Czytałem tę książkę kilka lat
temu i ostatnio pomyślałem sobie, że warto by coś tu napisać… Eragon
był pierwszą powieścią pana Paoliniego i zarazem ostatnią jaką czytałem. Tak
jakoś wyszło. Nie żałuję. Sam nie wiem dlaczego, choć pewnie mój stan konta
wiele by wyjaśnił. No i zdobyta po czasie większa świadomość czytelnicza
zrobiła swoje skutecznie zniechęcając mnie do lektury.
Gdy miałem owe naście lat
książka o młodym „władcy” smoków podobała mi się niezmiernie, mimo iż
świadom byłem faktu, że autor liczył sobie jedynie piętnaście wiosen.
Byliśmy prawie rówieśnikami. To, jak i wcześniejsza lektura cyklu Brooksa
oraz trylogii Tolkiena, już wtedy uwypuklały zarówno kiełkujący talent jak i
pewną nieporadność początkującego pisarza. Wzorował się na mistrzach – tak
wówczas tak myślałem.
Dziś dalej sądzę, że ten
debiut prozatorski, mimo obecnych w bardzo wielu miejscach wyraźnych
„zapożyczeń” był, jest i będzie lekturą dla laika pasjonującą i sprawnie
skomponowaną.
Opowiada historię młodego
chłopaka, który zrządzeniem losu, kaprysem przeznaczenia, zwał jak zwał,
staje się nową nadzieją dla świata opanowanego przez złe moce. Ma być
źródłem nowego pokolenia Smoczych Jeźdźców i pokonać ciemiężącego narody
złego króla Galbatorixa. Tak, wiem, że spłycam. Towarzyszą mu smoczyca
Saphira, czarodziej Brom i poznani podczas wędrówki przedstawiciele
uciśnionych przez despotę ras.
Sama fabułą jest dość
intrygująca i co ważne – o dziwo – wciągająca. Tak to przynajmniej pamiętam.
Chciałbym jednak wypunktować przede wszystkim elementy, które zapamiętałem i
które mogą drażnić. Pierwszą, bardzo ważną kwestią jest cała
historia/mitologia krain opisanych w powieści. Do złudzenia przypomina to
schemat, który Tolkien opisał we Władcy Pierścieni i
Silmarillionie. Znaleźć można fragmenty niemal identyczne z tymi w
dziełach Mistrza. Drugą rzeczą, która niezmiernie mnie zdziwiła i zmartwiła
była scena śmierci Broma. Otóż wygląda niemal identycznie jak ta z cyklu
Shannary Terry’ego Brooksa, kiedy to ginie mag Allanon. Spojler jak jasny
gwint, wybaczcie Państwo, lecz nie da się przejść obok tak karygodnych
przykładów plagiatu(sic!) obojętnie.
Z drugiej strony, gdy
pozbędziemy się już wrażenia szczeniackiej wtórności (która momentami uderza
jak obuchem) znajdziemy się w całkiem sprawnie zorganizowanym uniwersum.
Większość faktów fabularnych „trzyma się kupy”, akcja prowadzona jest
dynamicznie i z wprawą dziwną jak na tak młodego pisarza. Zachęca, kusi ale
nie omamia. Zbyt głęboko wbijają się niedociągnięcia (dziś, kiedyś ich nie
wiedziałem) i podgryzają poczucie dobrego smaku.
Nie jestem w stanie wiele
więcej z siebie wycisnąć. Z siebie i Eragona. Pamiętam jedynie, że
chciałem wejść w posiadanie kolejnej części przygód młodego wojownika lecz
coś mnie powstrzymało. Po krótkim stosunkowo czasie zapał zgasł jak nie
pilnowany piec kaflowy… Dziś zdeptałem resztki żarzących się węgli i choć
lekko się sparzyłem nie sądzę bym szybko zdecydował się na to, by sięgnąć
na półkę biblioteczną i ściągnął z niej Najstarszego.
Tyle chyba. Nie polecam
zagorzałym fanom fantasy. Jest to zdatne do czytania, lecz momentami
przyprawia i zawrót głowy rażąca nieporadność inwencji Paoliniego.
Czytacie na własne ryzyko.
Tytuł:
Eragon
Autor:
Christopcher Paolini
Tłumaczenie: Paulina Arbiter
Wydawca:
MAG
Premiera:
Stron:
484
Gatunek:
Fantasy
Ocena:
3/10
Mormegil