RECENZJA NR 3
A tak lubiłem czarny kolor, bagna i samotne wysepki… Kobieta w czerni
w reżyserii Jamesa Watkinsa to jedyny dobry horror jaki miałem okazję
obejrzeć podczas maratonu filmów grozy, jaki Multikino serwowało 20.04 2012
roku. Tylko ta produkcja sprawiła, że warto było się tam znaleźć (pomijając
cudnie przerażający thriller Oczy Julii).
Klimat jaki tworzą autorzy tej historii przytłacza niczym hydrauliczna
prasa, dosłownie wgniata w fotel! Skąd taki efekt… nie wiem, bo gruncie
rzeczy nie ma tu nic nowego. Ba, powiedziałbym, że mniej więcej połowę
„zerżnięto” z fantastycznego Sierocińca. O co jednak chodzi…
Głównym bohaterem jest Arthur Kipps (w tej roli sztywny, acz sympatyczny
Daniel Radcliffe – Harry Potter!) młody londyński notariusz, który ma
uporządkować papiery po śmierci pewnej kobiety, właścicielki Domu na
Węgorzowych Moczarach mieszczącego się odległej wiosce. Nie wie, że za
każdym razem, gdy ktoś próbuje wetknąć w dawne sprawy swój nos (wścibski czy
nie) dzieje się coś złego. Co jakiś czas bowiem pojawia się tytułowa kobieta
w czerni, zjawa niosąca ze sobą śmierć w akcie zemsty… za co? Tego się
dowiecie oglądając film…
Bardzo dobrze uchwycono tu kultowy już obraz angielskiej prowincji i
brytyjskiego, deszczowego klimatu. Wszystko co widzimy jest szare, wyblakłe
i wilgotne, zroszone klejącą się do ubrań mżawką lub otulone mgłą.
Twarze bez wyrazu, przerażone dzieci, fanatyzm w oczach mieszkańców
zagrożonej mieściny. Wszystko to sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. I
ta permanentna cisza. Nie dzieje się tam prawie nic, nawet zwierząt jest
niewiele. Tym mniej, im bliżej demonicznych Wężowych Moczarów.
Najciekawsze są sceny aktywizacji się zjawy. Mimo iż tło muzyczne, praca
kamery, przyspieszone ujęcia sugerują nam pojawienie się zagrożenia – niemal
zawsze nas zaskakuje. I o to chodzi w filmie grozy. O tę chwilę, gdy czujemy
się bezradni, całkowicie ubezwłasnowolnieni. Są w tym filmie momenty, które
ścinają krew w żyłach, to trzeba przyznać.
Co do błędów… wspominałem, że mniej więcej połowa fabuły „zapożyczona jest”
z Sierocińca. To fakt, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie.
Te same sceny, te same ujęcia, motywy i w pewnym sensie – nawet postaci. O
tu i tu chodzi bowiem o śmierć dziecka. W przeciwieństwie jednak do
Orfanato, Kobieta w czerni do samego końca pozostaje horrorem,
nie zmienia się w dramat czy film obyczajowy.
Zakończenie natomiast budzi większą konsternację, stawia pytanie o
przebaczenie. Czy jest możliwe. I czy dusze zmarłych mogą zaznać spokoju,
gdy ich „misja” dobiegnie końca. Bardzo możliwe, że dotyczy to jedynie tych
„dobrych” duchów, lub pokutników. Nie mścicieli. Kłoci się równocześnie z
tym, co myśli widz.
Ta brytyjsko-szwedzko-kanadyjska produkcja mocno oddziałuje na wyobraźnię.
Większość dynamicznych scen kręconych było w nocnym tle. Niewiele widać. Tło
muzyczne podsuwa nam wskazówki umożliwiające samodzielne rozeznanie w
sytuacji. Klaustrofobiczne wnętrza, dziwne odgłosy, świadomość
wszechobecnego zagrożenia… świetna robota.
Na koniec coś, co nie zawsze zauważmy, a mianowicie postać głównego
bohatera. Nie bez znaczenia jest odtwórca głównej roli. Obecność faceta,
który zagrał jednego z najbardziej charakterystycznych bohaterów
współczesnej poop-kultury zawsze wypacza kolejne role. To element, który
Może zaważyć na odbiorze filmu. Na sali kinowej krzyczano, że to Harry
Potter… dziecinada, lecz coś w tym jest. Trzeba wyzbyć się tych uroczych
wspomnień i dać młodemu aktorowi szansę wykaraskania się z szuflady do
jakiej go wrzucono. Wówczas, film się na pewno spodoba.
Niniejszym – polecam.
Tytuł: Kobieta w czrni
Reżyseria: James Watkins
Scenariusz: Jane Goldman
Produkcja: UK, Szwecja, Kanada
W rolach głównych: Daniel Radcliffe, Ciarán Hinds
Muzyka: Marco Beltrami
Premiera: 2 marca 2012 (Polska) 3 lutego 2012 (świat)
Czas trwania: 1 h 35 min.
Gatunek: Horror
Ocena: 8/10
Mormegil
|