TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE | ||
DEMONY
LENINGRADU - Adam Przechrzta
O książce:
Demony – tłucze mi się po głowie to mówiące wiele i zarazem nie mówiące nic słowo i przypomina, o w sumie nie małym rozczarowaniu, jakie przeżyłem czytając „Demony Leningradu”. W tym sęk, że powodem tegoż rozczarowania jest mylący, ponieważ zbyt ogólnikowy, opis. Natomiast sama zawartość okładek... Miód na moją wyobraźnię, który zdecydowanie zachęca do kolejnych spotkań z twórczością Przechrzty. Zanim jednak do tego dojdzie, parę słów o „Demonach...” Akcja, jak wskazuje tytuł, rozpoczyna się w mieście Leningrad, roku czterdziestego drugiego minionego stulecia. Miasto wygląda tak, jakby lada dzień miało stać się symbolem anarchii w pełnym tego słowa znaczeniu, a wszystkiemu winien bezlitosny mróz. Ludzie głodują i umierają schorowani, jednak nie wszyscy, bowiem są i tacy, którzy by przeżyć, zjedzą nawet własną rodzinę. Służby wyszukują kanibali, a kara, jaka ich czeka... Kto wie, czy nie lepiej było im umrzeć z głodu. Po mieście zaczynają się rozchodzić plotki o sekcie zwanej „Doskonali”, która rzekomo jest winna redukcji znacznej części ludności cywilnej, oraz wojska i to po obu stronach frontu! Och, zapomniałem wspomnieć, że trwa wojna? Już nadrabiam: trwa wojna, w klasycznym, najbardziej krwawym i bezlitosnym wydaniu, w którym człowiek to nic nieznaczący śmieć, ewentualnie – w razie potrzeby – mięso armatnie! Wytropieniem wspomnianej sekty ma się zająć major Aleksander Razumowski, tylko, czy podoła wyzwaniu w czasach wojennej zawieruchy, kiedy wszystko może się zmienić z minuty na minutę i nic nie jest tym, na co wygląda? We wstępie wspomniałem o rozczarowaniu, ponieważ zasugerowany opisem spodziewałem się demonów (takich mniej, lub bardziej, ale jednak rogatych, ewentualnie jakieś bliskie kuzynostwo), a tu nic, tylko niewyjaśnione przypadki i oczywiście mróz. Przechrzta rozwija główny watek bardzo powoli i tak naprawdę skąpi nowych informacji, przez co, nie można przewidzieć biegu dalszych wydarzeń, ani dowiedzieć się, czym są tytułowe demony. Dodam tylko, że tym, którzy zakładają iż rozgryźli zakończenie – choćby to było z pełnym pakietem informacji i na moment przed jego nastąpieniem – polecam iść i skreślić szóstkę, bo tu jest jakaś szansa trafienia. Powolnie rozkręcający się wątek główny jest upstrzony pobocznymi, jak żołnierz trafiony serią krwawymi plamami. Są to często zdarzenia drobne i pozornie bez znaczenia, ale pozory, jak to pozory, mylą, a w tym przypadku również urozmaicają. Akcji zatem nikomu nie powinno brakować, a i emocje są silne. Powieść przesycona jest plastycznymi opisami miejsc, oraz społeczeństwa przytłoczonego ciężarem wojny i cierpienia zadawanego często niewinnym, jak również brutalnych metod działań wojska i wszelkich służb strzegących „porządku”. To wszystko nakłada się na siebie i pozwala żyć opisanymi w książce wydarzeniami, myśleć sposobem ludzi umieszczonych w tych przerażających realiach i w końcu razem z nimi marznąć. Powalająca jest nawet sama kreacja bohaterów, których charaktery zostały dopięte na ostatni guzik. Są oni bardzo różnorodni, a zarazem czytelni i łatwi w poznaniu, posiadają również przeszłość określającą ich dzisiejsze ja. Mają gorsze i lepsze dni, mówią potocznym językiem, który wpasowuje się idealnie i tymże językiem rozmawiają o wszystkim, jak to ludzie, tak w pracy, jak i przy wódce. Od ostatniej zresztą raczej nie stronią... „Demony Leningradu’ może i rozkręcają się powoli, ale z pewnością nie pozwalają na nudę. Ujmują sposobem przedstawienia historii i trzymają w napięciu do ostatniej strony, a ta jasno i wyraźnie mówi, że będzie ciąg dalszy, który być może zaspokoi odczuwany po przeczytaniu niedosyt. Tak, Przechrzta wie, jak przyciągnąć czytelnika i sprawić, by przeglądał zapowiedzi wydawnicze w oczekiwaniu kontynuacji. Marek Syndyka
|
|
|
|