"Zranione
serce Augusta"
Stało
się. Ledwie zaszło słońce, a na ulicach zaczęły pojawiać się najrozmaitsze stwory. Zupełnie jakby liczni bohaterowie z filmów, gier,
seriali, komiksów wyszli ze swych rodzimych, fantastycznych rzeczywistości i nie wiadomo
jakim sposobem pojawiły się w prawdziwym świecie. W ten dzień dosłownie każdy mógł
udać się do świata fantazji, wydobyć z niego najbardziej pożądaną osobowość i
wcielić się w jej postać. Jednak on, August, szesnastolatek, niewielki wzrostem
chłopak, człowiek szkaradny, paskudny, wyśmiewany przez swych rówieśników, cieszył
się tym dniem z zupełnie odwrotnych powodów. Radował się, że wreszcie, całkowicie
na luzie i bez skrępowania będzie mógł opuścić dom i być po prostu sobą.
Nie
poczynając żadnych przygotowań, bez specjalnego stroju, bez makijażu, bez szykowania,
po prostu wstał, pozostawił w tyle swe
cztery ściany i wkroczył w osiedle przypominające scenografię przyszykowaną pod
baśniowy film grozy. Wyglądał na tym tle wręcz fenomenalnie! Czarne jeansy i
ciemnozielony golf świetnie kontrastowały z jego charakterystyczną, rzucającą się w
oczy, jaskrawą twarzą. Krótki, płaski nos trudno było odnaleźć w balonowych
policzkach, wielkie usta skutecznie przysłaniały podbródek, a maluteńkie oczka
podkreślone wielkimi, krzaczastymi brwiami ledwie dało się dostrzec pod bujną,
kręconą, dziwnoblond czupryną. Jego image wzbudzał niesamowity strach i obrzydzenie,
co tej konkretnej nocy stanowiło ogromny plus!
Krocząc
przez tę kolorową krainę, udał się do pobliskiego liceum, w którym odbywała się
halloweenowa impreza. Ledwie tylko przekroczył
próg, a w oczy od razu rzuciła mu się ona, blondynka w stroju ośmiorniczki,
trzymająca w swoich mackach najbardziej wzniosłe uczucia Augusta. Chłopak kochał się
w niej od dobrych kilku lat. Była wszystkim, czego pragnął, wszystkim wokół czego
krążyły jego myśli. Świadomość, że nie zwraca na niego uwagi, traktuje jak
powietrze i że nigdy mogą nie być razem, przyprawiała go o emocjonalny zawał.
Dostawał wtedy szału, niszczył wszystko co miał pod ręką i dążył do
samookaleczenia. Jednak tamtego dnia nie zamierzał być ofiarą. Planował podejść,
przedstawić się, rozkręcić konwersację, spędzić wspólnie całą noc, robiąc to,
czego jeszcze nigdy z nikim nie robił, a gdy nadejdzie poranek, zachować ten stan, te
uczucia, wzajemną miłość, poczucie spełnienia i być szczęśliwym przez całe
życie, mając u boku dziewczynę ze swych najskrytszych snów. Pełen nadziei,
napełniony nadprzyrodzoną mocą, zaczął pewnie kroczyć w stronę dziewczyny, gdy
nagle u jej boku ujrzał przystojnego chłopaka wystylizowanego na Drakulę. Augusta
momentalnie zalał zimny pot. Krew jakby przestała krążyć, a serce zatrzymało swe
bicie. Znów naszła go ochota na niszczenie, na autodestrukcję. Zamknął oczy, zaczął
powoli, głęboko oddychać i powrócił myślami do wymarzonego scenariusza. Nagle
niespodziewanie zalał go wielki przypływ pozytywnej energii. Był tak naładowany i
pewny siebie jak nigdy dotąd. Postanowił trzymać się wytycznych i za wszelką cenę
osiągnąć cel. Wczuł się w atmosferę i począł kołysać w rytm muzyki, patrząc jak
przy każdej piosence obiekt jego westchnień tańczy z kolejnym chłopakiem, kolejnym
rywalem, którego trzeba się pozbyć.
Przerażający
stwór w ciemnozielonym swetrze opuścił parkiet na pewien czas, a gdy powrócił na jego
twarzy dostrzec można było intrygujący, nigdy wcześniej niedostrzegalny uśmieszek.
Kiedy u osoby ze stale kamienną twarzą widzisz wyraźne przejawy mimiki, wiedz, że coś
się dzieje! Tamtym razem nie było inaczej. Od kilku minut August skrywał sekret, który
przyprawiał go o dumę i poczucie wyższości. Tkwił w przekonaniu, że nikt ani nic mu
nie przeszkodzi, a król balu może być tylko jeden - on. Zwłaszcza, że główny
faworyt, przystojny Pan Drakula, nagle gdzieś wyparował. Rozpłynął się w powietrzu,
nie pozostawiając po sobie żadnego śladu życia. Zupełnie tak, jakby nie przebywał
już na tym świecie jako człowiek lecz jako jeden z tych, których święto aktualnie
obchodzono. Fakt ten niebywale cieszył jedynego człeka bez kostiumu. Zdawało się, że
jego wielkie usta weselą się coraz bardziej.
