, który dla wielu
jest mocny i całkowicie zaskakujący, dla znawców podobnego kina nie będzie
nowością. Tym samym okazuje się, że nawet wielkie ucieczki i chęci na
pobieganie po terenach skażonych mogą wywoływać epidemię ziewu.
Trzeba jednak przyznać, że klimat jest pierwszorzędny. Pomimo tego,
że nakręcony został w Serbii i Węgrzech, ze względu na ciągłe
promieniowanie, utrzymał pełną grozy atmosferę. Zabiera się widza w podróż
po zniszczonych lasach, po opuszczonych i równie mało żywych budynkach. Z
brutalnością pokazuje się to czego sami nie moglibyśmy zobaczyć. Wszystko to
podsycane jest charakterem filmu, bowiem utrzymany został on w popularnym i
tak bardzo lubianym przez Orena Peli mockdokumencie. Wszędzie względna
cisza, a gdzieniegdzie pojawiające się istotki ludzkie, czy zwierzęce budują
całkiem nie najgorsze napięcie. Szkoda, że później, gdzieś gubi się to
uczucie niepewności.
Zazwyczaj, gdy do takich filmów zaangażowani zostają młodzi, piękni
i do tego mało znani aktorzy, sprawia to, że widz bardziej wczuwa się w
opowieści i wierzy w autentyczność postaci. Tutaj tak nie jest i przez to
trudno jest złapać jakikolwiek kontakt z bohaterami. Tym samym nie robi na
nas większego wrażenia śmierć kolejnych jednostek, które pozostają dla nas
jedynie ofiarami. Mało znane twarze nie dodają tutaj większej świeżości,
można wręcz powiedzieć, że tak samo poradziliby sobie Ci, dla których
aktorstwo to nie pierwszyzna.
Choć uwielbiam produkcje udające dokument, to z przykrością muszę
stwierdzić, że „Czarnobyl. Reaktor strachu” to straszliwie
marna próba dosięgnięcia gwiazd przez początkującego reżysera. Klimat choć
całkiem sprawnie utworzony został zniweczony przez przewidywalną i wtórną
fabułę, bowiem od razu ma się wrażenie, że już coś podobnego się widziało.
Zmienia się jedynie sceneria, zmieniają się twarze, zmienia się ogólna
koncepcja, ale sens pozostaje ten sam. Trochę to męczące, trochę to bolesne,
bowiem po filmie, który dotyka problemu Czarnobyla spodziewać można było się
o wiele wiele więcej. Dlatego też ten tytuł zwyczajnie zawodzi! |