DOGHOUSE RECENZJA KOSTNICA
Dawno się tak
nie ubawiłem. Czytałem wcześniej recenzje tego filmu i dość skutecznie mnie
zniechęciły do oglądania. Ale obiecałem, a obowiązek zrecenzowania rzecz święta (i
przy okazji duża przyjemność jaką sprawia mi dzielenie się wrażeniami z przeczytanej
książki czy obejrzanego filmu). Odpaliłem więc "Doghouse"... i muszę powiedzieć,
że dawno się tak dobrze nie bawiłem jak oglądając ten brytyjski horror-komedię.
Utrzymany w podobnej stylistyce co "Zombie SS" film jest dla mnie nawet lepszy od
niego. Historia kumpli którzy wyjeżdżają do wiochy zabitej dechami by odpocząć od
codzienności potrafi rozbawić, momentami lekko zszokować. Cała historia jest banalna.
Sześciu przyjaciół, mających problemy z kobietami, nieudaczników, gości wręcz
infantylnych, wyjeżdża na wieś. Plan imprezy jest prosty - poderwać miejscowe laski,
uchlać się do nieprzytomności. Robią to zwłaszcza dla jednego z nich który przeżył
właśnie traumatyczny rozwód po którym wciąż nie może dojść do siebie. A cóż
może być lepszego na zapomnienie o byłej niż męska impreza? Pierwszy niepokojący
sygnał to martwe, wypatroszone owce na drodze do wioski... Potem jest już tylko gorzej.
Wioska zdaje się wymarła. Powoli autorzy filmu wprowadzają nas w atmosferę horroru.
Ślady krwi których bohaterowie nie dostrzegają, urwane, poobgryzane kończyny... W
końcu zaczyna się akcja. Nasi bohaterowie stają oko w oko z kobietami które zostały
zamienione w zombie. I zaczyna się jatka i śmiech. Naprawdę. Teksty bohaterów, sceny
gdzie krew wręcz tryska strumieniami, ucinanie palców i zjadanie biednych mężczyzn
żywcem... To nie jest grzeczny, politycznie poprawny film. I chociaż opis brzmi głupio
to według mnie sam film nie jest głupi. To dobry kawał filmu gore który bezczelnie,
garściami czerpie wszystko co najlepsze w horrorze. Odniesień do klasyków jest tu
mnóstwo. Mamy więc "Noc żywych trupów", "Gwiezdne wojny", "Edwarda
Nożycorękiego", "Resident Evil"(zgadnijcie czyje logo widać w 57 minucie filmu).
Są tu sceny przy których śmiałem się prawie do łez - akcja w sklepie z zabawkami
gdy nasi panowie szukają broni - bezcenna. A sposób na przedostanie się do
oblężonego kościoła - padłem ze śmiechu. Oczywiście - podniosła się na forach
wrzawa jak kiepski jest to film. Ale nie ma się co tym przejmować. W swojej kategorii
ten film jest naprawdę dobry. Szkoda, że autorzy nie wykorzystali potencjału który
tkwił w tej historii. Bo w "Doghouse" bardzo pobieżnie dowiedzieliśmy się, że to
wojsko testowało nowego wirusa który atakował tylko kobiety i zamieniał je w
krwiożercze zombie. I jeszcze ostrzeżenie by nie wchodzić do lasu... nasi bohaterowie
do lasu nie wchodzą, ale kto wie - może będzie jeszcze kilka części - ja bym się
nie pogniewał. Polecam "Doghouse" - to kawałek fajnej rozrywki pokazującej słynne
stwierdzenie, że kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa w zupełnie innym,
horrorystyczno-komediowym świetle. A może to taki przewrotny sposób pokazania układów
męsko-damskich w naszym zwariowanym świecie?
"Doghouse"
Reżyseria: Jake West. Scenariusz:
Dan Schaffer. Muzyka:
Richard Wells. Obsada: Billy Murray, Danny Dyer, Stephen Graham, Christina Cole. Wielka
Brytania, 2009.
Bogdan
Ruszkowski |