Niezwykła, uhonorowana nagrodą dla najlepszego niemieckojęzycznego debiutu
fantasy (2011), pierwsza powieść niemieckiej pisarki Gesy Schwartz. Pieczęć
ognia to pierwszy tom tetralogii - pełna tajemnic, nastrojowa i miejscami
humorystyczna historia z pogranicza gotyku i urban fantasy.
Paryż, czasy współczesne. Grim jest gargulcem, jednym ze strażników, których
zadaniem jest ukrywanie przed ludźmi istnienia istot z innego świata. Z całą
mocą nie znosi swojego nowego (dwieście lat to niezbyt wiele dla kamiennej
rzeźby) miejsca pracy - zalewanej deszczem fasady budynku. Ale robota jest
robotą i Grim, choć najchętniej zostawiłby Francję daleko za sobą, twardo
stoi na straży Kodeksu, pilnując, by drobne utarczki demonów i wampirów nie
wywlekły na światło dzienne tajemnic ich egzystencji. Pewnego dnia Grim
spotyka jednak Mię, córkę nielekko psychicznego malarza-samobójcy. Mia
obdarzona jest pewnym szczególnym darem - widzi to, czego nie widzą inni.
Gdy w ręce tych dwojga wpada dziwny, pokryty tajemniczym pismem pergamin,
staje się jasne, że czasy pokoju między mieszkańcami tego i innego świata
właśnie dobiegły końca...
RECENZJA
Gargulce, rzygacze, maszkarony – móc zadrzeć głowę i
podziwiać te piękne stwory wykute w kamieniu i zdobiące
stare budowle chciało by wielu z Was. Ale co gdyby było w
nich życie, które budzi się wraz z zachodem słońca, tego
samego, którego wschód zamienia je z powrotem w lity kamień?
Przeważył by strach przed nieznanym, czy może raczej chęć
wykorzystania takiej okazji do własnych celów, np.
wzbogacenia się? Nie żyjemy w średniowieczu, mamy wiedzę i
potrafimy się bronić, więc obawiam się, ze raczej to drugie.
Tego samego obawiają się Innostoty Gesy Schwartz, które z
ludźmi stoczyły niejedną wojnę, aż doszło do tego, że
rzuciły na nich czar zapomnienia, by na wieki zapomnieli o
ich istnieniu, oraz przestali ich widzieć, a jeśli już się
to zdarzy, prędzej podejrzewać u siebie chorobę psychiczną
niż uwierzyć w magię...
Gesa Schwartz stworzyła naprawdę wyjątkowy świat, a
raczej światy: Górny, czyli świat ludzi, którzy żyją w
nieświadomości, a jedynie nieliczni (z niewyjaśnionych
powodów) posiadają umiejętność zobaczenia tego Co Możliwe,
są widzącymi wśród ślepców; oraz Dolny, w którym żyją
wszelkie magiczne stworzenia i, którym to światem żądzą
gargulce; oraz jeszcze kilka wymiarów, czasów i zaświatów,
których poznawanie sprawiło mi niezmierzoną przyjemność.
Opisywanym przez autorkę światom nie brakuje niczego, są
barwne, różnorodne i z łatwością dają się zilustrować
wyobraźni, mają swoją historię i celowość istnienia, każdy
jest jeszcze dziwniejszy od poprzednio poznanego i po prostu
zachwyca. Stworzenia, które zamieszkują te światy i wymiary
również są dokładnie opisane, a jeśli na jakiejś postaci
autorka postanowiła się skupić nieco bardziej, to można być
pewnym, że odegra ona jakąś ważną rolę w powieści. Słowem,
nie ma niepotrzebnego bajdurzenia.
Z dwójki głównych bohaterów, którymi są Grim, gargulec
zrodzony przez wulkan, oraz Mia, jedna z nielicznych, na
których nie działa czar zapomnienia, zdecydowanie bardziej
polubiłem dziewczynę. Jej osobowość jest jakoś bardziej
przyswajalna niż postać ciągle prychającego gargulca, który
wydaje się ni to pyszny ni to sztuczny... Mimo wszystko
żadnej z postaci nie można odmówić autentyczności, a już na
pewno powiedzieć, że któraś jest nieciekawa i swoim
istnieniem marnuje kartki papieru.
Autorka wymyśliła z pozoru prostą intrygę i kto wie, może
w jakimś stopniu dało by się przewidzieć rozwój wypadków,
ale tempo wydarzeń i piękno bez przerwy zmieniającego się i
dokładnie przedstawianego otoczenia zwyczajnie nie
pozostawiają na to szans. Dodatkowym atutem jest tajemnicza
przeszłość tak głównego anty-bohatera, jak i poznawanego od
początku Grima. By osiągnąć swoje cele Grim i Mia muszą
stanąć z tą przeszłością twarzą w twarz, poznać i
zaakceptować siebie. Całość wygląda w pewnym sensie, jak
powieść drogi, ponieważ największą cześć zajmuje właśnie
krążenie po światach i wymiarach w celu zdobycia pewnego
tajemniczego i ponoć od wieków nieistniejącego artefaktu.
Idealnie niestety nie jest. Język, jakim napisana jest
„Pieczęć Ognia” wydaje się chwilami tak pompatyczny, że aż
mdli. Gdyby chodziło tylko o zachowanie bohaterów, to nie
było by problemu – kwestia charakterów poszczególnych
postaci, różnych i niekoniecznie lubianych, jak to również z
ludźmi bywa. Jednak mi chodzi o opisy, momentami wymuskane
do przesady, nie pasujące do całości.
Niezupełnie wyszedł też przekład, z którym znacznie
lepiej poradził sobie Pan Ryszard Turczyn (rozdziały I-XXVI)
- po przeczytaniu paru pierwszych stron napisanych spójnym
językiem wciągnąłem się w pierwszy tom trylogii bez reszty.
Z kolei Pan Krzysztof Żak (XXVII-LXVII) chyba trochę nie
podołał, albo bardzo się śpieszył – w ładnie brzmiące zdania
wmieszały się słowa potoczne, żeby nie powiedzieć prostackie
i aż w oczy kuły. W tej części zaczyna również brakować
liter w co niektórych słowach - może nie dużo, ale też nie
mało – i korekta tego niestety nie wyłapała.
Podsumowując, mimo paru drobnych wad, uważam pierwszy tom
trylogii „Grim” za niezwykle ciekawy, potrafiący wciągnąć i
zafascynować tak zawartą w sobie historią, jak i samym
światem, w którym mają miejsce kolejne wydarzenia. Choć
powieść – nieco baśniowa – bardziej przypadnie do gustu
nastolatkom, to jak widać staruszki po dwudziestce (jak tu
przynudzający recenzent) też powinni być zadowoleni.
Marek Syndyka