GEN H.A. Knight RECENZJA KOSTNICA W
roku 1990 gdańskie wydawnictwo Phantom Press wydało Gen Harry`ego Adama Knighta (właściwie to
Raymonda Johna Brosnana), książkę która zaprowadziła mnie w świat literatury grozy.
Był to drugi horror jaki przeczytałem w życiu, pochłonąłem go zaraz po tym jak po
raz pierwszy dotarłem do ostatnich stron fenomenalnego Miasteczka Salem Stephena Kinga. To
powieść z gatunku "kieszonkowych", niecałe 200 stron zgrabnie poprowadzonej
fabuły, krótkiej, ale w swej skompresowanej formie zawierającej wszystko to, co
prawdziwa powieść grozy mieć powinna: nastrój, lekki język (i tu gratulacje dla
tłumacza - Jerzego Śmigiela), oryginalny pomysł i niemal perfekcyjną jego realizację. Zacznijmy
od początku. Akcja toczy się na opuszczonej platformie wiertniczej, która okazuje się
tajnym laboratorium badawczym. Dziś to banał, schemat, ale coś każe nam razem z
bohaterami przemierzać kolejne piętra i korytarze opustoszałego molocha. Udziela nam
się ich niepokój jaki wywołują znaleziska. W większości pomieszczeń aparatura jest
włączona, ale zamiast obsługi i naukowców, znajdują tylko ubrania (o dziwo także
mały arsenał broni palnej) porozrzucane na podłodze. Bieg
wydarzeń przyspiesza, gdy kładąc się do snu słyszą kroki na korytarzu, powolne
stąpanie i pisk wywołany tarciem ostrych krawędzi o podłogę. Potem przerażający ryk
i szpony wbijające się drzwi kajut. Otwierają ogień ale napastnik ucieka i co
zastanawiające - nie zostawia śladów krwi. Kilka
stron dalej dowiadujemy się, że prowadzono tu badania genetyczne, jednak efekt
przerósł oczekiwania naukowców. Stworzono super-gatunek, zdolny do adaptacji w każdych
niemal warunkach, z możliwością absorpcji innych organizmów (i zmieniania się w nie)
i jak się okażę nieograniczonymi możliwościami reprodukcji i regeneracji. To
"Charlie" - Carcharodon carcharias - genetycznie zmodyfikowany żarłacz biały.
Młodzi ludzie muszą stanąć do walki o własne życie. Starczy tego, i tak już zbyt
wiele zdradziłem. Mimo
iż jest to tzw. horror klasy B, krótkie czytadło służące zabiciu czasu w pociągu
czy podczas samotnych wieczorów to warte jest poświęcenia krótkiej chwili uwagi.
Przede wszystkim ze względu na jakość i lekkość pióra Knighta. Niewielu jest pisarzy
w tej branży, którzy potrafią przejść na ten magiczny poziom jaki przysługuje
najlepszym. Gen trzyma w napięciu od
pierwszej do ostatniej strony, książkę tę, mówiąc kolokwialnie, czyta się jednym
tchem. Słowa układają się w niebywale płynną i wciągająca fabułę. Od pierwszych
zdań czujemy jak włoski na rękach i karku "stają dęba", a wiele scen mocno
odciska się w pamięci. Piszę to całkiem szczerze, Knight napisał powieść, którą
znam doskonale mimo, iż czytałem ją 7 lat temu. Jedyna wada - ta powieść jest
zwyczajnie za krótka. Jeśli ktoś chce zacząć przygodę z horrorem, niech najpierw odwiedzi dobre antykwariaty i biblioteki. Esencja horroru, najlepsze pomysły i "archetypy" konwencji i motywów znajdują się właśnie w latach 70`, 80` i 90`. Wtedy pojawili się King, Koontz (już w latach 60), Smiths, Masterton i właśnie Knight. To oni, i kilku innych, nadali kierunek gatunkom grozy. Z ich powieści i opowiadań czerpią garściami młodzi epigoni. Polecam wszystkim "nowym" na tym polu literackim, a i starzy wyjadacze, którym ten tytuł umknął nie powinni czuć się zawiedzeni.
|