OPOWIADANIE:
Jakub Ferborg
KONIEC ŚWIATA - transmisja
Gdzieś w Piekle.
Przed telewizory zasiedli niemal wszyscy mieszkańcy Otchłani. Dziś
miał lecieć program specjalny. Nie żaden tam serial wojenny,
katastroficzny lub film o kryzysie atomowym. Nie, dziś telewizja
serwowała widzom transmisję na żywo z końca świata. Różne mniejsze
stacje prywatne proponowały zawężoną tematykę, jak na przykład
transmisje jedynie z poszczególnych krajów. Jeśli więc któryś z demonów
czy diabłów był wielkim fanem jakiejś konkretnej narodowości, państwa
bądź grupy społecznej, mógł skupić się na ich własnej tragedii.
Większość jednak liczyła na przekaz ogólny, dlatego we wszystkich
pubach, na ekranach telewizorów królowała telewizja państwowa. Ci,
którzy nie spędzali tego czasu w domach na własnych kanapach, rozeszli
się ze znajomymi po knajpach.
Gringo i Melfer, demony Trzeciego Kręgu, nie byli aż tak
zainteresowani, więc udali się do kawiarni literackiej, gdzie jedynie
radio miało transmitować zbliżający się Armagedon, a gości nie było
wcale dużo. Zasiedli do stolika w rogu i czekali na kelnerkę, chłonąc
wzrokiem wystrój wnętrza. Ściany pokrywała boazeria zgniłozielonego
koloru, gdzieniegdzie wisiały obrazy smoków i demonic, a całość
oświetlała zawieszona pod sufitem lampka z kloszem w kształcie czaszki.
- Przyjemne miejsce – zauważył Gringo, drapiąc się czarnymi szponami po
podbródku.
- Moje ulubione – potwierdził kolega – nigdy nie ma tu za dużo demonów.
Można spokojnie porozmawiać i… - zrobił znaczącą pauzę – robią
wyśmienitą kawę.
- Pamiętam, mówiłeś: czarna jak noc i słodka jak krew niemowlaka.
- Dokładnie. Wiesz… - chciał rzucić jeszcze jakąś uwagę ogólną, ale
przerwał, słysząc z głośnika pod sufitem, że zaraz nastąpi ważny
komunikat.
Uwaga! Program główny nieco się opóźni ze względu na wypadek w stajni
Jeźdźców Apokalipsy. Organizatorzy bardzo przepraszają i jednocześnie
zapewniają, że zrekompensują widzom tę stratę. Według nieoficjalnych
informacji koń Głodu złamał nogę i jest błyskawicznie hospitalizowany.
Atrakcją zastępczą mają być następstwa, przeprowadzanej właśnie przez
Niebiańską Korporację Mediów, akcji polegającej na rozsiewaniu wśród
ludzi plotek o zbliżającym się końcu. Na chwilę obecną zapoczątkowało to
zamieszki w Europie Środkowo-Wschodniej i na Bliskim Wschodzie. Zobacz…
Melfer przestał słuchać i zwrócił się do towarzysza:
- Sprytne te skurczybyki z Nieba, zgarną za to przedstawienie grubą
kasę, a nawet za bardzo się nie napracowali, ot kamery ustawić i już.
Resztą i tak zajmuje się Bóg.
- Wszystko to dzięki nam – dodał Gringo. – U nich nikt tego nie obejrzy,
chyba nawet zakazane jest, bo niemoralne. Ale żeby robić transmisje dla
nas i napychać przy tym kiesę, to już problemu nie widzą – uniósł się
oburzeniem i prawie splunął na podłogę.
- Hipokryci zasrani – skwitował towarzysz.
Kelnerka podeszła do ich stolika, niosąc sporych rozmiarów tacę i
zaczęła stawiać filiżanki z kawą i miseczki pełne jakichś chrupków.
- Nie złożyliśmy jeszcze zamówienia – zauważył Gringo, patrząc demonicy
bynajmniej nie w oczy.
- Spokojnie – rzekł Melfer i wyjaśnił – to pakiet stałego bywalca.
Dziękujemy pani – skłonił się w jej stronę, otrzymując w zamian
drapieżny uśmiech i zwrócił się do kolegi. – Na pewno ci zasmakuje.
