KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

STRAŻNICY VERIDIANU - KLUCZ t3 - Marianne Curley

Nie lubię pożegnań. Zawsze odstawiam je na później i przeciągam, jak tylko się da. Podobnie wygląda sprawa, gdy kończę jakąś serię, która wyjątkowo przypadła mi do gustu, a zapewne wielu z was wie, że nie tak łatwo zadowolić mój wysublimowany gust. Dlatego kiedy zaczęłam czytać Klucz, czyli ostatni tom Strażników Veridianu autorstwa Marianne Curley trochę to przeciągałam. W każdym razie próbowałam, bo nie mogłam oderwać się od tej lektury i byłam nią całkowicie pochłonięta. I pomimo tego, że w porównaniu z poprzednimi częściami, ta wypadła ciut słabiej, to i tak dalej mam do tego cyklu ogromny sentyment niemalejący nawet po zakończeniu mojej przygody z tą pisarką. Przynajmniej na razie.

Klucz opowiada dalsze losy członków Straży. Tym razem sprawa nabiera rozpędu. Matt musi odkryć swoje magiczne talenty i w tym celu Lorian wysyła go do innego świata, na spotkanie z jego przeznaczeniem. W tym samym czasie zaczynają się dziać niepokojące rzeczy na Ziemi. Równowaga między dobrem, a złem chwieje się i wszystko staje się wypaczone. Nic nie jest takie jak było kiedyś. Wezwani zdają sobie sprawę, że za niedługo będą musieli stoczyć ostateczny pojedynek. Wiedzą, że nie obędzie się bez wojny i krwi. Rochelle – dziewczyna, która zdradziła Zakon Chaosu dla drugiej strony, boi się, że część Proroctwa mówiąca o śmierci kogoś zamieszanego w intrygę mówi o niej. Wszystko zaczyna być niestabilne, wśród kolejnych podejrzanych o knucie z Lathenią zaczynają pojawiać się osoby z Trybunału. Kto okaże się prawdziwym nieprzyjacielem? I czy kiedy reszta się o tym dowie, nie będzie za późno?

 

Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, że to koniec tej historii. Wszystko potoczyło się tak szybko, że chyba nie zauważyłam, kiedy skończyłam Klucz. Trochę trudno jest mi się otrząsnąć z wrażeń po tej lekturze, jednak to chyba dobrze świadczy o książce, przynajmniej o jej zakończeniu. I mimo, że darzę tą serię niewiarygodnym szacunkiem i wielkim sentymentem, to niestety tym razem potrafiłam dostrzec błędy popełnione przez autorkę. Nie zmienia to jednak faktu, że dla mnie to nadal bardzo dobry cykl poruszający moją wyobraźnię, jak żaden inny.

Jedną z rzeczy, która zaczęła mnie mniej więcej po połowie denerwować było otrzymywanie przez każdego z wybranych super–mocy. Rozumiem zasadę, że każdy z domów musi dać członkowi jakiś dar, jednak np. w przypadku Isabel w pierwszej części nie było to coś takiego, jak u Rochelle w tej, kiedy to Trybunał niemal rywalizował między sobą o to, kto da jej lepszą umiejętność. Podobnie było z kilkoma innymi postaciami, które również zostały tak wyposażone. Na szczęście plusem jest, że większość z nich nie zmieniła jakoś bardzo kanonu charakteru danej persony, tylko lekko go zmodyfikowała.

W tej części możemy znaleźć również dość rozbudowane wątki miłosne, które jednak dalej posiadają swoistą delikatność, dzięki czemu Klucz nie zmienił się w tanie romansidło. Sądzę, że autorka po prostu próbowała wepchnąć do tej części jeszcze więcej emocji niż było w poprzedniej i niestety przez to momentami przesadzała. – Mówiąc eufemistycznie. Jeśli już jesteśmy przy kwestii uczuć poruszę kolejną rzecz, niekoniecznie pasującą do tej historii. Chodzi mi dokładnie o fakt ujawniania kolejnych tajemnic, które do tej pory były ukryte przed światem i pod żadnym pozorem nikt nie mógł o nich wiedzieć. Obie są dość podobne: kto jest ojcem Arkariana (na to poznaliśmy odpowiedź pod koniec drugiego tomu, jednak dopiero teraz reszta bohaterów się o tym dowiedziała) oraz Matta.

Mam na uwadze szczególnie to, jak na to zareagowali. Nie przejęli się zbytnio, że przez całe ich życie bliscy – w przypadku Matta oraz Trybunał – chodzi o Arkariana, taili przed nimi prawdę. Dla każdego z nas byłoby to dość dużym szokiem i dla innych członków Straży również powinno być, jednak tak się nie stało. Kompletnie tego nie rozumiem i co najmniej mnie ten fakt frustruje. Przez to Klucz zamieniał się momentami w dość płytką historię, która nie była ciekawa.

