DOMOFON
- Zygmunt Miłoszewski
Poza tym, co
chcesz udowodnić, że jakiś szalony psychopata sprawia, że
mieszkańcy sami zachowują się jak psychopaci i popełniają
samobójstwa? Jak niby miałby to robić? Wmawiać im, że nie
mają po co żyć, bo zsyp na ich piętrze nie działa?”
Każdy z nas to zna. Atmosferę blokowisk. Wysokie pudła z
płyt, w których ulokowanych jest rekordowa liczba
mieszkańców na metr kwadratowy. Bloki są obrazem
wyalienowanego społeczeństwa, które - paradoksalnie - już
nie zna swoich sąsiadów. Pomimo upchania maksymalnej ilości
osób na minimalnej powierzchni, ci ludzie skrzętnie pilnują
swojej prywatności. Mijają sąsiadów na klatkach schodowych,
w windach, burcząc niezrozumiałe "dzień dobry", spuszczając
wzrok. Ogromne aglomeracje szczycą się anonimowością, które
z jednej strony jest wybawieniem, z drugiej - przekleństwem.
Nie mieszkałam nigdy w wieżowcu. Mój dom rodzinny stanowiło
trzypokojowe mieszkanie na drugim piętrze dwupiętrowego
bloku, w którym wszyscy się znali. Jednak znam blokowiska,
znam echo klatek schodowych, szum windy i smród moczu przy
drzwiach od piwnicy. Wszyscy to znamy.
Na warszawskim Bródnie pewien dziesięciopiętrowy blok staje
się dla jego mieszkańców więzieniem. Ci ludzie - Agnieszka,
Wiktor, Kamil i inni - dotychczas nawet nie wiedzieli o
swoim istnieniu. Każdy uczestniczący w pędzie życia po dniu
pracy w stolicy ma tylko jedno marzenie - zamknąć się w
swoim M2, głuchy i ślepy na wszystko i wszystkich, prowadzić
życie na nędznych dwudziestu metrach kwadratowych, centrum
swojego bytu, którego jedynym kontaktem ze światem
zewnętrznym jest brzęczący domofon. Domofon, który rzadko
kiedy rejestruje dłuższe rozmowy, niż "to ja, otwórz". A
może nie?
Agnieszka i Robert przenoszą się do tego wieżowca z
nadziejami na przyszłość i głowami w chmurach. Życie w
Warszawie to obietnica lepszego, pełniejszego życia.
Wiktor, alkoholik, powoli staje na nogi. Dając sobie
ultimatum, powraca do trzeźwości, ciężko pracując nad
zbiorem felietonów o, nomen omen, blokowisku.
Kamil cierpi przez wieczne dąsy swoich rodziców, którzy
wykańczają go psychicznie - nastolatek aż rwie się do
dorosłości, jednak na przeszkodzie stoi surowy ojciec i
zmęczona matka.
Emilia, stara dewotka, opiekująca się chorą matką.
I inni. Wszyscy mają swoje problemy.
Wszystko zaczyna się w dniu przeprowadzki Agnieszki i
Roberta. Na samym starcie do Nowego Życia w Stolicy wita ich
trup bez głowy w windzie. Makabryczna zbrodnia, czy
samobójstwo? A może... ostrzeżenie?
Kilka następnych dni zmienia się w horror - blok zostaje
zamknięty przez dziwne, mroczne siły. Nie można z bloku
wyjść, nie można skontaktować się ze światem zewnętrznym -
nie działa internet, telefony, nawet radia. Nie ma wody.
Zrazu poddenerwowani mieszkańcy stają się przerażeni. Od
czasu zamknięcia nawiedzają ich straszne koszmary...
Zygmunt Miłoszewski stworzył wybitne ghost story na bazie
niezwykle prostej fabuły. Przemieniając blokowisko w
więzienie, będące również projekcją naszych ludzkich,
banalnych lęków, popisał się niezwykłą umiejętnością
tworzenia nastroju grozy, która jest tym większa, im
bardziej sami znamy rzeczywistość blokowisk. Każdy z nas,
Polaków, albo sam mieszka w takim wieżowcu, albo zna jego
mieszkańca - podziękujmy architektom z lat '70. Blok stał
się jednym z symboli epoki PRL i po dziś dzień zdobi ogromne
powierzchnie miast. Znamy to, dlatego "Domofon" jest tym
straszniejszy. Możemy w bohaterach odnaleźć cechy, które
definiują także nas.
Dzięki niezwykłemu klimatowi i gęstej atmosferze grozy oraz
wyrazistym bohaterom jestem skłonna wybaczyć kilka drobnych
niedociągnięć. Tę historię po prostu się czuje.
Czy wydarzenia, które mają miejsce przy Kondratowicza 21, to
efekt zbiorowej histerii, psychozy, czy też istotnie są
efektem działania ciemnych, mrocznych sił? Czy mieszkańcy,
którzy giną jak muchy, rzeczywiście targnęli się na swoje
życie? A czy pozostali przy życiu mają w ogóle szansę na
ratunek? Czym jest czarna nicość, wydobywająca się z rur?
"Domofon" to świetny, trzymający w napięciu horror, z
niezwykłym klimatem grozy i lekko prowadzoną akcją.
Wspaniały debiut! Pomimo, iż zakończenie było jak dla mnie
odrobinkę zbyt uproszczone, jestem lekturą miło zaskoczona i
serdecznie polecam. Zwłaszcza mieszkańcom blokowisk. Oj,
będziecie się bali.
Paulina Król
|
Autor: Zygmunt
Miłoszewski
Wydawnictwo:W.A.B.
Kwiecień 2011
ISBN: 978-83-7414-962-4
Liczba stron: 352
Wymiary: 165 x 195 mm
Moja ocena: 5/6
|
|