O
adaptacji filmowej – powieści kryminalnej: Krocząc wśród
cieni
Krocząc wśród cieni, reżyseria i scenariusz: Scott Frank,
Kryminał, USA, 2014, filmna podstawie książki Lawrence’a
Block’a, Cykl: Matthew Scudder – tom 10, Język: wersja z
polskim lektorem, wersja oryginalna z napisami, DVD, 110
min,
Walczący z alkoholizmem podstarzały prywatny detektyw bez
licencji Matthew Scudder ma za zadanie odnaleźć morderców
żony handlarza narkotyków. Kobieta została porwana, wpłacono
za nią okup, ale wróciła do męża w kawałkach. Mężczyzna
pragnie zemsty. Scudder rozpoczyna śledztwo. Działając na
granicy prawa zrobi wszystko, by wykonać powierzone zadanie.
Czy ta klasyczna i na pozór nieoryginalna opowieść może
dostarczyć sporej rozrywki?
Na początek warto zaznaczyć, iż Lawrence Block to znany,
ceniony i nagradzany autor, który od ponad pięćdziesięciu
lat pisze kryminały skupiając się w swoich książkach na
wartkiej akcji i zaskakujących rozwiązaniach. Lata
siedemdziesiąte, osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte
obfitujące w mroczne i surowe kryminały, wartkie thrillery
oraz pełne napięć sensacje to jego miejsce, w którym czuje
się jak ryba w wodzie. Krocząc wśród cieni jest dziesiątą
częścią cyklu o Matthew Scudderze i to na jej podstawie
powstał film o tym samym tytule z Liamem Neesonem
(Uprowadzona, Non-Stop) w roli głównej.
Historia podobna do innych, w której główny bohater to męski
i tajemniczy osobnik, który walczy z uzależnieniem i
prowadzi dość nudny żywot. Jednocześnie jest bardzo
inteligentny, metodyczny i twardszy niż za czasów pracy w
policji. Bohater nie do końca pozytywny, ludzki i niechętny
w stosunku do najnowszych technologii. Oglądając film
odczuwałam jego determinację, wyrzuty wspomnienia związane z
przeszłością. Bardzo podobało mi się jego dążenie do tego by
już od początku zaangażować w sprawę policję, której ze
względu na swoją procesję nie życzył sobie klient. Liam
stworzył według mnie postać idealnie wpisującą się w ciemne,
brudne i mokre zaułki Nowego Jorku, który jest znakiem
rozpoznawczym Blocka. Ponury, zimowy krajobraz Brooklynu
podkreślający nastój filmu Krocząc wśród cieni zawdzięcza
zdjęciom – znanego operatora Mihai Malainore Juniora
(Mistrz).
Akcja filmu dzieje się w 1999 roku, a my otrzymujemy
zaśnieżone czy deszczowe zaułki dzielnicy Washington Heights
czy cmentarza Green-Wood. Matthew dość szybko odkrywa, iż
jest to znacznie grubsza sprawa niż myślał. Poszukuje teraz
seryjnych morderców, którzy zabijali już nie raz. Wartkości
akcji dodają retrospekcje z przeszłości detektywa oraz
działań zbrodniarzy. Mroczny klimat scenarzysta oraz reżyser
Scott Frank (Raport mniejszości, Wolverine, Tłumaczka,
Świadek bez pamięci) uzyskał przede wszystkim nocą (podobnie
było w filmie Siedem), na cmentarzu nie zapominając dodać
mgły czy deszczu, które go tylko potęgują. Całość dopełnia
świetna ścieżka dźwiękowa, w której utwory idealnie
współgrają z mroczną atmosferą filmu. Bardzo często miałam
wrażenie, iż oglądam unowocześniony, ale nadal klasyczny i
klimatyczny kryminał noir. Zakończenie, a właściwie ostatnie
20 minut adaptacji to jazda bez trzymanki, gdzie trup ściele
się gęsto, a suspens goni suspens. Warte obejrzenia mimo
dość klasycznego zakończenia, które niekoniecznie jest
dobre, ale warunkują je wybory bohaterów.
Żeby nie było tak różowo po pochwaleniu głównego bohatera –
szczególnie jego rozsądku i postawy wymuszającej, aby zawsze
mieć plan – na scenę wkraczają postacie drugoplanowe,
których decyzje, wybory i brak instynktu samozachowawczego
często mnie rozczarowywały. Bo czy normalny człowiek pcha
się w objęcia niebezpieczeństwa? Czy działanie w takiej
sytuacji pod wpływem impulsu jest normą – szczególnie, gdy
sprawa nie dotyczy nas bezpośrednio? Najbardziej
rozczarowującą postacią według mnie był dzieciak-pomocnik TJ,
który mimo tego, iż jest inteligentny i chorowity na każdym
kroku robi na przekór detektywowi próbując udowodnić
niewiadomo, co. Pozostałe postacie łącznie z mordercami
bledną przy Scudderze. Ich motywy i działania nie mają
polotu. Neeson jest w najlepszej formie i o dziwo w Matthewu
nie widzimy kolejnego Bryana Millsa czy Billa Marksa.
Uważam, iż na negatywne postacie zostało przeznaczone za
mało minut. Brakowało mi większego budowania grozy ich
działaniami i oczywiści ich szaleństwem.
Podsumowując Krocząc wśród cieni to kino bardzo
schematyczne, jednak niesłychanie wciągające i klimatyczne,
jeśli lubicie filmy z samotnymi, męskimi i załamanymi
głównymi bohaterami, którzy idealnie wpisują się w
niebezpieczną atmosferę ponurych zakątków Nowego Jorku. Film
może i nie zaskakuje, a niektóre wybory pobocznych bohaterów
są po prostu niemądre, ale w ogólnym rozrachunku to mocne,
wciągające i wartkie kino akcji, które zapewnia rozrywkę.
Całość dopełniają świetne zdjęcia, scenografia i muzyka.
Polecam fanom mrocznych kryminałów tych papierowych i
„ekranowych”.