MANHUNT RECENZJA KOSTNICA To
propozycja naszych północnych "sąsiadów". Niewiele tego typu produkcji spływa do
nas ze Skandynawii, chyba, że jestem aż takim ignorantem (no filmową alfą i omegą nie
jestem). Warto wspomnieć, że to debiut reżyserski Pana Syversena. Manhunt
to
tzw. przeciętniaczek, ale całkiem znośny. Klasyczny schemat, przewidywalny do bólu i
dość miałki w przekazie. Zwykła sieka. Ale jest kilka smaczków. O
co chodzi konkretnie? Ano mamy grupę nastolatków - jakże by inaczej - którzy
wybierają się na wycieczkę w góry. Wędrówka, która miała być wspaniałą
przygodą zmienia się jednak w histeryczną walkę o przetrwanie. Wszystko to, za sprawą
"tubylców", poznanych przydrożnym barze. Fabuła
polega głownie na bieganiu po lesie, darciu się i umieraniu głównych bohaterów oraz
ich oponentów. Postaci na ekranie bawią się w makabrycznego berka. Z tą różnicą,
że "gonią" jedne i te same osoby, a złapani. no cóż. aż tyle nie zdradzę,
choć przemilczałem oczywistą oczywistość. Cóż
jest takiego w tym filmie, że postanowiłem o nim napisać? Właściwie wszystko poza
fabułą. Nie oczekuję od filmów grozy głębi emocjonalnej, wykładu o elitarnym
wydźwięku moralnym. nie. To ma być rozrywka. Nieco chora, ale jednak. Sama akcja nie
stanowi głównego trzonu jeśli jest kiepskiej jakości. Coś musi ją dopełniać i tu
wchodzimy na grunt, na którym Manhunt może zyskać kilka punktów. Po
pierwsze - muzyka. Stonowana i subtelna. Nie wbija się klinem w umysł widza, nie
dominuje, a wabi. Jakimś cudem oprawa muzyczna sprawia, że momentami rzeczywiście
"ciarki" chodzą nam o plecach. Uzupełnia tok wydarzeń niemal niezauważalnie. Tu
więc nie mam zastrzeżeń. Po
drugie - efekty specjalne. A właściwie ich brak, bo i co można w lesie wysadzić?
Ewentualnie coś podpalić, ale to banał. Nie są one potrzebne i - na szczęście -
zwrócono większą uwagę na charakteryzację. Sceny mordów, pościgi, wreszcie rany i
wszelkiej maści amputowane - bez wcześniejszej konsultacji z lekarzem prowadzącym -
kończyny robią bardzo przyzwoite wrażenie. Ni to gore, ni to zwykła sieczka, ale jest
tu duża porcja realizmu. Kolejny duży plus. No
i po trzecie. Sama jakość obrazu, efekt końcowy. Chodzi mi przede wszystkim o efekt
postarzenia taśmy. Oglądając tę "wiekopomną produkcję" nie natkniemy się na
nowoczesny, nieskazitelny obraz HD. Całość sprawia wrażenie, jakby kręcono to
wszystko w trybie sepii w latach 70-tych. To co widzimy jest nieco chropowate, rdzawe,
pożółkłe. I tu kryj się największy plus tej skandynawskiej produkcji. Nawet
rekwizyty jakie zostały wykorzystane w filmie częściowo do nich nawiązuję. Ergo
- jest to coś co do klasyki kina nie wejdzie za cholerę. Nie ma takiej siły. Fakt,
że jest to obraz nakręcony w sposób poprawny, logiczny i nawet interesujący nic nie
zmieni. Nie ma tu za grosz świeżości i pomysłowości. Czy straszny? W skali 1 do 10
dałbym może 5. Osoby, które są nowicjuszami na tym polu kinematografii mogą się
bać ale starzy wyjadacze popcornu nie wysypią. Tak
czy siak ogląda się przyjemnie. Polecam jednak wyrozumiałym widzom i tym, którym nie
szkoda dwóch godzin z życia. Reżyseria: Patrik Syversen Scenariusz: Patrik Syversen, Nini Bull Robsahm Czas:
1 godz. 18 min. Gatunek: Horror Premiera: 4 stycznia 2008 (Świat) Krzysztof
`Mormegil` Chmielewski |
|