MACKI Harry Adam Knight RECENZJA KOSTNICA
Z
kanałów ściekowych, z rynsztoków, z wnętrza ziemi.Wyszły w poszukiwaniu pożywienia
- ludzkiego mięsa. Długie, czarne macki wstrzykujące tajemniczy jad, zbierające swe
krwawe żniwo.
To
książka, która kiedyś, rzeczywiście mnie przeraziła. Pomijam fakt, iż miałem 15
lat, a w tym wieku nie wszystko "w środku" działa jak należy. Dziś dalej
robi na mnie wrażenie, pamiętam wiele fenomenalnych scen, ale dostrzegam też pewne
niedociągnięcia.
Macki
Knighta są horrorem klasycznym, standardem klasy B, który spełnia większość
oczekiwań przeciętnego czytelnika. Moje też, bo wobec literatury popularnej nie powinno
się stawiać wysokich wymagań.
Fabularnie
prezentuje się następująco. W mieście zaczynają znikać ludzie, a właściwie ich
zawartość. Dosłownie. Coś wysysa ludzkie wnętrzności pozostawiając samą skórę.
Okazuje się, że robotnicy wykonujący odwierty w poszukiwaniu ropy uwolnili uśpione we
wnętrzu ziemi przedziwne, wiecznie głodne stworzenie, które za pomocą zwinnych
"macek" stopniowo pochłania wszystko co żyje w promieniu wielu kilometrów.
Wkrótce atakuje miasto. Ludzie, jak to ludzie zaczynają wpadać w panikę, ale na
szczęście pojawia się grupa, która będzie usiłowała zwalczyć zagrożenie.
Knight
stworzył klasyczną, nieco schematyczną historię o bestii, mutancie czy to istocie z
innej planety, która budzi się po latach uśpienia by zgładzić ludzkość. Całość
skompresowana w klasyczną 200 - stronicową tworzy dość spójną, zgrabnie i pomysłowo
napisaną całość.
Warto
zwrócić uwagę na opisy ataków stwora, są dokładne, realistyczne, czasem robią
naprawdę przerażające wrażenie. Akcja - jak to w tego typu powieściach - dość
szybko się rozwija i osiąga punkt kulminacyjny, czyli bezpośrednią konfrontację z
monstrum. Postaci zarysowane są dość ogólnie, ale ich profil psychologiczny nie jest
aż tak ważny. Istotniejsze są dialogi i tu Knight (a razem z nim tłumaczka - Beata
Brynkiewicz) ma się czym chwalić. Nie czuje się nienaturalnych zgrzytów. Wszystko
prowadzone jest dość płynnie, bez zbędnego patosu i wyszukanych formuł językowych.
Niedociągnięcia,
jak zawsze, to długość książki. Autor wpadł na naprawdę niezły pomysł, ale
zabrakło miejsca (a może talentu?) na jego realizację. Horrory "kieszonkowe"
choćby nie wiem ja dobre były, zawsze posiadają tą jedną wadę - skrótowość. Gdyby
Knight rozwinął kilka wątków pobocznych, rozbudował nieco główny element fabuły,
być może stworzyłby coś więcej niż proste, choć wciągające czytadło. Zawsze mnie
bolało to, że tego typu opowieści kończą się zbyt szybko, a na przestrzeni max.
200-stu stron rozgrywa się akcja, która mogła by spokojnie objąć dwa, trzy razy tyle.
Dlatego, że też na początku nazwałem Macki
standardem i tworem schematycznym.
Abstrahując
od plusów i minusów tej powieści, rzec trzeba, iż jest to coś, co z pewnością
powinien przeczytać, każdy kto horrorem się interesuje. Pomysł na bestię wysysająca
z ludzi organy wewnętrzne (po uprzednim rozpuszczeniu wszystkiego oprócz skóry - co
dziwne, bo w pierwszych scenach widać jak i ona się rozkłada!) choć groteskowy i
"schematycznie" przedstawiony robi jednak wrażenie. Strach po takiej lekturze
iść tam "gdzie król chadza piechotą" :P.
Autor
powieści: Harry Adam Knight (pierwotnie jako Simon Ian Childer)
Tłumaczenie:
Beata Brynkiewicz
Rok
wydania polskiego: 1991 (brytyjskie 1986)
Wydawnictwo:
PhantomPress
Liczba
stron: 220
Mormegil |