- Bezkrwista? – zainteresował się kolega pociągając nosem.
- Nie inaczej, w naszym wieku trzeba dbać o ciśnienie i serce.
Upili po łyku kawy, a Gringo sięgnął po przekąskę.
- Mmm… - zamruczał z zadowoleniem. – Chyba sam zacznę tu przychodzić.
- Polecam, to naprawdę kulturalne miejsce – rzekł i dodał z jadem: bydła
tu nie wpuszczają.
- A propos bydła, słyszałeś o ostatniej burdzie w Roznegliżowanej
Meduzie?
- To ten nowy pub na rogu? – spytał Melfer i od niechcenia sięgnął po
chrupki.
- Pub… - prychnął kumpel. – Mordownia zwykła. Ale, tak. Zjawił się tam
ostatnio, ten, no… - Gringo nad czymś się przez chwilę intensywnie
zastanawiał. – Nigdy nie pamiętam jak się nazywa ten aktorzyna. Taki
pokurcz, co wygląda jak rozjechana żaba – dokończył, pewny że właściwie
opisał osobnika.
- Hitler – podsunął rozmówca.
- A właśnie, dzięki – rzekł i wyszczerzył kły w uśmiechu, po czym
kontynuował. – Przyszedł razem ze swoją świtą. Wszystko byłoby w
porządku, gdyby nie to, że na miejscu już bawili Stalin i Mao. Nim
ochrona zauważyła co się święci, święci – zaśmiał się demon – hehe,
uwielbiam ten żart, no więc nim się połapali, to Adolfiaki zdążyli
wytłuc już wszystkie szyby, a potem podpalili knajpę.
- Złapali ich?
- A gdzie tam… - Gringo machnął tylko ręką i upił kolejny łyk kawy.
- Jak ja nie znoszę tych celebrytów. Wystarczy, że ich film czy serial
się sprzedał, a już dostają przepustkę do piekła z pełnym pakietem
przywilejów i panoszą się gorzej niż te typy z Piątego Kręgu.
- A reszta Mrocznych się jeszcze cieszy! – oburzał się demon.
- Żebyś ty widział. Jedna moja znajomka, Lefret się nazywa, zaprosiła
mnie kiedyś na drinka do klubu. Wchodzimy a tam na parkiecie Mao, w
towarzystwie chińskich kurtyzan. Nim się obejrzałem, laski przy mnie nie
było. Kisiel w majtkach, mówię ci – warknął Melfer i wyraźnie rozgniewał
się na to wspomnienie. – No, a jak mu nadskakiwała! „ Panie Mao, jestem
pana największą fanką! Oglądałam Długi
Marsz od
pierwszego odcinka! Nic dziwnego, że dostał pan za to dziesięć
nominacji. Chociaż ja i tak najbardziej lubię Wielki
Skok i Rewolucję
Kulturalną” – zapiszczał, parodiując swoją koleżankę. – A
wiesz co było potem?! Wyciągnęła małą czerwoną książeczkę i poprosiła o
autograf!
- Żenada – zgodził się oburzony kolega – na tych gadżetach tez ktoś
niezłą kasę robi.
- Żeby to tylko demony, ale nawet diabły zidiociały przez tę telewizję.
- Chociaż – zaczął z lekką rezerwą – nie wszystkie te seriale są takie
złe. Pamiętasz Wietnam?
- No okej, to było niezłe – zgodził się. - Jeśli już przy tym jesteśmy,
to może znasz film w podobnym klimacie, miał tytuł: Kampucza.
- Coś mi się obiło o uszy - przyznał i sięgnął po chrupki, które jak
stwierdził, kończą się niepokojąco szybko.
- Aktor, który grał głównego bohatera – ciągnął Melfer – Pol Pot, mówię
ci, człowiek wielkiej klasy, z wykształceniem, nie to co ten szwabski
awanturnik – zakończył z grymasem.
- Zastanawiałeś się co będzie po końcu świata z telewizją? – zagadnął
Gringo zmieniając temat.
- Ponoć nic, powtórki starych filmów i seriali, a potem to zlikwidują.
Słyszałeś na pewno, że telewizja jest tylko efektem ubocznym, całego
tego boskiego cyrku.
