WESOŁEGO
ALLELUJA
opowiadanie
Siedmioletni Kuba
ukradkiem zerknął przez okno. Musiał się upewnić, że rodzice znajdują
się na zewnątrz.Wszystko w porządku. Mama wciąż była zajęta pracą w
przydomowym ogródku zaś tata rozprawiał się z topolą z sekatorem w
dłoni. To była jego wielka szansa. Teraz albo nigdy! Popędził w stronę
drewnianych schodów prowadzących na strych. Pokonał je kilkoma długimi
krokami i znalazł się tuż pod drewnianym włazem. Zaparł się rękami o
sufit i pchnął przed siebie ciężkie wrota. Rodzice kategorycznie
zakazali mu bawić się na strychu. Niektóre deski w podłodze mogły być
już spróchniałe co mogło zakończyć się dla niego złamaniem nogi lub w
najlepszym przypadku zwichnięciem. Zaś inne niebezpieczeństwo stanowiły
porozstawiane pułapki na szczury. Strach było pomyśleć jakie
konsekwencje musiałby ponieść stąpając w metalowe sidła. Pokusa, jednak
była zbyt wielka. Strych stanowił nie lada zagadkę. Taki nie zdobyty
jeszcze ląd dla poszukiwacza przygód.
Na strychu śmierdziało wilgocią i czymś co przypominało zapach kociej
kupy. Jego skośne ściany zastawione były przez niskie, drewniane półki
wypełnione tekturowymi pudłami oraz stertami zakurzonych ubrań. Kuba
ostrożnie wszedł do środka uważnie przyglądając się, gdzie stawia stopy.
Wnętrze oświetlało sino trupie światło wpadające przez małe, ubrane w
siatkę obwisłych pajęczyn, okno. To była już jego druga wizyta na
strychu. Pierwszą wspominał bardzo boleśnie, kiedy to wdrapał się tutaj
bez zgody rodziców. Po chwili, jednak po domu rozniósł się krzyk
przywołując przerażonych domowników. Wrzeszczał wniebogłosy, że zobaczył
ducha. Potem okazało się, że to jednak nie był żaden duch, a zwyczajne
złudzenie, gra światła padającego na długi brudny płaszcz zawieszony na
starym wieszaku. Dostał, wtedy tęgie lanie. Dlatego właśnie musiał być
teraz tak bardzo ostrożny. Uważnie się rozglądać i spróbować zachować
jakąkolwiek pamiątkę z tej ekscytującej wyprawy. Ominął kilka popękanych
desek i znalazł się przed drzwiami starej, dębowej szafy. Sięgnął ręką w
stronę zamka i przekręcił zardzewiały klucz. Zapadki poddały się
zadziwiająco gładko. Kiedy otworzył skrzypiące drzwi jego oczom ukazało
się kilka prostopadłych półek, na których znajdowały się stare garnki,
wyblakłe wazony, sterta poskładanych ubrań oraz kilkadziesiąt równo
ułożonych książek. Wybrał pierwszą z brzegu. Zdmuchnął grubą warstwę
kurzu, krztusząc się przy tym niemiłosiernie i przeczytał tytuł:
"Symbole i znaki stosowane w okultyzmie i czarnej magii." To był strzał
w dziesiątkę! Zachwycony zdobyczą wcisnął książkę pomiędzy spodnie a
majtki zasłaniając ją podkoszulkiem. Zamknął potężne drzwi od szafy i
ruszył stronę wyjścia. Uszedł, zaledwie kilka kroków, kiedy w powietrzu
rozległo się głośne trzaśnięcie, a jego noga znalazła się w metalowej
pułapce. Miał wrzasnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymał krzyk
zasłaniając usta dłonią. Pułapka na szczury zacisnęła swoje metalowe
szczęki na czubku buta. Nie było czasu, żeby próbować się jej tutaj
pozbyć. Klapiąc drewnianym spodem o spróchniałą podłogę doczłapał do
schodów prowadzących w dół. Z trudem zamknął za sobą drewniane wrota. Po
chwili skacząc jak zając znalazł się w swoim pokoju. Wydobył zdobycz zza
gumki w majtkach i szybkim ruchem wsunął ją pod poduszkę. Prawie się
udało - pomyślał. Jeszcze jakimś sposobem musiał pozbyć się niechcianego
intruza nogi i mógłby stwierdzić, że misja zakończyła się powodzeniem.
Zamierzał właśnie sięgnąć ręką w stronę stopy, kiedy w pokoju rozległ
się głos mamy.
- Kuba, co ty masz na nodze...?
Co prawda nie dostał lania, ale już resztę dnia musiał spędzić zamknięty
w swoim pokoju. Jednak najbardziej bał się, że rodzice zabronią mu jutro
malować pisanki. Już od kilku dni przygotowywał przybory niezbędne do
zdobienia wielkanocnych jajeczek. Sprawa była wręcz priorytetowa. Teraz
malowanie stało pod znakiem zapytania. Mogło się okazać, że pisanki
przypadną do kolorowania Madzi. Jego trzy letniej siostrze. Zawiedziona
mina mamy i taty też była swojego rodzaju karą, ale przecież nie ma tego
złego co, by na dobre nie wyszło.W końcu i tak odniósł swoje małe
zwycięstwo. Przecież nie wrócił pustymi rękami.
