Była
sobota 31 października. Zapadał zmierzch, gdzieś w ciszy rozlegało się głośne
szczekanie psów przeganiających czarne kocury czające się w ciemności. Grupka
nastolatków (Lisa, John, Marta, Fred, Eddy oraz Celia) spędzała tę noc w opuszczonej
stodole nie żyjącego już Franka Stuarta zwanego "Kosą", który przed
dwudziestu laty mordował niewinnych ludzi z czystej przyjemności zabijania. Noc ta
miała być wyjątkowa ponieważ było Halloween. Młodzież w swoich nocnych planach
uwzględniła: zbieranie słodyczy po domach, ognisko na starym opuszczonym cmentarzu oraz
opowiadanie strasznych historii w stodole "Kosy". Przyjaciele włożyli kostiumy
duchów, czarownic, kościotrupów i ruszyli po swe łupy. Po skończeniu całej akcji
udali się na stary cmentarz uczcić udane zbiory. Rozpaliwszy ognisko usiedli wokół
niego i przeglądali co udało im się zebrać. W pewnej chwili Celia zakomunikowała
pozostałym: - Słuchajcie muszę skorzystać z toalety, za chwilkę wrócę. Celia
poszła w las otaczający stary cmentarz. Jej koledzy i koleżanki zajęci dyskusją nie
za bardzo przejmowali się tym co mówiła i gdzie poszła. Mijały minuty a Celia wciąż
nie wracała. W końcu zaniepokojona Marta powiedziała: - Widzieliście może Celie?
Wydaje mi się, ze wspominała coś o toalecie ale dość długo już jej nie ma.
Poszukajmy jej. Zaczęło się nawoływanie dziewczyny lecz nikt nie odpowiadał. Ktoś
wpadł na pomysł żeby się rozdzielili. Zrobili tak lecz nie wiedzieli, że duch
"Kosy" powrócił i zabije każdego kogo napotka na swej drodze. Podzieleni na
dwie grupy ruszyli w las. W pierwszej grupie Lisa, Marta oraz Eddy w drugiej zaś John i
Fred. Szli gęsiego. Grupa pierwsza dotarła do polany i zamarła z przerażenia... Na
jednym z drzew wisiało ciało Celi. Jej puste oczy rozszerzone w przerażeniu wpatrywały
się w dal. Przed śmiercią musiała bardzo cierpieć, morderca nie oszczędził jej
cierpienia. Kończyny wykręcono we wszystkie strony, brzuch rozpruto. Wszędzie była
krew. Dziewczyny wpadły w histerie. Nie zauważyły nawet, że już nie ma z nimi
Eddy`go, który leżał między drzewami z siekierą wbitą w plecy. Krwawił i cierpiał
ale taki był jego los, bo "Kosa" lubił upajać się widokiem cierpiących.
Kochał zadawać ból, podniecało go to. Teraz kiedy zakłócono jego spokój na
cmentarzu, pragnął tylko jednego- zabijać. Lisa nie patrząc na Martę zaczęła
uciekać między drzewami. Marta natomiast stała jak zaczarowana wpatrując się w
zwłoki koleżanki. Nie usłyszała nawet jak za jej plecami pojawił się duch
"Kosy". Dopiero po upływie kilku minut zorientowała się, że nie jest sama.
Poczuła na swoim karku stęchły, trupi oddech. Bardzo powoli zaczęła się odwracać.
Stanęła oko w oko z trupem. Krzyk zamarł na jej ustach kiedy jej ciało przeszył ostry
ból. Spojrzała w dół, kręciło jej się w głowie, obraz zaczął się rozmazywać.
Marta umierała, czuła to. Z jej brzucha wisiały wnętrzności przelewające się przez
palce. Upadła. Duch odszedł polować na inną ofiarę. Lisa wołając kolegów płakała,
modliła się w duchu by to był tylko sen, że gdy się obudzi będzie w domu w ciepłym
łóżku ale tak nie było. Jawa nie mogła być snem. John i Fred znudzeni szukaniem
koleżanki poszli do stodoły z zamiarem czekania na pozostałych. Lisa nie czując już nóg
biegła dalej,wierząc, że uda jej się przeżyć. Minęła cmentarz z żarzącym się
jeszcze ogniskiem i ruszyła przed siebie szukać pomocy. Lecz i dla niej los był
okrutny. Dobiegłszy do stodoły, upadła przed drzwiami rozbijając głowę i tracąc
przytomność. Frank Stuart nie śpieszył się, wiedział, że przed nim nikt nie
ucieknie. Znalazł nieprzytomną Lisę. Włożył jej głowę do zimnej wody w beczce.
Obudził ją. Podniósł oparte o ścianę stodoły widły i wbijał je w ciało
konającej dziewczyny póki nie zamieniło się w krwawą miazgę. Przyjaciele dziewczyny
zajęci opowiadaniem strasznych historii o duchach nic nie usłyszeli a parę minut później
spłonęli żywcem w starej opuszczonej stodole. Frank z zadowoleniem oblizywał wargi, znów
udało mu się zebrać kolejne krwawe żniwo...
Michalina Łucenko
|