Grimm
Fairy Tales #01 Czerwony Kapturek – Ralph Tedesco, Joe Tyler
i Joseph Dodd
KRWAWY KAPTUREK
Po raz pierwszy „Czerwony Kapturek” pojawił się drukiem w
roku 1697, a potem, w dwóch wersjach, powrócił jako jedna z
baśni słynnych braci Grimm. Wtedy jednak, jak większość tego
typu opowieści nie stronił od okrucieństwa. Przez wieki
historia dziewczynki, która ma zanieść babci koszyczek ze
smakołykami przechodziła najróżniejsze ewolucje i
najróżniejszych też doczekała się interpretacji, aż w 2005
roku pojawiła się w komiksowej wersji łączącej w sobie urban
fantasy z horrorem.
Czasy współczesne. Główna bohaterka jest licealistką, która
wydaje się być jak inne dziewczyny. Co ją jednak odróżnia to
zasady i skromność. Kiedy więc jej chłopak, Chad, po raz
kolejny próbuje namówić ją na seks, a gdy mu się to nie
udaje, wychodzi trzaskając drzwiami, zapłakana dziewczyna
pogrąża się w niewinnej lekturze „Czerwonego Kapturka”.
Książka, której od lat nie miała w rękach, wciąga ją w swój
świat i to aż nazbyt dosłownie…
Kapturek w wersji dorosłej, przyobleczony w seksowne
kształty i wydekoltowane wdzianko, z maczetą w ręku stawia
czoła wilkołakowi. I mężczyznom, którzy pragną jej ciała –
także jako smakowitego mięsa do zjedzenia. Tak przedstawia
się komiksowa wersja jej przygód, którą napisali Joe Tyler
(„Sins of the Fallen”, „Escepe From Monster Island”) i Ralp
Tedesco („Wonderland”, „Charmed”, „Aliens vs. Zombies”), a
zilustrował Joseph Dodd, znany z takich serii, jak „Marvel
Age Hulk”, „Nightwing” czy „Fantastic Four”. I jest to
wersja naprawdę udana. Dojrzalsza od typowej bajki, nie tak
ostra, jak horrory, które były nią inspirowane, jak znalazł
nadaje się dla nastolatków. Bawi się bowiem znanymi
motywami, popkulturowymi kliszami i stylistyką znaną ze
slasherów i teen slash movie. Jest zatem krwawo, są elementy
grozy, jest wreszcie nieco erotyzujących (ale nie
erotycznych) scen z tytułową bohaterką.
Strona
graficzna wygląda dość prosto, acz mile dla oka. Nowoczesna
kreska łącząca typowo amerykański styl z lekko mangowym
klimatem i sporą paletą barw trafia w gusta współczesnych
czytelników komiksu środka. Nie ma tu może wielkich
fajerwerków, ale wszystko do siebie pasuje i dobrze
uzupełnia się nawzajem. Mi osobiście taka wersja bajki jak
najbardziej przypadła do gustu. I nie tylko mi – sama główna
seria doczekała się ponad stu zeszytów, kilkadziesiąt
annuali i spin-offów, a co za tym idzie także rzeszy
czytelników, którzy po nie sięgali.
Lubicie lekką, przyjemną fantastykę dla młodzieży,
sięgnijcie i Wy. „Grimm Fairy Tales” ma swój urok i na pewno
warte jest poznania. A przy okazji bardzo dobrze wydane.
Michał Lipka, 11.09.2016
|
|