"Symbole i znaki stosowane w okultyzmie i czarnej magii" była starą
książką z pożółkłymi kartkami. Książka śmierdziała zapachem strychu.
Niemalże na każdej stronie znajdował się rysunek kolejnego symbolu, a
pod spodem objaśnienie w jakim celu powinno się go stosować. Dla
siedmioletniego Kuby rysunki wydawały się najzwyczajniej zabawne. Jeden
przedstawiał węża, który wił się po kielichu. Z kolei inny przypominał
pięcioramienną gwiazdę, w której środek ktoś wkomponował głowę kozy.
Były jeszcze kruki, rogi i setki różnego rodzaju malowideł. Kubę nie
interesowało do czego wykorzystywane były dane symbole, jednak sam fakt
posiadania zdobyczy ze strychu w zupełności mu wystarczał. Ciekawiło go
również, po co rodzice trzymają takie książki na strychu. Niestety, nie
mógł zdradzić jej obecności, więc pewnie już nigdy nie dowie się skąd
się tam wzięła.
Madzia była trzyletnim rudzielcem z wiecznie rozwrzeszczanym gardłem.
Jej wygodne łóżko znajdowało się po drugiej stronie ich wspólnego
pokoju. Wieczorem, kiedy kładli się spać Madzia zapytała: - Kuba, a
dlacego dziś byłeś niegzecny?
Nie wiedział co odpowiedzieć, więc przykrył się kołdrą po uszy i
wyszeptał: - Dobranoc Madzia. Wyśpij się, bo jutro malujemy pisanki.
Przynajmniej mam taką nadzieje, dodał w myślach i zasnął.
Jakżeż miłą niespodzianką było, kiedy wcześnie rano mama wpadła do ich
pokoju niosąc przed sobą wielką michę wypełnioną po brzegi ugotowanymi
jajkami. Pobudka dzieci! Dzisiaj Wielkanoc! Chłopiec nie wiedział, komu
ma dziękować za to, że mama już prawdopodobnie się nie gniewa. Być może
panu Bogu, którego zdążył jeszcze przed snem poprosić o ten cud
miłosierdzia. Dziękuję ci panie Boże!
Kuba przygotował już nieco wcześniej dwanaście sztuk różnokolorowych
farbek plakatowych, dwa pędzelki oraz słoiczki na wodę. Szykowała się
masa roboty, bo mama ugotowała aż trzydzieści sztuk potężnych jajek. Na
pierwszym i drugim pojawiły się zajączki i palemki. Trzecie i czwarte
zostało ozdobione kolorową paletą kwiatuszków i liści. Magda ciaprała
pędzelkiem, gdzie popadnie, więc jej jajeczka po obróbce przypominały
dzieła abstrakcyjnych artystów malarzy. Problem zaczął się przy
ozdabianiu piątego jajka. Po prostu zabrakło pomysłów co można by było
namalować, żeby wszystkie nie wyglądały tak samo. I, wtedy przypomniał
sobie o książce. Przecież tam znajdowało się niewyczerpane źródło
pomysłów na oryginalne pisanki.
Upewnił się, że drzwi od jego pokoju są zamknięte i sięgnął pod
poduszkę. Magda była tak zajęta swoimi kompozycjami że nawet nie
zauważyła jak Kuba zerka na książkę.
Ten nada się idealnie. Wziął pędzelek do ręki i przeniósł na jajko wzór
przypominający flakon, z którego wystają trzy główki węża. Kolejny znak,
który namalował przedstawiał coś, co przypominało widły, na których
znajdował się symbol przypominający skreśloną literę "Y". Na reszcie
jajek również pojawiały się wiernie odmalowane symbole z tajemniczej
książki. Kiedy mama zobaczyła efekty ich pracy, przyjrzała im się
uważnie, a potem skomentowała krótko -, że ładnie.
W kościele panowała charakterystyczna dla tego miejsca duchota. Setki
uśmiechniętych dzieciaków unosiło jak najwyżej swoje ciężkie koszyczki,
ażeby chłodne krople święconej wody dosięgły ich zawartości. Kuba z dumą
prezentował pisanki innym kolegom i koleżankom spotkanym w kościele.
Jego jajeczne dzieła rzeczywiście wyróżniały się z szarej masy w kółko
powtarzających się wzorów. To tylko upewniało go w przekonaniu, że
wycieczka na strych była dobrym pomysłem. A książka i sam pomysł
przeniesienia jej rysunków na jajka strzałem w dziesiątkę.
W domu podczas wspólnej konsumpcji zawartości koszyczków panowała iście
świąteczna atmosfera. Mama ozdobiła kuchenny stół pięknymi białymi
serwetami. Tata jako pierwszy roztłukł delikatną skorupkę jajeczka.
