Kiedy byłem na Dole,
przydarzyło mi się coś zabawne-go. Stałem się wyjątkowo trudny do zabicia. Kiedy
się tampojawiłem, byłem pierwszym i jedynym żywym człowie-kiem, jaki kiedykolwiek
postawił stopę w Piekle. Byłemprawdziwym wybrykiem natury podziwianym na
przed-stawieniach.
Zapłać dolara i zobacz Jimmy'ego, chłopaka o psiej gębie. Później, kiedy zmęczyli
się poklepywaniem mnie, przyglądaniem się i wystawianiem niczym rasowego pudla, uznali,
że zabawnie byłoby zobaczyć, jak umieram. Kazali mi walczyć na arenie i nieźle na tym
zarobili. Wyobraźcie sobie finał Super Bowl co tydzień czy dwa.
Oczywiście w takim miejscu jak Piekło i znajdująca się w nim arena odchodziło
mnóstwo kantowania. Infernale nie przepadają za przegrywaniem w zakładach nie mniej
niż ludzie. Przed niemal każdą walką pojawiał się przekupiony trener czy inny
przydupas z małym prezencikiem. Wciskali mi specjalną broń. Dawali diaboliczne prochy.
Szeptali szatańskie zaklęcia prosto do ucha. To wszystko pomagało, choć nie zmieniło
mnie w Supermana. Kłuto mnie nożami i włóczniami. Palono mnie. Zostałem niemal
rozdarty na pół przez coś przypominającego gigantycznego kraba, na dodatek ziejącego
ogniem i wrzeszczącego głosami wszystkich dusz, które pochłonął. Moje żebra i
czaszka zostały rozbite do konsystencji żelu.
Ale nie umarłem.
Nie wiem, czy sprawiły to zaklęcia, prochy, Aqua Regia, czy po prostu porządny tryb
życia, ale zmieniałem się. Za każdym razem, kiedy powinienem umrzeć, a nie
umierałem, stawałem się silniejszy. To z kolei oznaczało, że następny atak musiał
być mocniejszy, szybszy i wścieklejszy od poprzedniego. Po pewnym czasie nie mogłem
się już nawet doczekać, aż spuszczą mi wpierdol. Każdy bowiem zmieniał mnie, a ta
zmiana oznaczała, że staję się odporny na tego typu atak w przyszłości. Pod koniec
byłem jak opancerzony Brudny Harry z krwi i kości.
Kiedy w końcu klasa rządząca, tradycyjne Infernale i inne paskudztwa, zdecydowała, że
czas się mnie pozbyć, było już za późno. Stałem się zbyt silny i robiłem dużo
ciekawsze rzeczy niż mordowanie na arenie. Zabijałem na zlecenie Infernali poza areną,
a to oznaczało, że byłem chroniony z wysoka przez siły dużo mroczniejsze niż
sztampowe typki w stylu "ogon i widły".
Z drugiej jednak strony, nigdy dotąd mnie nie zastrzelono.
- Stark? - mówi Kasabian z odległości miliona kilometrów. - To naprawdę ty? - Śmieje
się cicho, nerwowo. - Mason się zesra, jak się dowie.
Moja lewa ręka wystrzeliwuje w górę, chwyta wciąż ciepłą lufę czterdziestkipiątki
i ściąga ją na podłogę. Gruby paluch Kasabiana wciąż tkwi w kabłąku, więc
ląduje razem z gnatem. W tym czasie moja prawa dłoń wciska się w but i uwalnia nóż z
czarnej kości. Skręcam ciało w stronę Kasabiana i zataczam ostrzem łagodny łuk.
Głowa Kasabiana spada na podłogę i toczy się niczym dynia. Reszta ciała wali się na
podłogę.
Głowa Kasabiana zatrzymuje się przy regale z nowymi filmami Disneya i zaczyna zawodzić.
- O, Boże! O Jezu! Kurwa! Ja nie żyję! - Zawodzi całkiem nieźle. Na Dole stałem się
kimś w rodzaju konesera od zawodzenia, a to jest naprawdę pierwsza klasa.
- Nie żyję! Nie żyję!
