„Ile steampunku mieści się w steampunku?”
Steampunk to specyficzna odmiana fantastyki naukowej – wszechobecne maszyny
i technologie, jednych mogą przyciągnąć, innych odstraszyć. „Kościotrzep”
wydany nakładem wydawnictwa „Książnica” należy właśnie do tego gatunku.
Cherie Preist, autorkę tej książki, nazywa się tu i ówdzie królową
steampunku, muszę więc przyznać, że moje wyobrażenie na temat tej książki,
tuż przed jej otworzeniem było… cóż dosyć wybujałe. Ile więc steampunku
mieści się w steampunku? Zaraz się dowiecie.
Czasy wojny secesyjnej, ludzie tłumnie ściągają na wybrzeże Pacyfiku, by
odkrywać złoto, którego pokłady rzekomo zostały tam odkryte. Okazało się
jednak, że złoża te są niemożliwe do eksploatacji, ze względu na położenie –
przykrywała je ogromna bryła lodowa. Postanowiono, więc znaleźć na to jakiś
sposób. Odnalazł się w końcu wynalazła, który skonstruował maszynę, która
miała się przebić przez pokłady lodu. Jednak coś poszło nie tak i połowa
miasta Seattle została zniszczona. Nie był to koniec nieszczęść. Okazało
się, że podczas owego incydentu, dokopano się do złóż trującego gazu, który
zamieniał ludzi, narażonych na jego działanie, w zgnilasów, czyli zombie.
Zainfekowaną część miasta otoczono grubym i wysokim murem i starano się
dalej żyć. Nasza opowieść zaczyna się szesnaście lat po tych wydarzeniach.
Nastoletni syn owego wynalazcy, Ezekiel, wyrusza za mur, w poszukiwaniu
odpowiedzi na dręczące go pytania dotyczące ojca. Jego śladem podąża matka,
Briar.
Wracając, więc do steampunku to muszę przyznać, że owszem, autorka
zaopatrzyła się w duże ilości pary, zaserwowała czytelnikom trochę
maszynerii i kilka statków powietrznych i to by było na tyle. Odpowiadając
na pytanie, ile steampunku mieści się w steampunku, w tym przypadku,
odpowiedź brzmi – nie wiele. Natomiast co do samej fabuły, to trzyma ona
dosyć dobry poziom. W zasadzie nie ma nic co można by specjalnie zanegować
ani też jakoś wyjątkowo wychwalać. Ot, dobre czytadło – „w sam raz”.
Bohaterowie są nieco irytujący, ale można ich polubić. Język jest bardzo
ciekawy i tu muszę pochwalić tłumaczenie Pana Roberta J. Szmidta. Bardzo
podobało mi się zróżnicowane słownictwo, warstwa językowa na pewno nie
pozwoli się nudzić. Choć w książce występuje cały szereg momentów, które
dłużą się niemiłosiernie, to dzięki słownictwu można tę drogę przebrnąć i
wcale się nie zmęczyć.
„Kościotrzep” to na pewno dosyć oryginalna książka
przygodowo-postapokaliptyczna. Uważam, że warto po nią sięgnąć, jednak nie
radzę nastawiać się na jakieś niesamowite rozwiązania, czy też wyjątkowy
przebieg akcji. Jest to oryginalna książka, której jednak brakuje „tego
czegoś”. Nie mniej jednak, zachęcam Was do sięgnięcia po tę lekturę, być
może ktoś znajdzie w niej coś zaskakującego.
Moja ocena: 4/6
Autor: Cherie Priest
Tytuł: Kościotrzep tom I
Wydawnictwo: Książnica 2012
Ilość stron: 384
FFuzja