MANITOU Graham Masterton RECENZJA KOSTNICA
Manitou to
pierwsza powieść grozy jaką Masterton sprezentował światu, książka nieprzeciętna,
zaliczana dziś do klasyki gatunku, niepodrabialna i bezprecedensowa. Amber wydało ją w
1989, w modnym wówczas formacie "kieszonkowym". Jedyną wadą jest właśnie rozmiar.
Debiut Grahama ma jedynie 206 stron i po przeczytaniu budzi pewien niedosyt. Na
szczęście są (nie tak dobre jak pierwsza niestety) kontynuacje, ale o nich innym razem.
Genezę
tej powieści przedstawił króciutko, wraz z biografią i opisem dorobku, dr Tadeusz Zysk
w posłowiu do I wydania (Poznań, 1989). Wspomina on jakoby wpływ na fabułę -
Masterton miał to zdradzić w jakimś wywiadzie - wywarł strach o możliwość niedotrzymania pierwszej
ciąży u jego żony i lektura Buffalo Bill
Annual. Jaki to ma związek? Już tłumaczę.
Fabuła
Manitou to dość oryginalny pomysł, nie
spotkałem się z podobnym nigdzie indziej (oprócz innych powieści Mastertona, ale
jestem tylko człowiekiem i mogłem coś przeoczyć). Głównym bohaterem jest Harry
Erskine, okultysta, amator "sztuk tajemnych" naciągający starszawe panie tarotem i
pseudo-wróżbami. Pewnego dnia zgłasza się do niego młoda dziewczyna - Karen Tandy
- z niecodzienną dolegliwością. Wraz z
poznanym później szamanem Śpiewającą Skałą odkrywają, że w ciele pacjentki, w
postaci szybko rosnącej narośli, odradza się demoniczny szaman Misquamacus, który chce
zemścić się na mieszkańcach USA za krzywdy wyrządzone czerwonoskórym. Zaczynają
dziać się dziwne i przerażające rzeczy, giną ludzie, pojawiają się indiańskie
demony. Nasi bohaterowie podejmą walkę.Więcej nie zdradzę.
Fascynujące
jest to, że jak na debiut książka Mastertona niemal od razu stała się bestsellerem,
intrygujące to i zachwycające równocześnie. Podniosło to także poprzeczkę, której
autor sprostał choćby w Zemście Manitou, Kostnicy czy wchodzących w konwencję fantasy Wojownikach Nocy.
Wracając
jednak do pierwszej książki. To doskonała pozycja dla nowych w materii grozy.
Oryginalny pomysł, perfekcyjna realizacja i zgrabny, pełny język. Brytyjczyk jest
mistrzem w budowaniu nastroju, wprowadza niezwykle sugestywne (choć krótkie) opisy
makabrycznych scen, dość naturalne, niewymuszone dialogi i charakterystyczne oraz
charyzmatyczne postaci. Klimat jaki unosi się w powietrzu jest ciężki jak zapach
szamańskich wywarów, duszący, gorzki i odurzający. Momentami ma się wrażenie, że w
ustach czuć miedziany posmak krwi.
Nawiązanie
do indiańskiej mitologii nadaje tej powieści szczypty egzotyczności, postaci zjaw i
zaklęcia sprawiają, że zapominamy na chwilę o klasycznych stworach goszczących w tego
typu literaturze - wampirach, wilkołakach czy zombie. Na pierwszy rzut oka widać, ze
autor trochę nad tym posiedział, a wykorzystanie tych motywów w kolejnych woluminach
świadczy o szerszym zainteresowaniu tematyką i czyni z tego znak rozpoznawalny
Mastertona. O kunszcie z jakim wykreował postaci związane z tą kulturą świadczy
choćby fakt, że szybciej i lepiej zapamiętujemy Śpiewającą Skałę, Misquamacusa i
nazwy demonów niż bohaterów reprezentujących "rasę" białą. Przyznam, że sam
zerknąłem do książki, by sprawdzić jak na nazwisko miał Harry i jego pacjentka, a
szamanów - mimo upływu lat - nadal doskonale pamiętam.
Manitou
doczekał się także adaptacji filmowej, zrobił to w 1977 William Girtler, ale wielkiego
wrażenia to to nie robi. Mam jednak nadzieję, że nowe wersje nie powstaną. Dzisiejsza
kinematografia nie radzi sobie z odświeżaniem starych filmów (patrz choćby Miasteczko Salem).
Książka
godna polecenia w każdym calu. Koniec i bomba, a kto
(nie) czytał ten trąba!
Graham Masterton
Tłumaczenie:
Piotr W. Cholewa
Wyd.
oryginalne: 1975
Wyd.
polskie: 1989
stron:
206
Wydawnictwo:
Amber
Mormegil
|