- Tak – przytaknął demon i przewrócił oczyma. - To chyba Michał
Archanioł wpadł na pomysł, że można by nam te ludzkie historie
sprzedawać.
- Właśnie – rzekł i pokiwał ochoczo głową. – Sam jeszcze pamiętam jeden
z pierwszych programów, Mroczne
Wieki się
to chyba nazywało, czy coś…
- Mroczne
wieki, to się na to teraz mówi – skorygował kumpel – a
dawniej to nie wiem, zresztą nie były pierwsze. Zaczęło się od Upadku
Rzymu.
- Możliwe – zgodził się bez przekonania. - W każdym razie nie wierzę, by
to tak porzucili. To są zbyt duże pieniądze.
- Dla archaniołów z konsorcjum – uzupełnił Gringo. – Bóg traktuję tę
sprawę z ludzkością poważnie i będzie realizował swoje plany. Michałowi
się udało, bo szef machnął ręką na sprawę, skoro nie wchodzili mu w
paradę.
- Raczej drugiego świata nie stworzy – zauważył Melfer.
- Skąd wiesz? Czytałeś tę jego książkę? – zapytał z ożywieniem.
- Biblię?
To nie robota ludzi? – zdziwił się tamten i podrapał po grzbiecie.
- To tylko przykrywka, pseudonim artystyczny – wyjaśnił kumpel. – W
każdym razie, historia jest nieźle poryta, mówię ci. Przez większość
czasu nic się tam nie dzieje, ale jak już miejscami się akcja rozkręci,
to ręce, nogi, mózg na ścianie. – Zakończył cytując, jakieś egzotyczne
powiedzonko.
Znowu na chwilę zamilkli i zwrócili głowy w stronę radia.
Zaczynamy za parę minut. Jeźdźcy czekają już na pozycjach startowych.
Zaraza dopina właśnie ostatnie klamry swej zbroi. Według niektórych ich
udział w przedsięwzięciu może okazać się niepotrzebny. Rozsiane
wcześniej przez twórców plotki, wymknęły się spod kontroli i zbierają
już tragiczne żniwo. Państwo Izrael nie istnieje, zamienione przez
sąsiadów w atomową pustynię. W Stanach Zjednoczonych ludność latynoska
wywołała zamieszki, które mają na celu oderwanie zamieszkanych przez
nich południowych stanów i przyłączenie do nowopowstałej Katolickiej
Republiki Meksyku.
Słuchaliby dalej, gdyby w tym momencie drzwi kawiarni nie otworzyły
się. Do środka wszedł niewielkiego wzrostu demon, ubrany zupełnie
inaczej niż pozostali. Zamiast ciemnego, nabijanego ćwiekami, skórzanego
kaftanu, miał na sobie białą, lnianą tunikę. Gringo przez chwilę
przyglądał mu się z zaciekawieniem, starając się przypomnieć sobie, skąd
zna tego typu ubiór. Dopiero rzut okiem na głowę i ufarbowane na złoto
nieliczne włosy przybyłego, pozwolił wszystko zrozumieć. Demon tylko
wzdrygnął się i syknął złowrogo.
- Czy to… - zaczął.
- Tak - przerwał lekko zmieszany kumpel. – To taki folklor, w zasadzie
jedyny minus tego miejsca.
- Folklor? – warknął wściekły rozmówca.
- Oj, daj spokój. – Melfer tylko machnął ręką. – To artysta, wiesz jacy
oni są.
Jeźdźcy Apokalipsy opuścili już swoje boksy i lecą w stronę Ziemi. Na
prowadzenie wysuwa się Głód. Powinniście to zobaczyć drodzy państwo.
Dziesiątki tysięcy martwych ludzi, susza była w tym roku bardzo dotkliwa
w Afryce, tak ze nie zebrano żadnych plonów. Pomoc humanitarna z reszty
świata nie dochodzi na skutek wszechobecnego Wojny, który zaczął właśnie
zbierać żniwa. Halo? Halo? Zostawiamy Czarny Ląd i przenosimy się do
Azji, bo tam właśnie zbliża się Głód. Po…
Chociaż koledzy starali się nie zwracać uwagi na to co nadają w
radio, mimowolnie nadstawiali spiczastych uszu i przerwawszy rozmowę
analizowali zasłyszaną relację. Melfer wyjrzał przez okno, ulica była
pusta, na co dzień tętniąca życiem, dzisiaj zupełnie opustoszała,
sprawiając wrażenie, ze miasto wymarło. Gringo zwrócił uwagę na
zasępione spojrzenie kumpla, zwrócone za okno.