Gramolę się niepewnie na nogi, podnoszę wrzeszczący melon Kasabiana za kłaki, wciskam
czterdziestkępiątkę za pasek spodni i chwytam go za kostkę prawą ręką. W takiej
sytuacji człowiek chce pozbyć się dowodu, zawlec gdzieś ciało. Pewnie pomyślicie,
że najprościej byłoby zarzucić je sobie na ramię w strażackim stylu, ale podnoszenie
bezwładnego ciała przypomina raczej zapasy z dziewięćdziesięcioma kilogramami
galarety. Wije się, wysuwa i odmawia posłuszeństwa. Wleczenie jest wolniejsze, ale
mniej męczące.
Ciągnę Kasabiana na górę. Jego głowa wciąż wrzeszczy wniebogłosy, a ciężki tors
dudni o schody za nami.
Piętro to jedno wielkie pomieszczenie. Jest przestronne, z fajnym, dużym oknem na jednej
ścianie, ale skromnie umeblowane. Stoi tam łóżko, dwa krzesła i stół zawalony
magnetofonami, nagrywarkami DVD i wielką kolorową drukarką - mała piracka fabryka
filmów. Zostawiam ciało przy drzwiach i stawiam głowę na blacie. Pistolet rzucam na
łóżko. Kasabian wciąż zawodzi jak potępieniec, co wychodzi mu całkiem dobrze jak na
faceta bez płuc.
Chwytam krzesło i stawiam tuż przed nim. Wygrzebuję papierosa z poplamionej już krwią
marynarki Brada Pitta, zapalam go i wydmuchuję dym prosto w twarz Kasabiana.
- Czujesz? To znaczy, że nie jesteś martwy.
Przestaje się wydzierać i patrzy na mnie. Zauważa jednak swoje ciało na podłodze i
znów zaczyna drzeć japę. Zaciągam się powoli i dmucham na niego wspaniałą, rakową
chmurą.
Milknie i w końcu skupia się na mnie.
- Stark? Ty nie żyjesz.
- Powiedz mi, Kas, jak to jest obudzić się w najgorszym z miejsc, jakie można sobie
wyobrazić? Ty oczywiście masz więcej szczęścia ode mnie, bo wiesz, dlaczego tutaj
jesteś.
- Pierdol się! Myślisz, że tak ci dobrze poszło? Użyłeś magii. Cała Sub Rosa
będzie wiedzieć, że tu jesteś. Mason się dowie. Zabije cię.
Wydaję z siebie dźwięk jak w teleturniejach.
- Spróbuj zgadnąć jeszcze raz, tłuściochu. Nóż nie zakłóca eteru i nie zostawia
żadnych magicznych śladów. Ostrze w technologii stealth. Nie zabija ofiar, jeśli mu
nie nakażę.
- O, Boże, zobacz, co narobiłeś.
- Bóg wyjechał w interesach, Kas. Mów do mnie.
Patrzy na mnie swoimi dużymi, księżycowymi oczami.
- Myślałem, że nie żyjesz. Kiedy zniknąłeś, wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz.
Czy to, co zrobił Mason, zadziałało?
- Byłem żywy i spędziłem jedenaście lat w Piekle, więc tak, można chyba
powiedzieć, że zadziałało.
- W jaki sposób udało ci się przeżyć coś takiego? Mason miał co do ciebie rację.
- A co takiego powiedział?
- Że byłeś jedynym naprawdę dobrym naturalnym magiem, jakiego w życiu spotkał.
Słysząc te słowa, muszę się uśmiechnąć.
- Cały Mason. To dla mnie komplement. Ale nazywa mnie wielkim magiem, żeby móc nazwać
siebie jeszcze większym.
Odwracam się, jakbym rozglądał się po pomieszczeniu, ale tak naprawdę cholernie bolą
mnie flaki. Jestem poparzony i posiniaczony w miejscach, gdzie weszły pociski, i z całą
pewnością mam kilka połamanych żeber. Rano wszystko będzie w porządku, ale dziś
wieczorem już za wiele nie pospaceruję. Nie zamierzam jednak dać Kasabianowi
satysfakcji, pokazując, że wszystko mnie boli.