Trzasnął o blat drewnianego stołu niszcząc tym samym piękno rysunku węża
wypełzającego z kielicha. Mama z kolei zabrała się jajeczko, na którym
widniał wzór pięcioramiennej gwiazdy i kilku uciekających robaczków
przypominających swoim kształtem kijanki. Madzia z kolei jak zwykle
trochę wybrzydzała, ale w końcu skusiła się na konsumpcje jajeczka, na
którym znajdował rysunek kruka i kilka innych, ciekawych symboli. Kuba z
niepokojem spoglądał jak jego artystyczne dzieła znikają pod wpływem
kolejnych uderzeń o stół, ale niestety mimo pracy którą włożył w ich
przygotowanie taka właśnie była ich dola. Zrobiło mu się trochę smutno,
bo nikt w domu nawet nie zauważył, że na jajkach znajdują się
niespotykane dotąd malowidła, ale pomyślał, że, jeżeli miałby się
tłumaczyć skąd wzięły się te wzory, to już wolał, ażeby zostało, tak jak
jest. Sam z kolei, jednak poczęstował się jajeczkiem pomalowanym przez
Madzie.
Dzień przeminął wręcz niezauważalnie. Zanim zegar wybił północ wszyscy
zapadli w upragniony sen.
Kubę rozbudził jakiś dziwny odgłos. Fluorescencyjna tarcza zegarka, z
którym prawie nigdy się nie rozstawał wskazywała trzecią nad ranem.
Odgłos nie ustawał. Przypominał dźwięk, w którym podeszwa odkleja się z
kałuży błota. Zmrużył oczy próbując cokolwiek dostrzec poprzez
otaczające pokój ciemności.
- Madzia?
Madzia, jednak nie odpowiadała. Po chwili przyzwyczaił wzrok do
ciemności i po drugiej stronie pokoju zaczął dostrzegać jakiś ruch.
Odrzucił kołdrę i ruszył w stronę łóżeczka Madzi.
- Madzia obudź się.
Zbliżył się i zauważył, że Madzia siedzi oparta o poduszkę. Jednak,
kiedy przyjrzał się uważniej dostrzegł, że jej kołdra i poduszka
zamieniła się w kłębowisko oślizgłych węży i innego wijącego się
robactwa. Paskudztwa oplatały jej ciało na przemian wpełzając do buzi,
oczu. Wgryzały się w uszy po to, aby po chwili wydrążyć tunel i wydostać
przez nos. Wrzasnął przerażony błagając w myślach, żeby, to okazało się
tylko potwornym snem i rzucił się do ucieczki w stronę sypialni
rodziców. Wybiegając z pokoju, zauważył pod sufitem, czarną chmarę
trzepocących skrzydeł. To bez wątpienia były kruki.
- Tato, mamo! Pomocy, ratujcie Madzie!
Pchnął drzwi od sypialni rodziców i w panice wskoczył, im na łóżko.
Chlusnęła cuchnąca maź. O Boże, co to?! W bladym świetle lampki nocnej
zaczął dostrzegać upiorne postacie po obu stronach łóżka. Mama wysunęła
obgryzioną dłoń w jego stronę. Jej twarz, szyja i brzuch również
zamieniła się w kłębowisko żmij i robactwa. Odrażające i oślizgłe stwory
pożerały skórę i mięśnie. Z trudem rozpoznał tatę. Jego nogi, a
właściwie kości bielały pod głodnymi szczękami wijących się gadów zaś w
rozwartych szczękach wił się wściekły ni, to wąż ni skorupiak. Gad
próbował wedrzeć się w gardło. Przypomniał tego, którego wymalował na
jajecznych pisankach. Kuba ponownie rzucił się do ucieczki, jednak nie
wiedział, gdzie może się schować. Biegł na oślep. Dotarł do starej
dębowej szafy, w której rodzice trzymali swoje ubrania. Wszedł do środka
i zamknął za sobą drzwi. O Boże, co ja zrobiłem!? - chlipał przez łzy.
Nagle tuż za drzwiami usłyszał trzepot skrzydeł. Czarne ptaszyska
zaczęły uderzać dziobami w drzwi. Chłopiec skulił się ze strachu i
zasłonił rękami głowę. Po chwili w szafie znalazło się coś jeszcze.
Łaskotało w skórę i wczepiało się we włosy. Kruki wydrążyły otwór dzięki
któremu węże i robaki zaczęły wpełzać do szafy. Nie! Nie! Wrzeszczał
histerycznie zrzucając z siebie armię głodnych potworów. Jego głos
powoli zamieniał się w błagalny warkot. Robaki wdarły się do gardła i
kontynuowały wycieczkę wgłąb krtani. Próbował je miażdżyć zębami,
wypluwać, ale gryzły język i wkłuwały się w podniebienie. Zanim dostały
się do wnętrza zdążyły pożreć mu oczy, skórę dłoni oraz ramion. Do rana
zostały tylko ogołocone szkielety niegdyś żywej rodziny.
Słońce wyszło zza chmur ogrzewając ludzi swym gorącym blaskiem, a w jego
jaskrawych promieniach można było wyczytać ze życzy wszystkim Wesołych
świąt i wesołego alleluja :)
Tomek.
|
|