Czas mijał,
a wraz z jego upływem zmniejszała się ilość osobników płci męskiej obecnych na
imprezie. Nikt. prawie nikt nie wiedział gdzie ich brzeg. Niektórzy rozważali
zainteresowanie się, przeanalizowanie sytuacji, jednak w końcu trwało święto duchów,
w którym takie i podobne przygody są normalnością, więc zabawa była kontynuowana i
miała się całkiem dobrze. Kilku chłopaków, którzy się pozostali, nie zamierzali
narzekać. Dwa tuziny dziewcząt uczestniczących w hulance i niemal żadna konkurencja do
podrywu tylko ich uszczęśliwiała. Do czasu.
W końcu
na sali pozostał już tylko jeden młodzieniec - roześmiany od ucha do ucha, August.
Zważywszy na to, że rywale zniknęli, nie stanowiąc już problemu, spokojnym, pewnym
krokiem, zaczął podążać w stronę dziewczyny w stroju ośmiorniczki, kiedy to
wodzirej uroczyście zapowiedział wybory na najbardziej przerażającą i
najstraszliwszego uczestnika imprezy. W męskiej kategorii, z wiadomych względów,
decyzja była oczywista. Zwycięzca wyszedł na środek i w napięciu oczekiwał na
resztę werdyktu. Miał ogromną nadzieję, że za chwilę tuż obok niego stanie jego
ukochana 'ośmiorniczka' i obejmie go swymi mackami. Serce zaczęło mu bić szybciej.
Wiedział, że to na co tak ciężko pracował przez całą noc jest już bardzo blisko,
właściwie na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony, przerażała go myśl, że może mu
zaraz przyjść zmierzyć się z ogromnym rozczarowaniem i będzie zmuszony szczerzyć
się do obojętnej mu dziewczyny. Zamarł w bezruchu ze stresu.
-
Zwyciężczynią i najbardziej przerażającą kobietą balu zostaje. - rzekł spiker.
Nagle
August oprzytomniał, przejrzał na oczy. Wyłączył się. Nie zwrócił uwagi na
ostateczny werdykt. Zaczął kompletnie ignorować świat zewnętrzny. Zdał sobie sprawę
z haniebnych czynów, których dokonał w ciągu ostatnich kilku godzin. Pomyślał o tych
wszystkich zwłokach, które za jego sprawą leżą w męskiej toalecie. Dotarło do
niego, że stał się mordercą, na którego ludzie zaczną patrzeć z jeszcze większym
obrzydzeniem niż dotychczas. Przestaną przechodzić obojętnie. Będą pluć w twarz i
patrzeć z pogardą. Wyrzuty sumienia były tak silne, a wizja przyszłości tak okropna,
że bez dłuższego zastanawiania zdecydował się na cios ostateczny. Wyjął zza spodni
splamiony krwią nóż, przyłożył sobie do gardła i szybkim ruchem pociągnął po skórze.
Konał we wrzaskach obserwatorek, w okolicznościach niezwykłej dramaturgii. Przed
przybyciem obiecał sobie, że tym razem nie będzie ofiarą lecz danego słowa nie
dotrzymał. Mimo iż próbował i bardzo chciał wygrać z naturą, z przyzwyczajeniami,
to i tak odniósł porażkę. Najsromotniejszą jaką tylko mógł sobie wyobrazić.
Pogrzebano
go na cmentarzu komunalnym w obecności jedynie najbliższej rodziny. Nikt nie zapłakał.
Niby zmarł brat, syn i łzy same powinny się cisnąć do oczu, ale nic takiego nie
nastąpiło. Czuli raczej pewnego rodzaju ulgę, że nie przyszło im się skonfrontować
z człowiekiem, który w ciągu jednej nocy zabił siedemnaście osób. Zhańbione
nazwisko i wstyd przyniesiony rodzinie były wystarczającym powodem na to, by skutecznie
powstrzymać łzawienie.
Kilka
tygodni po pochówku, nad nieodwiedzanym grobem Augusta, przystanęła młoda, filigranowa
blondynka. Ta sama, która w halloween miała na sobie strój ośmiorniczki. Trzymała w
ręku kartkę, coś na wzór laurki. Oparła ją o tablicę nagrobka i odeszła. Na
pozostawionym przez nią kawałku papieru widniał napis: "Zawsze Cię kochałem i nigdy
nie przestanę".
Damian
Wocial
|