TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE | ||
LEW
- Robert Zieliński
O książce:
„Lubi myśleć o sobie jako lwie. W domu, w
interesach i... w łóżku, zgodnie z prawami swojej ulubionej
biologii, czuje się samcem alfa. Polski emigrant i rasowy
Kalifornijczyk, uwodzi kobiety na wszystkich kontynentach i
opłakuje z rodakami śmierć papieża. Niemal zawsze osiąga to
czego pragnie. Ale czy będzie w stanie wygrać z czasem? Czy
spełni swoje marzenie i niczym samotny lew powróci w chwale,
aby przewodzić stadu samic?”
Opis książki, który wydaje się być, może nie tyle gotową recenzją, co zwięźle napisaną analizą, mówi o książce niemal wszystko... Być może. Zależy dla kogo. Ten składający się z wyszukanych słówek i słabo zachęcający opis, czytelnika, który szuka literatury ambitnej, ale przede wszystkim gwarantującej dobrą zabawę, raczej spłoszy (niestety). Tu symbol, po nim nawiązanie i znowu symbol, a do tego gotowe ich interpretacje (podane we wspomnianym opisie) mogą sugerować, iż jest to tytuł jedynie(?) dla badaczy literatury(?), znacznie ograniczając grono odbiorców. Być może jest to pochopna opinia, jednak to właśnie owo narzucanie interpretacji (w czasach szkolnych) powoduje u większości nie tyle zniechęcenie do konkretnego tytułu, co alergię na wszelkiego rodzaju słowo pisane! Ale dość już o opisach. Powieść Zielińskiego dzieli się na trzy części, z których każda zawiera kolejny etap życia (/duchowego dojrzewania) bohatera – poza pracą składającego się głównie z licznych romansów – i opowiada o jednym romansie, powiedzmy, że pierwszoplanowym, podczas trwania którego nasz „lew”-bohater (wiecznie niezaspokojony) próbuje rozpocząć kolejne, czyli gra na kilka frontów! I tak oto wygląda „Lew” – tytuł, który czyta się z uśmiechem na twarzy, ponieważ poprawia humor, jak mało która książka. Na tym jednak nie koniec, ponieważ nie jest to opowieść stworzona dla samej opowieści.
Każdy z rozdziałów dokładnie pokazuje osobowość bohatera i to, jak bardzo się ona zmienia wraz z postępującym wiekiem. Duże odstępy czasowe pomiędzy poszczególnymi częściami, uwypuklają te różnice jeszcze bardziej i w ten oto sposób „młodzieńcza” porywczość zaczyna ustępować miejsca rozwadze, a w końcu i zrozumieniu – w jego przypadku – bardzo gorzkiej prawdy. Jedyne co pozostaje stałe, to serce, które przecież nie sługa, choć po sześćdziesiątce wyrywa już nieco wolniej... Powieść napisana została bardzo plastycznym językiem, ale to co jest jej największą zaletą, to olbrzymi ładunek emocji, od których między kartami oprawy aż wrze! Temperaturę podkręcają owe rzekome „zanieczyszczenia” , oraz „quasi-archaiczne naleciałości” (opis), które faktycznie dają efekt teatralności, ale z pewnością NIE sztuczności. Dla kogo jest ta książka? Dla każdego – beż względu na to, czy ktoś preferuje horror, s-f, czy też klimaty post-apokaliptyczne. Jeśli ktoś uważa, że bredzę wciskając mu ten mix powieści obyczajowej z romansem, niech pójdzie do księgarni, stanie przy regale i przeczyta pierwszych pięć stron „Lwa” – powieści zawierającej naukę ukrytą między wierszami, a samymi wierszami bawiącej do łez. Ciekaw jestem, ile spośród osób, które by tak zrobiły, odstawiło by książkę na półkę, a ile poszło z nią do kasy. Marek Syndyka
|
|
|
|