GOLIAT, KSIEGA TRZECIA
CYKL LEWIATAN - Scott Westerfeld
Podróżując przez trylogię Scotta Westerfelda doczekałam się jej końca.
Nie mogę uwierzyć, że „Goliat” jest ostatnim tomem „Lewiatana”. Z jednej
strony się cieszę, bo będę mogła zacząć kolejne ciekawe serie, ale z
drugiej strony nie potrafię się pożegnać z Alekiem i Deryn, którzy chyba
już na stałe pozostali w mojej wyobraźni. Zaczynając pierwszą część
myślałam, że będzie to steampunkowe romansidło. Później okazało się, że
tak naprawdę miłości nie ma tu prawie wcale, ale za to znajdziemy tu
inne, bardzo realne, uczucia: przyjaźń, oddanie, zaufanie i kłamstwo. No
właśnie… ile jeden człowiek może wytrzymać okłamując swoich
współpracowników, „przyjaciół”? Kiedy trzeba powiedzieć stop i wyznać
prawdę?
Dylan i Alek podróżują na Lewiatanie przez Azję. Trafiają na Syberię,
gdzie mają pomóc pewnemu profesorowi w wydostaniu się z tej głuszy.
Okazuje się, że jest to pan Nikola T e s l a. Ten, którego działo
dwukrotnie prawie zniszczyło statek. Teraz staje się ich
sprzymierzeńcem. Czy aby na pewno? W tym samym czasie książę poznaje
tajemnice swojego nowego przyjaciela, a raczej przyjaciółki, bo jak się
dowiaduje prawdziwe imię kadeta Sharpa brzmi Deryn. Aleksander nie chce
słuchać tłumaczeń dziewczyny, czuje się skrzywdzony, bo ona zna jego
wszystkie sekrety, podczas gdy on nie wiedział o niej tej najważniejszej
rzeczy. Do tego wszystkiego dziedzic tronu Austro–Węgier musi przekonać
naukowca, by nie kierował swojej nowej maszyny na jego kraj. Czym tak
naprawdę jest g o l i a t?
Nienawidzę pożegnań. Zawsze z trudem przychodzi mi sięgnięcie po
ostatnim tom jakiejś serii. W przypadku „Lewiatana” można powiedzieć, że
stałam między goliatem, a behemotem. Z jednej strony nie chciałam
kończyć swojej przygody z trylogią Scotta Westerfelda, a z drugiej byłam
strasznie ciekawa, jak zakończy się ta historia. W końcu moja wścibskość
zwyciężyła i takim właśnie sposobem piszę tę recenzję. Nie pamiętam już,
czego się spodziewałam po „Goliacie”. Wiedziałam, że będzie to dobra
książka, bo cały cykl okazał się fenomenalny. Ostatni tom był wielce
satysfakcjonujący i do tej pory pozostaje pod jego urokiem. Jedyne, co
mi nie pasuje to zakończenie. Owszem, nie spodziewałam się takiego
zwrotu akcji, ale nie było przy tym fajerwerków, tylko lekki szum i
później wszystko ucichło. Niektórzy lubią takie momenty, ja nie. Nie
zmienia to faktu, że po przeczytaniu ostatniej strony przez pewien czas
siedziałam i chyba myślałam, że jakimś magicznym sposobem nagle pojawią
się kolejne rozdziały. Szkoda, że tak się nie stało.
Wielkim plusem tej serii jest jej oryginalność. Ile to już było książek
gdzie główna bohaterka przebrana za chłopaka zdobywa serce księcia?
Stanowczo za dużo. W „Goliacie” ta historia potoczyła się całkiem
inaczej. Spowodował to fakt, że praktycznie do końca tej trylogii Alek
nie wiedział, że Deryn to dziewczyna. Dlatego bardzo miło czytało się o
ich relacjach między sobą, które nagle drastycznie się zmieniają. Nie
było to banalne, ani schematyczne. Pokazało nam to, jak dobrze autor
wykreował swoje postacie. Nie są one przeźroczystymi marionetkami, tylko
osobami z krwi i kości. Potrafią udowodnić swoje racje i walczyć o honor
swojego przyjaciela, niejednokrotnie zdradzając własne tajemnice. Pisarz
zbudował to w bardzo satysfakcjonujący sposób i nie mogę się nawet
zająknąć o tym, że stworzył szablonowane i nudne charaktery, bo to by
było kłamstwo.
Dużą rolę w tej książce odgrywa k ł a m s t w o. Gdyby nie początkowa
tajemnica Deryn, ona i Alek nigdy by się nie poznali. Udowadnia to, jak
wielką uwagę Scott Westerfeld przyłożył do fabuły, która została
misternie utkana od pierwszego do końca trzeciego tomu. Wszystko było
zaplanowane w najdrobniejszym szczególe i nic w tej powieści nie jest
dziełem przypadku. Autor nie bał się stworzyć wielu skomplikowanych
wątków w dwóch poprzednich częściach i w „Goliacie” świetnie i
zaskakująco je zakończył. Nie spodziewałam się, że niektóre potoczą się
taką drogą. Zadziwiło mnie wiele faktów, a jeszcze więcej zafascynowało.
Chciałabym przeczytać jeszcze kilka serii opartych na tym uniwersum.
Cała trylogia zachwyciła mnie swoją niebanalnością. Wszystko w niej było
niezwykle złożone, ale na swój sposób proste. Nie było tak jak w
przypadku wielu innych serii, gdzie natłok imion i bohaterów przeszkadza
nam w skupieniu się na fabule. Scott Westerfeld poukładał to w bardzo
przejrzystą całość. Trzy tomy są w pewien sposób osobnymi historiami,
które przez kilka poszczególnych wątków, łączą się w spójną serię
zachwycającą w swojej oryginalności. Ten cykl naprawdę mnie poruszył.
Nie był dla mnie zwykłym „czytadłem” tylko naprawdę dobrą literaturą
stanowiącą przykład znakomitego steampunku.
Zakończenie trylogii Scotta Westerfelda jest dla mnie jak „wysienka na
torcie”. Smakuje mi, jednak nie pasuje, bo to już koniec mojej przygody
z Alekiem i Deryn. Bardzo polubiłam tych bohaterów i nie potrafię sobie
wybaczyć, że nie dawkowałam sobie tej serii, tylko połknęłam ją na raz.
„Goliata” polecam wszystkim, którym dwie pierwsze części podobały się,
chociaż w połowie tak jak mi. Tym osobom niemającym jeszcze okazji
zapoznania się z „Lewiatanem” odsyłam do pierwszego tomu. Cóż… teraz
pozostaje mi wymyślić plan porwania autora i zmuszenia go do napisania
kontynuacji tego cyklu, ale o tym, kiedy indziej…
Julia Przejczowska |
Tytuł: Lewiatan #3: Goliat
Autor: Scott Westerfeld
Wydawnictwo: Rebis
Wydanie: kwiecień 2012
Tom: 3
Objętość: 496
Moja ocena: 8/10 pkt.
|
|