Jeśli chodzi o minusy to by było na tyle. Teraz przyszedł czas na moje zachwalanie tej książki. Wiedzieliście, że tak będzie! Zdaję sobie sprawę z tego, że nawet, gdy niektóre rzeczy się skiepściły, ja nadal potrafiłam dostrzec wiele dobrych aspektów tej książki, ponieważ – jak już zdążyłam wspomnieć – uwielbiam tę historię. Sam fakt, że w jeden dzień przeczytałam powieść liczącą sobie ponad 500 stron jest już niezbitym dowodem na to, że autorka znowu opisała to wszystko w niezwykle emocjonalny sposób i dała tej pozycji duszę.

 

Najbardziej urzekł mnie wątek Rochelle, która na przemian z Mattem była w tej części narratorem. Kiedyś była ona prawą ręką Marduka – sprzymierzeńca Lathenii, a teraz dołączyła do Straży. I pomimo tego, że podobnie sytuacja wyglądała z Dillonem, to w jej stronę są zwrócone zarzuty o spiskowanie z Zakonem Chaosu. Przez to dziewczyna czuje się samotna i wyobcowana. Smuci ją również fakt, że Ethan – budzący jej sympatię chłopak – coraz bardziej się od niej odsuwa. To najbardziej urzekająca historia w Kluczu, ponieważ była najprawdziwsza i została najlepiej opisana. Autorka tym razem się postarała i pokazała, jak wielkie uczucia potrafi zawrzeć między stronami książki. Ta relacja została najlepiej oddana i dzięki temu przykuwała największą uwagę, dzięki czemu miało się wrażenie, że to nastolatka odgrywa tutaj główne skrzypce, a nie brat Isabel. Nie powiem, że cieszyłam się z tego powodu, ponieważ bardzo polubiłam tę postać i okazała się moją ulubioną, zaraz po Arkarianie.

Klucz to opowieść o przygodzie, miłości, odwadze, podejmowaniu trudnych decyzji, aż w końcu o śmierci. Bardzo trudno mi w słowach opisać, dlaczego ta książka tak bardzo mnie poruszyła i czemu nigdy nie zapomnę jej bohaterów. Może to dzięki niezwykłym miejscom pojawiającym się w niej. Aż wstyd nie wspomnieć o Cytadeli, świecie podziemnym oraz innych niezwykle fascynujących i czasami mrocznych rzeczach. Ta powieść nie jest może uniwersalna i nie każdy będzie potrafił się w niej odnaleźć, ale ktoś, kto tak jak ja, może się nazwać niepoprawnym marzycielem zachwyci się tą historią. Zdaję sobie sprawę, że posiada ona kilka kluczowych błędów, ale tak naprawdę, jeśli ktoś pokochał tę trylogię tak mocno jak ja, to nie zwróci uwagi na to, że nie wszystko w niej zostało dopięte na ostatni guzik.

Strażnicy Veridianu byli dla mnie niesamowitą przygodą i ogromnym zaskoczeniem. Mimo, że chwilami zawodziłam się na nich, to dalej trwali oni w moim sercu. Kocham książki, które mają w sobie wiele sprzecznych emocji i pokazują coś prawdziwego. Klucz jest dowodem na to, że nic nie jest takie, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Nigdy nie wolno nam oceniać kogoś w kategoriach: dobry/zły, bo każdy z nas ma w sobie coś z obu tych cech. Wiem, że książki tej autorki posiadają błędy, jednak – jak już wspominałam miliony raz – dla mnie to nieważne. Dla mnie liczy się tylko to, co sobą reprezentują i mi wystarcza to w stu procentach.

Tak właśnie zakończyła się moja historia z tą trylogią, za którą będę tęsknić. Wątpię, bym potrafiłam zapomnieć o Arkarianie, Rochelle, Isabel czy innych postaciach. Zawsze pozostanie w mnie jakaś cząstka ich, która będzie cierpliwie czekała, na kolejne powieści tej autorki. Bo głęboko wierzę, że nie zakończy ona swojej kariery pisarskiej tak naprawdę w przedbiegu, ponieważ posiada niewątpliwy talent doskonale udowodniony w Strażnikach Veridianu. Dlatego przekonuję was do tego, byście sięgnęli po te książki. Naprawdę uważam, że każdy fan fantastyki znajdzie w niej coś dla siebie. Jestem tego dowodem i jeszcze raz Was proszę, byście dali jej szansę.

Julie Wellings

Autor: Marianne Curley
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 540
Data wydania: lipiec 2012