|
|
|
|
|
KANDYDAT
Z PIEKŁA Graham Masterton 16 maja w księgarniach wydawnictwo Replika Stany Zjednoczone potrzebują prezydenta odważnego,
nie lękającego się podejmować najtrudniejszych decyzji. Hunter Peale nie wybija się
spośród innych kandydatów na głowę państwa i ma mniej niż przeciętne szanse na
wygraną w wyborach. Do czasu.
W jednej chwili kampania Peale'a przybiera nieprawdopodobnego tempa. Podczas jego przemówień
gromadzą się ogromne tłumy. Ludzie łkają i padają na kolana, niedowierzając własnym
oczom, gdy Peale ukazuje im Amerykę taką, o jakiej zawsze marzyli. Mnożą się głosy
poparcia i wkrótce jest już jasne, kto zostanie prezydentem największego mocarstwa na
świecie.
Jack Russo, facet odpowiedzialny za kampanię Huntera Peal'a, odkrywa przerażającą
przyczynę sukcesu swego pracodawcy. Wraz z piękną i charakterną Jennifer usiłują nie
dopuścić do zagłady całego świata. Peale bowiem podpisał pakt z diabłem.
premiera: 16 maj 2011
ISBN: 978-83-76741-19-2
EAN: 9788376741192
rok wydania: 2011
oprawa: miękka
il. stron: 500
Zródło: wydawnictwo Replika |
WETĘP NAPISANY PRZEZ
Grahama Mastertona do nowego wydania. |
JESTEM SZATANEM - GŁOSUJCIE NA MNIE
W późnych latach 70-tych dość zażyle zaprzyjaźniłem się z sekretarzem jednej z
lokalnych partii politycznych. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań, a nasi synowie
chodzili razem do szkoły. Latem 1979 roku, po długim i zabawnym wspólnym obiedzie,
zapytał mnie, czy byłbym zainteresowany kandydowaniem w nadchodzących wyborach hrabstwa
Surrey, w którym mieszkaliśmy.
Surrey to bardzo ładna i dobrze prosperująca część kraju, bezpośrednio na południe
od Londynu. Jego populacja sięga 1.2 miliona. Radny w Surrey to bardzo uprzywilejowana i
wpływowa posada, tak więc pomysł z miejsca bardzo mi się spodobał. Lubię publiczne
wystąpienia i mam kilka zdecydowanych poglądów politycznych.
Wraz z moją żoną Wiescką stawiliśmy się na paru spotkaniach, podczas których
porozmawiałem z kilkoma partyjnymi szychami o moich politycznych ambicjach i wizjach
przyszłości hrabstwa. Może sobie to wmawiam, ale musiałem być wtedy biegły i
przekonujący, ponieważ szybko wybrali mnie na swojego kandydata. Zbliżał się czas
wyborów, a moje zdjęcie i program polityczny pojawiały się w gazetach. Konsultowałem
swoje pomysły ze starszymi członkami mojej partii z Westminsteru.
Na lokalnym obiedzie dla naszych sympatyków wygłosiłem przemówienie, a prawie każde
moje słowo spotkało się z gromkim aplauzem. Jednakże mniej więcej w połowie doznałem
przerażającego, zimnego olśnienia. Patrzyłem na te rozpromienione, rozentuzjazmowane
twarze i zdałem sobie sprawę, że ich okłamuję.
Tak naprawdę nie wierzyłem w te majestatyczne plany, które im opisywałem - wspaniałe
sposoby na poprawienie stanu dróg, zreformowanie służby zdrowia, udoskonalenie obiektów
sportowych i pomoc osobom starszym i ubogim w hrabstwie Surrey.
W głębi serca wiedziałem, że niemożliwe będzie sfinansowanie tego - co więcej,
nie bardzo mnie to wszystko interesowało. Po prostu mówiłem swoim słuchaczom dokładnie
to, co chcieli usłyszeć. Pławiłem się w ich aprobacie, zatrułem własną popularnością.