- To smutne jak ta telewizja wszystkich ogłupia – zauważył.
- Dokładnie, a teatry świecą pustkami – dodał demon odrywając wreszcie
wzrok od ulicy.
- Teatr – westchnął rozmówca i nieznacznie się uśmiechnął. – Pamiętam
jak zabierali nas tam, gdy jeszcze byliśmy uczniami. Zawsze na koniec
spektaklu palono dusze potępionych. To było prawdziwe – rzekł z pasją –
żywy, namacalny kontakt ze sztuką. A telewizja – zgrzytnął zębami – ot
gadające pudło.
- I te ciągłe reklamy – dodał Melfer, bo właśnie nadawali jedną.
Za chwilę przed państwem skutki działań Zarazy. Jeśli chcecie je
odbierać w wysokiej jakości obrazu, już teraz dzwońcie i zamawiajcie
dekodery. Tylko z nami, wirus ebola na wyciągnięcie ręki…
Dopili kawę, więc Melfer poprosił o butelkę dobrego radzieckiego
wina, z piwnic NKWD. Kolega zdał się na niego zupełnie w tej sprawie, bo
chociaż lubił dobre trunki, nie uznawał się za konesera. Podając
zamówienie kelnerka musnęła biustem policzek Gringo, co nie uszło uwadze
jego towarzysza, który poczekał aż demonica odejdzie.
- Ty byku, leci na ciebie – zaskrzeczał kumpel z zazdrością w oczach. –
Odkąd ta buda stoi, każdy jeden facet ślini się do niej i jedyne na co
może liczyć w zamian, to limo.
- Ma się ten zwierzęcy magnetyzm – odparł demon jakby od niechcenia.
Wojna wysuwa się wreszcie na prowadzenie. Czegoś takiego jeszcze nie
widzieliśmy. Ameryka Południowa w ogniu. Stany Zjednoczone korzystając z
okazji najeżdżają na Wenezuelę, to tylko bardziej rozjusza latynoskich
buntowników. W Rosji wojna domowa. Skąd wzięli się ci bolszewicy…
- W dzisiejszych czasach przesądzają z efektami specjalnymi –
zawyrokował Melfer. – Pamiętasz jeszcze serie o rycerzach? To były złote
lata telewizji. A teraz? Tylko wybuchy i lasery, a wszystko tak
precyzyjne, że aż przewidywalne.
- Taaa… - potwierdził Gringo i zmienił temat. – Świetne to wino, jak
zawsze miałeś rację. Do tego ciastka, ze szpony lizać.
- Ponoć ściągają je z cukierni Szóstego Kręgu – rzucił konspiracyjnym
tonem kumpel.
- Fiu, fiu, naprawdę muszę tu zahaczyć na dłużej – rzekł i zerknął na
kelnerkę, cmokając z zadowoleniem.
W tym momencie, do kawiarni weszły kolejne demony, ubrane w anielskie
szaty. Było ich pięcioro, w tym jedna demonica. Melfer zmierzył ich
wzrokiem i stwierdził, że to uczniowie, pobliskiej szkoły średniej lub
co najwyżej studenci. Ich również nie interesowała apokalipsa, ale z
zupełnie innego powodu – z przekory i na pokaz dla społeczeństwa. Gringo
chciał już splunąć na podłogę, ale przypomniał sobie, że jest w
kulturalnym lokalu i tylko prychnął na znak pogardy, po czym wyszczerzył
do nich kły, gdy tylko odwrócili się w jego stronę. Wystarczyło to by
pospiesznie uciekli do drugiej sali.
- Tylko wcześniej – kontynuował przerwaną wypowiedź – warto by wykurzyć
tych szczyli.
- Nie da rady, to żyła złota dla właścicieli – wyjaśnił Melfer
przewracając oczami i dodał. - Gnojki sami o sobie mówią: narybek
pisarski.
- I o czym takie pokraki niby piszą? – zakpił kumpel.
