Fight Club 2 #10 –
Chuck Palahniuk, Cameron Stewart
ABORCJA CHUCKA PALAHNIUKA
Wielki finał wreszcie nadszedł. Jak to wielkimi finałami
bywa towarzyszą mu fajerwerki i huk wystrzałów. Powód do
świętowania dobry jak każdy inny – cywilizację trafił szlag.
Grzyb atomowy tłem dla Statuy Wolności. Londyn w ruinie.
Wieża Eiffla rozbita o glebę. Rakiety spadające na Rosję.
Zatopione statki. Atomowa zima zalega w wielkich miastach.
Plan Tylera obejmuje całą Ziemię, kultura i cywilizacja
zredukowane zostają do dymiących ruin. „I żyli długo i
szczęśliwie!” – wykrzykuje w swoim nietkniętym domu, w
nietkniętym mieście, w nietkniętym świecie nie kto inny, jak
sam Chuck Palahniuk. „No co?” – pyta chwilę potem, widząc
miny towarzyszek. „Dobrze rozegrane, panie Palahniuk”,
słyszy w końcu jedną odpowiedź. Ale co jest w rzeczywistości
grane?
Deus Ex Machina? Trochę tak, w tym konkretnym tomie
wyskakuje maszyna, a z niej wyskakuje bóg, nie mniej jest to
bóg-palahniuk, któremu wiele ujść może na sucho. Ale czy
wszystko? „To zakończenie jest do dupy!” – oznajmia jeden z
czytelników komiksowego Fight Clubu, który stoi wśród
rządnego krwi i ofiary tłumu pod domem Palahniuka. I wbrew
pozorom ma sporo racji. To zakończenie jest przewrotne,
chore, satyryczne… Przesadzone? Tak! Naciągane? Niestety
też… A jednak w pewnym sensie udane mimo swoich mankamentów.
Bo inaczej skończyć się nie mogło. Nasze życie przenika do
treści, treści przenikają do naszego życia. Co tu jest
prawdą, a co prawdą nie jest?
Ale jednocześnie zostaje ten pewien niesmak. Niedosyt. I
uczucie, jakoby Palahniuk nie do końca wszystko ogarnął.
Szczególnie gdy spojrzeć przez pryzmat całej serii. Przez
pryzmat powieściowego „FC” nawet nie śmiem, inna to liga.
Inny Palahniuk. Inne wszystko. Chuck za bardzo odchodzi od
ustalonych granic, odrywa się od Ziemi. Satyra na samego
siebie? Ok, lecz czy taka?
Marla w pewnym momencie powiedziała, że chciałaby mieć
kiedyś z Tylerem aborcję. Wielu uzna, że to Palahniuk taką
aborcję powinien mieć z tym pomysłem, który w kilku
momentach jest poroniony, ale zachował swoją płodność. Ja
mimo wszystko jestem zadowolony. I jestem rozczarowany.
Cieszę się i wkurzam. Najważniejsze, że nie przyjąłem go
obojętnie, choć jak na możliwości tego autora to jednak za
mało.
Michał P. Lipka, 07.06.2016
|
|