Stałem się zepsuty, zanim w ogóle wystartowałem w wyborach. Szatan nawiedził moją
duszę, a ja uwierzyłem, że każdego polityka zepsucie dławi w dokładnie taki sam sposób.
Wielu z nich może przecież chcieć dobrze. Mogą wiernie służyć ludziom, którzy ich
wybrali. Ale czarny robak zawsze gnieździ się w ich umyśle i szepcze: Jesteś lepszy niż
ktokolwiek inny. Zawsze wiesz najlepiej. Zasługujesz na sukces, tylko dlatego, że ty to
ty.
Następnego dnia wycofałem się z listy kandydatów. Wiedziałem co mogłoby mi się
przytrafić, gdybym tego nie zrobił. Od tego czasu spotkałem wielu polityków o bardzo różnorodnych
przekonaniach - lewicowych, prawicowych, kapitalistów, komunistów, rasistów i
wielokulturowych, i zawsze widziałem to samo.
Spoglądający prosto ze źrenic ich oczu czarny robak arogancji, wąż samozaspokojenia.
Mieli w sobie szatana, tak samo jak ja kiedyś.
W następnym roku Wiescka i ja spędziliśmy kilka tygodni w Connecticut z zamiarem kupna
domu. Zatrzymaliśmy się w małym, spokojnym i pięknym miasteczku New Milford. stały
tam rzędy identycznych, starych kolonialnych domów, które miały ten straszliwy,
zaniedbany wygląd rodem z powieści Lovecrafta. Z łatwością można było pomyśleć,
że wzięło się zły zakręt i znalazło w dziwnym, zakazanym miejscu, gdzie chmury
zbytnio śpieszą się po nieboskłonie, a młodzi chłopcy z płaskimi, nieprzystępnymi
twarzami gapią się na ciebie z górnych okien domów o mansardowych dachach. Jeden z domów,
które pokazał nam pośrednik, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Był nieforemny i
ogromny, o wiele za duży, nawet dla pięcioosobowej rodziny, ale panowała w nim
przyprawiająca o gęsią skórkę atmosfera. Basen był wypełniony i cały zarośnięty,
jak powiedział nam pośrednik - "z powodu tragicznego wypadku".
Spacerując po korytarzach na piętrze tego domu wpadłem na pomysł napisania KANDYDATA Z
PIEKŁA. Wybory prezydenckie w 1970 roku trwały wtedy w najlepsze i za każdym razem
kiedy włączyłeś telewizor, Ronald Reagan radośnie się uśmiechał, próbując zdobyć
twój głos. Pomyślałem sobie: co by było, gdyby szatan wszedł w duszę takiego
kandydata na prezydenta? Wygrałby - tak jak ja wygrałbym w Surrey - ale za jaką cenę?
Nie tylko dla niego, ale dla całego kraju, któremu miałby służyć. Tak narodziła się
ta książka (a także inna - basen podrzucił mi pomysł na motyw utonięcia małej
dziewczynki w ZJAWIE). Bardzo się cieszę, że Replika wznawia ją w tak zacnej oprawie.
Pomimo tego, że powstała ponad 30 lat temu, jej przesłanie jest ponadczasowe.
Mam nadzieję, że będziecie się przy niej dobrze bawić, bać się, a także, kiedy już
ją skończycie, nauczycie się jednej rzeczy: są kłamcy, są przeklęci kłamcy, no i są
politycy.
-- Graham Masterton, 2011 |
FRAGMENT |
K S I Ę G A P I E R W S Z A
WALKA
ROZDZIAŁ I
Po tym jak Hunter Peal wybrany został prezydentem, często pytano mnie, kiedy nabrałem
przekonania, że wygra wybory. Odpowiadałem wówczas, że nastąpiło to tego dnia, kiedy
w gorące przedpołudnie w Billings, w stanie Montana, podał mi rękę i potrząsnął nią
energicznie, a ja zobaczyłem, jak jest spokojny, opanowany i pewny siebie. Tego dnia
stwierdziłem, że Hunter wygląda tak, jak właśnie powinien wyglądać człowiek, który
będzie w stanie podejść do problemów całej Ameryki w taki sposób, w jaki ojciec
podchodzi do problemów swoich dzieci.