- Zatem to musi być prawda. Przeżyłeś w Piekle i wróciłeś.
- Moim celem było skręcenie ci karku. Tobie i pozostałym.
- Stary gniew powraca niczym gorąca kipiel, ale nie zamierzam tracić kontroli. To za
bardzo wystraszyłoby Kasabiana, a ja straciłbym źródło informacji. Muszę złapać
oddech. Nie zaplanuję niczego, biegając dookoła i szczekając jak wściekły pies. -
Jeśli chcesz wiedzieć, na Dole nie używałem żadnej magii. Nasza magia budzi tam tylko
politowanie. Po prostu nie działa. Równie dobrze można by wykrzykiwać przepisy na
ciastka. - Uspokajam się, zaciągając papierosem. - Nie pamiętam nawet zbyt wiele z
magii, której używaliśmy w Kręgu, choć na Dole poznałem ze dwie sztuczki. Magia
Infernali, każdy jej kawałeczek, służy tylko po to, abyś płakał przez całą drogę
do domu.
- Zamierzasz mnie zabić?
- Czy nie zauważyłeś przypadkiem, że odciąłem ci głowę? Gdybym chciał cię
zabić, to już byłbyś martwy.
- Dlaczego mnie szukałeś? Czy chodzi o dziewczynę?
- Nie chcę jeszcze o niej rozmawiać.
Nie mogę jeszcze o niej rozmawiać.
- Czego chcesz, człowieku?
- Chcę was wszystkich. Wszyscy tam byliście, kiedy Mason zsyłał mnie na dół.
- Ja niczego nie zrobiłem.
- Racja. Ty tylko tam stałeś. Wiedziałeś, co się kroi i tylko tam stałeś.
- Nie wiedzieliśmy, co się wydarzy.
- Ale wiedziałeś, że Mason zamierza się mnie pozbyć.
Kasabian zaczyna coś mówić, ale odwraca wzrok.
- Co wam obiecał Mason?
- Czego dusza zapragnie. Wszystkie nasze marzenia miały się spełnić, o ile zamkniemy
gęby na kłódki. Trudno było się oprzeć.
- A więc powiedziałeś "tak", a Mason cię orżnął i porzucił tutaj. Co za
niespodzianka. Dlatego jesteś ostatnim z Kręgu, którego muszę zabić.
- Dlaczego?
Marszczy czoło, jakby informacja o tym, że zginie ostatni, zraniła jego uczucia.
- Ponieważ jesteś gówno wart. Mag trzeciej kategorii i istota ludzka drugiej. To
dlatego Mason i pozostali zostawili cię na ołtarzu. Jesteś balastem.
- Chcesz znaleźć pozostałych z Kręgu i potrzebujesz mojej pomocy.
- Dużo chcę, ale od tego możemy zacząć. - Wiercę się na krześle w poszukiwaniu
pozycji, w której nie będą mnie tak rżnęły żebra. Nie znajduję takiej. - To gdzie
się teraz podziewają te fajne dzieciaki?
- Odbiło ci? Zdajesz sobie sprawę, co każdy z nich by mi zrobił, gdybym ci
powiedział?
Kiedy byłem na Dole, sporo się nauczyłem na temat stosowania gróźb. Niech będą
wielkie. Niech będą odrażające. Nie mów, że skopiesz komuś tyłek. Powiedz, że
wyrwiesz mu język i nalejesz ciekłego azotu do gardła, wytniesz flaki szpikulcem do
lodu, zamkniesz dziurę szkłem i zrobisz z tego akwarium. Trzeba być jednak ostrożnym z
groźbami. Niektórzy Infernale i ludzie nie wiedzą, kiedy należy się wycofać, i wtedy
należy zrobić swoje. Nie dzieje się tak zbyt często, ale zawsze jest taka
możliwość.
- Wiesz, co zamierzam ci zrobić? - pytam cicho i spokojnie. - Widzisz tamto ciało?
Zamierzam zawlec je do najgłębszej i najciemniejszej części Griffith Park i zostawić
kojotom.
- Proszę, nie rób tego!
- Więc powiedz mi o pozostałych. Gdzie jest Mason?
