TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE | |
MROCZNA BOHATERKA, Kolacja z wampirem - Abigail Gibbs „Mroczna bohaterka” – fenomen nastolatki i jej opowieści o wampirach Wkrótce do księgarń trafi „Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem”, czyli pierwszy tom serii uważanej za brytyjską odpowiedź na sagę „Zmierzch”. Premiera powieści będącej spektakularnym sukcesem nastoletniej pisarki Abigail Gibbs już 23 października. „Mroczna bohaterka”, początkowo publikowana przez autorkę w odcinkach na literackim portalu Wattpad, pobiła wszelkie rekordy popularności – debiutancka powieść nastolatki stała się internetową sensacją z siedemnastoma milionami odsłon. Abigail stała się prawdziwym fenomenem – nastolatka samodzielnie publikująca w internecie wyruszyła na podbój świata, a jej kontrakt z brytyjskim wydawcą opiewa na sześciocyfrową kwotę. „Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem” to pierwsza część historii o nastoletniej dziewczynie, której życie odmienia przypadek. Za jego sprawą bohaterka wyrusza w podróż po mrocznym świecie, o którego istnieniu wcześniej nie miała pojęcia. Podróż ta nie tylko przewróci do góry nogami jej życie uczuciowe, ale również całkowicie odmieni dotychczasowy pogląd na świat, stopniowo ujawniając rodzinne sekrety oraz kolejne mroczne tajemnice brytyjskiej polityki. Bohaterka książki, Violet Lee, jest londyńską nastolatką, która przypadkowo staje się świadkiem masakry kilkudziesięciu mężczyzn dokonanej przez grupę młodych wampirów. Violet zostaje przez nich uprowadzona i jest przetrzymywana w luksusowej posiadłości Varnley, która okazuje się być siedzibą wampirycznej dynastii królewskiej. Panujący od tysiącleci monarcha stawia jej ultimatum – albo Violet pozwoli zamienić się w wampira, albo spędzi resztę życia uwięziona w królewskiej posiadłości. Czując obrzydzenie do krwawych oprawców, dziewczyna odrzuca propozycję. Wkrótce okazuje się, że ojciec Violet, będący brytyjskim ministrem obrony, od dawna wie o istnieniu królestwa wampirów, prowadzi z nimi polityczne negocjacje, a nawet tuszuje popełniane przez wampiry zbrodnie. Czy ojciec przedłoży dobro własnej córki nad brytyjską rację stanu? Jako zakładniczka Violet wzbudza zainteresowanie charyzmatycznego, lecz śmiertelnie niebezpiecznego następcy tronu, jednak jeszcze nie wie, że rodzące się między nimi uczucie zmieni jej życie na zawsze. Czy Violet w imię miłości zdecyduje się zostać wampirem? „Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem” łączy w sobie wszystko co najlepsze w gotyckim horrorze, gorącym romansie oraz współczesnej powieści obyczajowej. Autorka przyznaje, że komentarze czytelników zamieszczane pod odcinkami powieści początkowo publikowanych w internecie pomogły jej w pisaniu kolejnych rozdziałów książki: „To pomaga w stawaniu się pisarką. Ludzie pytają: a co by było, gdyby...? dlaczego o tym nigdy się nie pisze w książkach o wampirach? Czytałam to i kierowałam się tym”. Abigail Gibbs (ur. 1994) wychowała się w Brixham w angielskim hrabstwie Devon. Pisać zaczęła w wieku czternastu lat, a swoje pierwsze literackie próby umieszczała w internecie pod pseudonimem Canse12, stając się internetową gwiazdą w zaledwie trzy lata. Fabuła powieści zaskakuje tym bardziej, że autorka opisuje siebie jako zagorzałą wegetariankę panicznie bojącą się widoku krwi. Abigail Gibbs obecnie studiuje literaturę angielską w Oksfordzie.
