-kontakt- kostnica1@kostnica.com.pl |
KONKURS HALLOWEEN 2011 nadesłane opowiadania opowiadanie bez korekty
|
Marek Grzywacz SWEET TOOTH Grace uwielbiała Halloween. Nie za kostiumy, straszne historie i wszędobylskie wyszczerzone dynie. To wszystko było fajne, ale liczyło się tylko jedno. Cukierki. Torby słodkości, zdobywanych zupełnie za darmo i w ogromnych ilościach. Totalne obżarstwo, aż do przesłodzenia, aż kubki smakowe omdlewały. Mijające lata odcięły ją od udziału w orgii słodyczy. Gdyby teraz, będąc niebezpiecznie blisko trzydziestki, wyszłaby latać z torbą w głupim stroju, raczej nie spotkałaby się ze społeczną akceptacją. Nie mówiąc, że jako singielka z wyboru, lubiąca od czasu do czasu gościć kogoś atrakcyjnego w sypialni, musiała dbać o ciało, by utrzymać się na trudnym rynku szybkich znajomości. Węglowodany be. Biały cukier śmiercią. I tak dalej. Ale nawyków niełatwo się pozbyć. Co roku, właśnie w Święto Duchów, Grace robiła sobie dyspensę. Jeden wieczór, grzeszna randka z wyrobami cukierniczymi. Zaparkowała przed garażem. Wyszła z auta, rozejrzała się. Chodnikiem przebiegł mały zabójca w hokejowej masce, tuż za nim Batman i wojownik z Gwiezdnych Wojen. Strasznie hałasowali. Skądś dobiegał jazgot rocka z lat osiemdziesiątych, ktoś urządzał halloweenową imprezkę. Chłonęła chwilę widoki, jakby z nostalgicznej pocztówki ze zdjęciem amerykańskich przedmieść. Potem skryła się w domu. Rozsiadła się na sofie. Postawiła torbę z łakociami na stoliku obok. Włączyła telewizor. Wszędzie nadawali głupoty albo nowomodne horrory, pełne wymyślnych, okropnych tortur. Wcisnęła mute i sięgnęła po pierwszego cukierka. Szelest papierka nasycał uszy. Była jednak zmęczona. Tydzień dał się we znaki. Zjadła tylko trochę. Wystarczyło, że wtuliła się mocniej w oparcie, a już spała. Wiercąc się machnęła ręką i strąciła torebkę słodyczy. Cukierki potoczyły się po śliskiej podłodze. Grace ocknęła się nagle. Zza okien nie dochodziły dźwięki, świąteczny szał minął. Otworzyła szerzej oczy. I od razu zobaczyła połyskujące w świetle lampki i telewizora ślady na podłodze. Gdy wstawała, wdepnęła w kupkę folii. Papierki po cukierkach. Otaczały sofę, było ich mnóstwo. Wzdrygnęła się. Czy naprawdę pochłonęła ich aż tyle? Nachyliła się. Dotknęła palcem. Plama była lepka. W dodatku pachniała nietypowo. Nie sądziła, że to dobry, ale oblizała. Smak niby znajomy, ukochany, a jednak bogatszy. Wtedy spojrzała na ścianę. Zbliżyła się. Cukierki wspięły się w górę, jak armia słodkich ślimaków, zostawiając za sobą podobne podłogowym ścieżki. Nie ruszały się, zastygły przylepione do tapety. Już to było niepokojące i nieco fascynujące zarazem, ale zaraz wzrok przyciągnęły gorsze anomalie. Pod sufitem wyrosła obca konstrukcja. Porost z milionów białych kryształków, zlepionych w fantazyjne łuki i chaotycznie rozmieszczone kolce. Z ramion kinkietu zwisały kurtyny w kolorach landrynek. Od nasady lampy biegło wiele błyszczących smug. Na końcu każdej narośl przypominająca wielką francuską bezę. Twór ociekał bezbarwnym, gęstym syropem. Grace wiedziała, że to moment, w którym powinna uciec z krzykiem. A jednak zbliżała się do ściany. Może przez obezwładniającą, coraz mocniejszą i zdecydowanie kuszącą woń? Wyciągnęła rękę. Ostrożnie dotknęła narośli. Ta rozchyliła się jak egzotyczny kwiat i, co dziwniejsze, w środku miała barwne pręciki. Niektóre wyglądały jak lody na patyku, inne jak okrągłe lizaki. Grace poczuła, że ślina aż wylewa się z jej ust. Nie zdążyła się opanować, sięgnęła i ułamała smakowite coś. Polizała, kontakt języka z gładką powierzchnią wywołał ekstatyczną burzę w głowie. Trzymała w ustach, aż rozpuściło się całkowicie. - Weź więcej. Im więcej, tym lepiej. - Ni męski, ni kobiecy głos szepnął Grace do ucha. Nie musiał zachęcać. Wspięła się na palcach i wyrwała strzęp wiszącej materii. Smakowała jak wata cukrowa zmieszana z lukrem, obłędnie pyszna. - Kiedyś byłaś naszą bratnią duszą, Grace. Jak nikt nas rozumiałaś. Wiedziałaś, co jest ważne. Ale zapominałaś, z roku na rok oddalałaś się, odrzucałaś nas. - Kim jesteście? - spytała. Zabolało, wargi zlepiły się, oderwała je siłą. - Czystą słodyczą. Dobrze nas znasz. Kochamy się tak bardzo. Grace leżała na podłodze, naga i pokryta słodkim potem. Przejadła się, brzuch nadął się, jakby była w ciąży. Z porów wypływała glukoza, sacharoza krystalizowała się na skórze. Rozpuszczała się. I to było przyjemne, tak orgazmiczne, że wyłączyło rozum. Powódź serotoniny. Włożyła topniejącą rękę między uda, w nowopowstałe źródło słodkiej mazi. - Teraz wiesz? Rozumiesz? - Nie da się żyć sugar-free - odparła. Bo po co miałaby sobie odmawiać? Pieprzyć linię i zgrabny tyłek, chuj z seksem i nieistotnymi sprawami. To było dobre. Najlepsze. Smak raju. Nienawidziła się za to, że tyle lat od niego uciekała. - Zanurz się w nas. Stańmy się tym samym. Masz w sobie wszystko, co potrzebne. Węgiel, wodór, tlen. Stworzymy nowe wiązania. Razem z nimi przyłączy się dusza. Przytaknęła. Potem trochę bolało, gdy ciało wyzbywało się wszystkiego, co nie mogło stać się cukrami. Ale słodkość zawsze wygrywa. Nawet to zmieniła w ekstazę. Nikt nigdy nie znalazł Grace. Władze zainteresowały się zaginięciem, ale wkrótce błędnie stwierdzono, że była jedną z tych samotnych, nieszczęśliwych osób, które pewnego dnia postanawiają porzucić wszystko i po prostu zniknąć. Tylko czasem, w Wigilię Wszystkich Świętych, nowi mieszkańcy domu budzili się z ustami pełnymi nieznośnie słodkiego posmaku. Biegli wtedy do łazienki, wypłukać paskudztwo, a nazajutrz już nie pamiętali o zajściu. Cenili sobie zdrowy tryb życia. Nie lubili słodyczy. |