Mason był szefem naszego magicznego kręgu, który zmienił mnie w pana Green Jeans dla
swego Kapitana Kangaroo. Był utalentowanym magiem i zawsze korzystał z okazji, by móc o
tym przypomnieć. Przyszedł ze świata pieniędzy. Przynajmniej tak się zachowywał.
Prawdę mówiąc, nikt z nas nie wiedział zbyt wiele o jego życiu poza Kręgiem. No,
może z wyjątkiem Parkera. Ci dwaj trzymali się blisko. Parker był zbirem o posturze
boksera i dostatecznych umiejętnościach magicznych, by być naprawdę niebezpiecznym.
Mason dostrzegł w tym pewne możliwości i zmienił gościa w swojego pitbulla. Mason
nigdy nie miał krwi na rękach, gdyż Parker z największą przyjemnością załatwiał
takie sprawy za niego.
To właśnie Mason wyszedł z propozycją, by wołać na mnie Jimmy, gdyż na imię mam
James. Nikt inny nigdy nie nazwał mnie Jimmy, bo po prostu na to nie pozwoliłem. Zawsze
używano mojego nazwiska, Stark, ponieważ imię pozostawało sprawą rodzinną. Nie mam
pojęcia, w jaki sposób Mason je poznał.
- Jaja sobie robisz? Czy ja wyglądam na kogoś, kto wciąż trzyma z Masonem? Wypożyczam
kretynom porno i filmy ze Schwarzeneggerem - mówi Kasabian. - Nie widziałem go od tamtej
nocy i, prawdę mówiąc, jestem z tego powodu zadowolony. Kiedy zniknąłeś, te demony,
czy cokolwiek to było, naładowały go mocami. Jak Supermana. Nie, bardziej jak Hulka.
Zmienił się na naszych oczach. Jego skóra, kości, całe ciało nabrało dziwnych
kształtów. Zaczął się świecić i wyglądało, jakby pod skórą coś mu pełzało.
- Wygląda na to, że dali mu zajebisty ładunek nebiro.
- Co to jest nebiro?
- Pasożyty. Żywią się energią swojej ofiary. Żywiciel nie pada trupem tylko dlatego,
że nebiro wydzielają ponadnaturalną energię. Srają magią, która dosłownie ładuje
żywiciela, utrzymując go wraz z pasożytami przy życiu. Infernale żrą to paskudztwo
jak prażoną kukurydzę. Nie wiedziałem, że to działa również na ludzi.
- Cokolwiek się wydarzyło, on nie był już Masonem. Stał się Masonem i czymś
jeszcze. Jak starszy brat Boga, który podbiera mu kasę, kradnie furę i rżnie jego
laskę. Tym jest teraz Mason. Facet niczego się teraz nie boi. Zwinął manatki i zabrał
ze sobą Parkera.
Wiem, że mówi prawdę. W ten sam dziwny sposób, w który w mojej głowie pojawiło się
imię Carlosa w Bambusowym Domu Lalek, zyskuję pewność, że Kasabian nie kłamie. To
trochę niepokojące, kiedy wiesz coś i jednocześnie nie rozumiesz, skąd to wiesz, ale
tym zajmę się później.
Strzepuję popiół z papierosa i wsuwam go Kasabianowi między wargi. Zaciąga się kilka
razy i chyba uspokaja. Kiedy kończy, wrzucam fajkę do popielniczki na stole. Nie chcę
dłużej palić po tym, jak on go dotykał.
- Będę miał do ciebie dużo więcej pytań w ciągu kilku następnych dni. Może
tygodni. Aż nie załatwię sprawy do końca. Bądź ze mną szczery, nie kłam, a być
może zwrócę ci ciało.
- Siedzieć tu i czekać, aż dopadnie mnie Mason. Co za słodki interes.
- Pracuj ze mną, a nie przyjdzie tu po ciebie.
W oczach Kasabiana zapanowała pustka, jakby wpatrywał się z oddali w coś, czego ja nie
widzę.
- Masz rację, wiesz? Jestem gówno wart - mówi. - Cała reszta ma wpływy, kasę i
intratną robotę. A mnie wycięli. Ja nie mam niczego.
- A więc również masz powód do zemsty.
|