Czasami odpowiadałem też, że nastąpiło to wówczas, kiedy pewnego dnia wyszedłem na
werandę rancha Huntera Peala w Kolorado Springs, w stanie Kolorado, rancha, które
wybudował jeszcze jego ojciec, i zobaczyłem go stojącego samotnie, szczupłego,
wysokiego, z fryzurą rozwiewaną przez wiatr, wpatrującego się dalekosiężnym,
skupionym spojrzeniem we wschodni horyzont, z wyrazem twarzy, który przywodził na myśl
oblicze amerykańskiego pioniera z odległych czasów.
Kiedy nie byłem w tak sentymentalnym nastroju, odpowiadałem też, że ostatecznego
przekonania nabrałem wówczas, gdy w wieczór wyborów NBC podała, iż Ohio i Illinois głosowało
za Pealem i najprawdopodobniej Kalifornia głosować będzie tak samo.
Mówiłem tak, ponieważ na tym polegał mój zawód. Byłem szefem personelu Peala, a ściślej:
tej jego grupy, która odpowiadała za kontakty z mass mediami i wizerunek Huntera w środkach
masowego przekazu. płacono mi więc, abym powtarzał te brednie tak często, jak to tylko
było możliwe.
W gruncie rzeczy jednak, słowa te niewiele odbiegały od prawdy, a co najważniejsze, składały
się na oświadczenia, które Ameryka bardzo pragnęła słyszeć. Zapewne pamiętacie
wszyscy, tak samo dobrze jak ja, nasze wspólne oddanie Hunterowi Pealowi, gdy ogłosił,
że Ameryka wchodzi w "decydujące lata".
Niezależnie jednak od tego, jak Hunter Peal był spokojny i opanowany, jak oddany
Ameryce, jak odkrywczy - a, wierzcie mi, posiadał te wszystkie cechy - coś zupełnie
innego w jego osobowości ujawniło się podczas kampanii prezydenckiej, co upewniło
mnie, że wygra. Coś mrocznego, nieopisanego, coś dziwnego. Coś tak potężnego, że
nie mogło samodzielnie zrodzić się z jego osobowości.
Wielu ludzi nie wierzy mi, nawet teraz, jednak ci ludzie nie znali go tak blisko jak ja.
Zapytajcie żonę Huntera, Micky, a ona powie wam, jak wyglądały te dni. Powie wam,
kiedy to się zaczęło - w trzecim tygodniu marca 1970 roku, mniej więcej w piątym
tygodniu kampanii Huntera o uzyskanie nominacji partii Republikańskiej.
Zatrzymaliśmy się wówczas na trzy dni i trzy noce w Allen's Corners, w Sherman, w
stanie Connecticut, jako goście republikanów z New Milford. To wtedy poczułem po raz
pierwszy, że świat kołysze się nagle pod moimi stopami. To wtedy właśnie Hunter
Peal, dobry, silny mężczyzna z Kolorado, opanowany został przez coś, co pozwoliło mu
stać się najmocniejszym i praktycznie niepowstrzymanym kandydatem; takim, jakiego
jeszcze nigdy przedtem Ameryka w swojej historii nie znała.
Wiele lat temu Bob Haldeman zwykł mawiać, że Richard Nixon miał osobowość o jasnych
i ciemnych stronach. Te jasne doprowadziły do jego sukcesów, a te ciemne - do upadku.
Lecz ciemne strony Huntera Peala nie były ani trochę podobne do ciemnych stron Nixona.
Ciemne - a w praktyce słabe - cechy osobowości Nixona miały związek z jego brakiem
opanowania, niepewnością, kompleksami. Ciemność, która posiadła Huntera Peala, była
tak porywista i dzika jak zimą powietrze w tunelu kolejowym. Była silna, a zarazem pociągająca,
i mogła przerazić cię tak, że stawała się wręcz ekscytująca.
Bo ciemność, która posiadła Huntera Peala, nie miała swego źródła w ziemskim świecie. |