- O niczym, a jak już któryś coś nawet napisze, to nikt nie chce tego
czytać, nie wyłączając kolegów. Powiem jeszcze, że choć budzi to grozę u
porządnego piekielniaka, takiego jak ja, tych smarków charakteryzuje
niezdrowa fascynacja kulturą Niebios i tamtejszymi twórcami.
- Pewnie prócz tego, że ubierają się jak cioty, to jeszcze skopiowali od
nich inne szkodliwe nawyki.
- Niestety, ale nie przejmuj się nimi – uspokoił demon – zajmują na ogół
pierwsze piętro.
Świat chyli się ku upadkowi,. Nieliczni przeżyli ludzie wymierają powoli
na skutek chorób lub zjadają się nawzajem. Jako ciekawostkę podam, czego
chyba nikt się nie spodziewał, że wszystkie nieszczęścia przetrzymał
pewien, mały i słabo znany kraj i Europy Środkowo-Wschodniej. Polska, bo
to jej imię jest teraz na ustach wszystkich. Jeśli postawiliście na nią
pieniądze u bukmachera, to czeka was teraz wygodne życie. Przy okazji
przypominam, ze nasz konkurs trwa. Pytanie brzmi: czy Bóg oszczędzi
planetę, czy na koniec rozsadzi ją na kawałki? Głosujcie pod numerem…
- A jak twój awans? – zagadnął Gringo ignorując radio.
- Znowu odsuwa się w czasie. Szef wprowadził swojego bratanka – mruknął
Melfer i spochmurniał.
- To gnój. Mimo wszystko i tak masz świetną pracę w tym urzędzie, przede
wszystkim stabilną. – Starał się pocieszyć kumpel. – A taki Kraft?
Pracuje przy rozładunku potępionych – wyjaśnił szybko, widząc
niezrozumienie w oczach towarzysza. – Przez następne dni będzie sobie
żyły wypruwać, po tym armagedonie. To jeszcze nie jest najgorsze, jak
już wykonają pracę, to dziękuję i do widzenia.
- Chociaż stawka za nadgodziny niezła, plus jakaś odprawa – dodał
kumpel. – Sam miałem się dorywczo za to wziąć, by dorobić, ale…
- …nie chce się, wiem – dokończył kolega.
- Powiedz mi – zaczął Melfer z wyrazem olśnienia na twarzy – jak to
jest, że ty, listonosz, w tak burzliwym okresie dostałeś wolne? Przecież
na tej poczcie, macie tego zapierdziel.
- Bzyknąłem szefową - wypalił tamten bezceremonialnie.
- Ty chyba masz na swoim koncie, połowę wszystkich demonic, do Czwartego
Kręgu włącznie – rzekł i gwizdnął z uznaniem, na co Gringo jedynie
uśmiechnął się nieznacznie.
Tak, tak! Jednak ją wysadził! Według niepotwierdzonych jeszcze
informacji kres ludzkiemu gatunkowi i całej planecie przyniósł zbłąkany
meteoryt.
- Wreszcie – jęknął z ulga Melfer.
- Zgadzam się, wypijmy za koniec tego cyrku.
- Oby definitywny.
***
Bóg wstał z kanapy i zgasił telewizor. Nie był szczególnie zadowolony
z tego, że Michał z ferajną zarabiali fortunę na ludzkim nieszczęściu,
ale z drugiej strony, dzięki temu nie musiał już trzymać księgowej i
martwić się o ich pensje. Zresztą odkąd zaczęli bawić się w te całą
telewizję, nie wpadali już do niego co drugi dzień na piwo. Teraz, gdy
wszystko skończone, znów będzie miał ich na karku i ta myśl przyprawiała
go o ciarki.
Nie, powiedział sobie, tak być nie może, musze załatwić chłopakom
jakieś zajęcie, bo inaczej mnie zamęczą. Skierował się do gabinetu w
poszukiwaniu planów stworzenia świata. Bo choć był wszechmogący to
jednak nie chciało mu się bawić w to od początku, skoro miał już gotowy,
sprawdzony projekt. Kiedy doszedł do drzwi i chwytał już za klamkę coś
go tknęło.
- Najpierw kawa – powiedział na głos i zawrócił do kuchni. – Jak się
rozbudzę, to i może kilka poprawek się wprowadzi, do tego nowego świata… |