DZWON ŚMIERCI - Guy N. Smith RECENZJA KOSTNICA
Przyznam
szczerze, że mam mieszane uczucia w stosunku do tej powieści. Historia jaką prezentuje
Smith z jednej strony jest interesująca, z drugiej - nie do końca dobrze zrealizowana.
Sam pomysł zasługuje jednak na uwagę jako osobliwy i dość oryginalny.
Rzecz
dzieje się w niewielkim brytyjskim miasteczku - Turbury. Miejsce to kryje w sobie mroczną i przerażającą tajemnicę. Na
jej obrzeżach wiele lat temu wybudowano dworek z dzwonnicą. Niegdysiejsi mieszkańcy
byli wyznawcami dziwnej wiary, a do obrzędów używali rytualnego dzwonu. Z pozoru
zwyczajny przedmiot generował jednak dźwięk, który atakował umysły ludzi osiadłych
w tym regionie.
Właściwa
fabuła dotyczy wydarzeń współczesnych, kiedy to stare domostwo znajduje nowych
właścicieli. I oni posiadają dzwon, który ma dziwny wpływ na umysły mieszkańców
Turbury. Historia sprzed lat zaczyna się więc powtarzać.
Tu
zaczyna się podstawowy defekt powieści. Nie wiem, czy przypadkiem czegoś nie
pominąłem, ale nie znalazłem w książce szczególnie mocnych nici, które wiązały by
stare i nowe czasy. Smith popełnił poważny błąd nie dając jasno i wyraźnie do
zrozumienia jakim cudem w jednym miejscu dzieją się te same, przerażające rzeczy. To
może razić, gdy oczekujemy składnej, logicznie uporządkowanej opowieści. Coś tam
niby jest, coś się wiąże, ale nie tyle wyraźnie, by uznać to za jedną, spójną
całość.
Pomijając
ten ważny, aczkolwiek nie najważniejszy punkt (bo trudno od tego typu literatury
wymagać cudów) warto przyjrzeć się bliżej kreacji świata przedstawionego.
Fabuła
i jej rozwój to klasyczny schemat. Krótkie wprowadzenie, dość szybki tok akcji, masa
ofiar i główny bohater ratujący sytuację. Przypomina inną powieść Smitha Pragnienie, w której dochodzi do skażenia
miejskiego zbiornika wodnego środkiem chemicznym, co w efekcie prowadzi do epidemii
dziwnej choroby. Tu zaś ludność miasteczka znajduje się pod wpływem dzwonu i cierpi
niewiarygodne wręcz katusze. Wielu spośród tych, którzy poddani zostali jego
działaniu zginęli, inni popadli w szaleństwo.
Całość
prezentuje się przeciętnie. Sam motyw dziwnego przedmiotu wart jest uwagi, ale jak
wspomniałem wczesnej, autor nie miał przysłowiowego asa w rękawie i stworzył
banalną, był jaką historię. Kreacja postaci i rzeczywistości nie powala, wszystko
jest dość sztampowe, oczywiste i "papierowe". Są oczywiście fragmenty
zasługujące na uznanie, jak postać wioskowego głupka i scena jego śmierci, ale
Brytyjczyk pisywał już lepsze rzeczy.
Nie
ma tu klimatu autentycznej grozy, czegoś co
sprawiało by, że czytałoby się tą powieść z zapartym tchem. Brak Smithowi (swoją
drogą tłumaczowi także) polotu, lekkości pióra i przede wszystkim - w tym wypadku
- talentu. A szkoda, bo ten pisarz nie raz, nie dwa pokazał co potrafi.
Tak
jak Pragnienie i Dzwon śmierci zalicza się więc - niestety -
do literatury grozy klasy B. Zarówno budowa fabuły jak i jej stopień skomplikowania
czynią z powieści Smitha niezłe czytadło autobusowo-pociągowe (choć w przypadku PKP
wypada mieć też inną, gdyby ta się skończyła. Wszak to tylko dwieście stron i kolej
działa.. no sami wiemy jak). Powieść ani ziębi, ani grzeje. Czy jest godna
polecenia? Mimo wszystko chyba tak, bo wypłynęła wraz
innymi w latach 90-tych, w okresie wspominanego przeze mnie dość często
boomu książkowego z Zachodu. Choć to banalna, momentami nudna i do bólu przewidywalna
historia to dla fanów literatury z dreszczykiem może okazać się, jeśli nie
najgorszym, to możliwym do akceptacji kąskiem.
Tytuł:
Dzwon śmierci (Death Bell)
Autor:
Guy N. Smith
Wydawnictwo:
Phantom Press
Stron:
210
Rok
wydania: 1991
Przekład:
Mikołaj Stasiewicz
Krzysztof Chmielewski |