RECENZJA 1 Cyrysia RECENZJA 2 Wampiry. Wszędzie wampiry. Pomyślałby, kto, że „szał” na nie już ucichł… A tu ci taki psikus. Pisarka, Abigail Gibbs, postanowiła stworzyć serię, która pokaże te „okrutne” istoty od zupełnie innej strony, – jeśli w ogóle jeszcze się da je pokazać od jakiejś innej. Publikowana niegdyś w odcinkach w Internecie przez nastoletnią autorkę, opowieść ta zyskała wielki rozgłos i niemałą sławę – jednak, czy zasłużoną? Czy tak, czy nie i tak postanowiłam przekonać się o tym na własnej skórze. Główną bohaterką jest tutaj Violet Lee – na pozór zwyczajna dziewczyna, która po prostu pojawia się w złym momencie o złym czasie. Dlatego też nie dość, że jest tam świadkiem krwawej łaźni na Trafalgar Square, to jeszcze zostaje porwana przez wampira. Ale nie byle, jakiego nieśmiertelnego. Od tej pory losy Violet zostają całkowicie odmienione w momencie, gdy Kaspar – książę wampirów porywa ja do swojej siedziby. Dziewczyna poznaje świat, którego nawet sobie nie wyobrażała: istniejące poza czasem miejsce, w którym elegancja, bogactwo, wspaniałe dwory i wytworne przyjęcia są znamionami dekadencji, w jakiej żyją jego mieszkańcy. Za tym przepychem kryje się mrok, którego ucieleśnieniem jest charyzmatyczny i śmiertelnie groźny ród Varnów, z Kasparem na czele. Violet połączy z też z nim niebezpieczna namiętność, za którą obydwoje będą musieli zapłacić wysoką cenę… Szczerze powiedziawszy moje początkowe „wrażenia” były całkowicie odmienne do tych już po przeczytaniu całości. To prawda – zapowiadało się świetnie – włączając w to samą „krwawą jatkę”. Moja pierwsza myśl? „Super! Wreszcie wampiry to nie będą tylko potulne baranki, ale prawdziwe bestie z krwi i kości!” Cieszyłam się, jak dziecko zabierając się za tę lekturę, naprawdę. Tym gorzej, iż z każdym kolejnym rozdziałem mój zapał słabł, a sama przyjemność z czytania gdzieś mi umykała, pozwalając zastąpić się spora dawką irytacji, zwątpienia, a nawet wściekłości. Spytacie zapewne, dlaczego – zwłaszcza, że „Mroczna bohaterka” przez wielu czytelników jest wychwalana ponad niebiosa, jako jeden z najlepszych bestsellerów? Argumentów mam na to kilka – a nawet powiedziałabym dosyć sporo. Po pierwsze okładka – tutaj muszę przyznać, że wydawnictwo się postarało. Tajemnicza, mroczna, pełna głębi, a przede wszystkim pasująca do tematyki. Jak dla mnie początek super. Jak jednak wiadomo nie tylko okładka się liczy – ważniejsza jest przede wszystkim treść, a ta według mnie pozostawia sobie sporo do życzenia. „- Otwórz oczy, dziewczynko! Jestem cholernym księciem i rozkazuję ci! Nie wolno ci odejść!” Po drugie i chyba najistotniejsze – treść. Styl autorki może nie jest zbytnio wyszukany, ale nie jest też wysokich lotów. Przyznaję, że były momenty, gdy miałam ochotę po prostu ją udusić za te wszystkie „dworskie wyrażenia” nijak się niewpasowujące w treść, śmiechy i chichy bohaterów praktycznie, co chwila – zwłaszcza w sytuacjach, gdzie nie jest do śmiechu, a już przede wszystkim za nagminne określanie głównej bohaterki „dziewczynką” – no ludzie drodzy, przecież dziewczyna jest dorosła – gdzie tu dziecko? Gdyby była mowa o trzynastolatce, to jeszcze bym zrozumiała, ale tak?! Naprawdę – moje ciśnienie miało w tym wypadku aż za wiele okazji do tego, żeby zacząć szaleć – nie pod kątem pozytywnym, oczywiście. A to i tak dopiero początek. Gdybym miała wymieniać wszystkie moje, „ale” to nie skończyłabym do jutra, – dlatego tez postanowiłam recenzję okroić i skupić się na tych najważniejszych. To prawda – bohaterowie są ciekawi, nawet bym mogła się pokusić o stwierdzenie, że dobrze dopasowanie względem siebie, jednakże ich charaktery to już zupełnie inna para kaloszy. Zmienni, jak pogoda – wszyscy bez wyjątku. Niekiedy irytujący, niekiedy nawet ciekawi. Irytujący zwłaszcza wtedy, gdy ni stąd, ni zowąd ich zachowanie zmienia się o 180 stopni i nijak nie da się za nimi nie tyle nadążyć, co po prostu do nich dotrzeć i zrozumieć ich postępowanie. W trakcie czytania miałam wrażenie, jakby większość ich zachowań wynikała z krótkotrwałych „zachcianek” a nieprzemyślanych przez autorkę sytuacji.
