Mooncop
– Tom Gauld
KSIĘŻYCOWA SAMOTNOŚĆ
Nie od dziś wiadomo, że brytyjscy twórcy komiksowi to
nietuzinkowe persony z wielkim talentem. Nawet, kiedy ich
twórczość nacechowana jest minimalizmem. Tak właśnie dzieje
się w przypadku Toma Gaulda, którego drugi wydany po polsku
komiks trafił właśnie na sklepowe półki.
Co się w nim znajduje? Bohaterem „Mooncopa” jest tytułowy
księżycowy policjant. Ludzie skolonizowali już naturalną
satelitę Ziemi, zbudowali infrastrukturę – ubogą, bo ubogą,
ale jednak – i wiodą leniwe, proste życie. Takie samo jest
życie policjanta. Na księżycu nie zdarzają się przestępstwa,
a wykroczeń, do których zalicza się sporadyczne zapuszczenie
się kogoś na niewłaściwie tereny, nawet nie zgłasza. Nie
mając zgłoszeń, może pochwalić się stuprocentową
skutecznością w swojej samotnie wykonywanej pracy. Jednakże
to nie jedyna samotność, jaka czeka go na księżycu. Kiedy
coraz więcej mieszkańców opuszcza srebrny glob, policjant
zaczyna poddawać w wątpliwość sens swojej pracy w tym
właśnie miejscu…
Melancholijno-depresyjny, tak można by w skrócie podsumować
najnowszy komiks Gaulda, autora znanego i cenionego z takich
dzieł, jak „Goliat”, „The Gigantic Robot” czy „You’re All
Just Jealous of my Jetpack”. W szarej scenerii, na tle
nijakich gór i wciąż tak samo granatowego nieba łatwo
stracić dobry humor, jak również zapomnieć o tym, co potrafi
być tutaj piękne. Przełożeni podejrzewają, że mooncop cierpi
na depresję i ten jego przygaszony nastrój udziela się
czytelnikom. Czy jednak dominuje? Na klimat albumu Gaulda
składa się wiele czynników – mamy tutaj coś w rodzaju
romansu, mamy także pewien zachwyt scenerią, która nie ma
wiele do zaoferowania, ale jej inność wpływa na postrzeganie
ogółu, mamy wreszcie nieco humoru często okraszonego pewnym
brakiem nadziei. Ale przede wszystkim mamy prawdę; prawdę o
ludzkiej naturze i samotności.
|
Graficzna prostota Toma Gaulda zachwyca równie mocno, jak
scenariusz. Bohaterowie przedstawieni zostali w cartoonowy
sposób, ich kształty są więc obłe, pozbawione detali, a co
ciekawe każda z postaci, bez wyjątku, zostaje ukazana z
profilu. Czy idzie, jedzie, stoi czy śpi, nigdy nie widzimy
bohaterów en face, en pied, czy z jakiejkolwiek innej
perspektywy. A jednak w najmniejszym stopniu nie
przeszkodziło to autorowi w ukazaniu ich emocji i mimiki
prostym zestawem gestów – nieznaczną zmianą położenia głowy
czy ruchami brwi.
Wszystko to razem pozostawia niezatarte, poruszające
wrażenie. I ochotę na więcej. Polecam zatem gorąco, bo to
prawdziwa uczta dla miłośników ambitnych, niszowych albumów,
do których chce się wracać raz po raz.
Michał Lipka,
04.10.2016
|
|