TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE KOSTNICA FACEBOOK | |||
DO
UTRATY TCHU - Portia Da Costa Z serią Erotica Grupy Wydawniczej Foksal miałam już do czynienia wcześniej, przy powieściach Nikki Gemmel. Tak właściwie, to, gdy tylko ujrzałam „Do utraty tchu” przez chwilę myślałam, że jest ona kolejnym dziełem tejże autorki. Dlaczego? Głównie ze względu na okładkę, bowiem wszystkie trzy książki (mam tutaj namyśli wyżej wspomnianą, oraz „Przebudzonych” i Obnażonych”) tworzą jedną, zgraną całość zarówno pod względem tematycznym, jak i graficznym. Trzeba przyznać, że w tym wypadku okładka jest po prostu niesamowita. Osobiście mogłabym się w nią wpatrywać godzinami i nijak by mi się to nie znudziło. Tajemniczość i prostota aż bija po oczach, a mimo to zawiera ona w sobie całkiem sporo szczegółów. W dodatku tutaj mogę ze szczerym sercem powiedzieć, że idealnie wpasowuje się w problematykę i fabułę powieści, co jednak nie do końca miało miejsce w przypadku okładek powieści pani Gemmel – wybaczcie, ze będę je trochę ze sobą porównywać, ale tak będzie mi łatwiej wszystko przekazać. „Do utraty tchu” opowiada historię młodej bibliotekarki, która to odnajduje pewnego razu w swojej skrzynce na listy, tajemniczą przesyłkę. Nie, nie jest to ani bomba, ani jakaś zagadkowa mapa, ale pełna pikanterii i odważnych scen erotycznych korespondencja. Nie można mówić tutaj o pomyłce, bowiem listy są adresowane właśnie do Gwen. Od tej chwili rozpoczyna się jedna wielka, erotyczna gra – z jednej strony tajemniczy Nemezis, z drugiej Daniel - przystojny profesor historii, którego kobieta poznała w tym samym czasie, co pojawienie się listów w jej skrzynce. „Jednak, gdy fantazje i rzeczywistość przenikają się nawzajem, coraz trudniej się zorientować, kto jest, kim…” Ogólnie rzecz biorąc sam początek i wprowadzenie to tematu podobało mi się bardzo. To samo tyczyło się już samego pomysłu na książkę. Tajemnicza korespondencja? Wirtualny flirt? Erotyczna mieszanka, idealna do poczytania po męczącym dniu. Szkoda tylko, że cała powieść taka nie jest. Tak właściwie to najbardziej w tym wszystkim przeszkadzało mi tempo narzucane przez autorkę. Kilkadziesiąt stron monotonii, nagle buch i wielkie przyspieszenie i kolejne strony ciągnącej się nudy i monotonii. Głównie zależało ono po prawdzie od niemalże niekończących się scen erotycznych, mniej lub bardziej absorbujących. Fakt – niektóre były aż nazbyt przesadnie ukazane, ale trzeba przyznać, że też nie wszystkie. W dodatku miałam wrażenie, że bohaterowie są wykreowani na tzw., „szybcika” – niedopracowani, a jednocześnie aż za bardzo ukierunkowani. Nemezis – pan i władca, który tylko wydaje rozkazy, bez jakichkolwiek innych, bardziej rzucających się w oczy cech charakteru. Gwen natomiast z jednej strony szaleje, z drugiej próbuje się kontrolować, przez co nie do końca wiem, czego ona tak właściwie oczekuje. Styl i język autorki nie jest jakoś udziwniony – prosty i logiczny, przez co czytało się w miarę przystępnie, jeśli nie liczyć wspomnianego już „tempa akcji”. Nie powiem, że książka mi się nie podobała, bo bym skłamała. Jest naprawdę ciekawa i warta przeczytania, jednak tyle ile zalet, tyle mogłabym wymienić również wad, przez co ciężko jest mi się postawić po którejkolwiek stronie. Mogę powiedzieć jedynie, że jeśli ktoś ma ochotę na coś innego, jak tylko spotkanie dwójki nieznajomych, prowadzące do masy miłosnych uniesień, co ma miejsce w większości erotyków, to mogę ją szczerze polecić. Czy kiedyś do niej wrócę? Nie wiem. Być może tak będzie, a jeśli tak to możliwym jest, że wtedy już będę potrafiła się opowiedzieć po którejś ze stron. Lilien Moja ocena: 5/10 pkt.
|
|
||
|