"- Związek? - powtórzyłem, rozglądając się i szukając odpowiedzi w ścianach - Nie przypominam sobie, żebyśmy byli zaręczeni. - Kaspar, czy ty w ogóle nie zaglądasz na Facebooka? Zaznaczyłam tam, że jestem w związku! Z tobą!" Jeśli o samą fabułę chodzi, no tutaj muszę powiedzieć – bardzo się zawiodłam. Ja rozumiem, że autorka jest młoda, ale chcąc wydać porządną książkę nie wystarczy chcieć – to prawda – i tak znajda się tacy, co będą ją czcić i wielbić, jednak w moim przypadku na dzień dzisiejszy nic takiego nie będzie miało miejsca. Uważam, że pani Gibbs pisze wszystko pod wpływem impulsu, większość sytuacji jest nieprzemyślana, lekkomyślna, a niekiedy po prostu dziecinna i głupia (dajmy na przykład sytuację z „kradzieżą prezerwatyw”, czy „statusem związku Kaspara”? – No sami przyznajcie, czy takie coś nie zakrawa o dziecinadę?) To prawda – były momenty, gdy czytałam chętnie i z pasją, ale w porównaniu do całości było ich naprawdę niewiele. Przez większość czasu miałam wrażenie, że czytam nie książkę, ale bloga, tudzież fanficka jakiejś zwariowanej nastolatki, która lubi zmieniać charakter i sytuacje swoich bohaterów, jak w kalejdoskopie. Pomijając już fakt, że w trakcie czytania miałam spore deja vi – w chwilach, gdy natykałam się, co kawałek na te same fragmenty (mam tutaj na myśli treści listów, czy urywki z książek). W dodatku tuż przed lekturą dowiedziałam się, że jest to odpowiedź autorki na znany i podziwiany przez wielu „Zmierzch”. Według mnie? Totalne mijanie się z prawdą. Osobiście uważam, że seria pani Meyer jest naprawdę ciekawa, za to „Mroczna bohaterka” to całkowite jej przeciwieństwo. To prawda – były takie fragmenty, gdy myślałam, ze autorka jeszcze trochę i zerżnęłaby tekst żywcem z książek o, Cullenach, ale i tak nie umywa się do nich. Jeśli chodzi ogólną całość to książka wypada blado. Przez pierwszą połowię myślałam, że być może to ze względu na to, iż do recenzji otrzymałam tzw. „szczotkę” i w wersji finalnej naniesione będą poprawki, które ukażą powieść w bardziej pozytywnym świetle. Nic bardziej mylnego – zwłaszcza, że przy pierwszej lepszej wyprawie do księgarni, postanowiłam sprawdzić, czy moje obawy są słuszne. I są. Wszystkie zaznaczone przeze mnie fragmenty wyglądają zupełnie tak samo. W dodatku natrafiłam na sporo błędów i powtórzeń – co jest przecież dodatkowym „minusem” w trakcie lektury – to chyba najbardziej zniechęca, zaraz po nieciekawej fabule. Osobiście liczyłam na fantastyczną przygodę z mnóstwem niesamowitych wrażeń. Przeliczyłam się i to całkiem sporo. Zamiast tego dostałam niekiedy „odgrzewaną” i przewidywalną fabułę, ciężki do zniesienia dworski styl i zmiennych jak pogoda bohaterów. Dobrze, chociaż, że okładka naprawdę mi przypadła do gustu, a i niektóre cytaty wydały mi się idealne do zapamiętania. A jeśli nawet znalazły się takie, których wspominać nie warto – to z ich powierzchowności dało się nawet trochę „pośmiać”. Czy polecam? Niekoniecznie. Może i akcja jest, ale jej tempo jest jak tornado – w jednej chwili jesteśmy tu, w innej już dwa tygodnie przeleciało, jak z bicza strzelił. W dodatku nawet sama narracja pozostawia do życzenia – miała być prowadzona naprzemiennie, a tutaj, co? Średnio, co piąty rozdział „wtrącany” został Kaspar – a przyznam, że to jego rozdziały przypadły mi o wiele bardziej do gustu. Jeśli jednak jest ktoś ciekawy lektury – nie bronię, ale za to ostrzegam, że nie każdemu może się przypodobać. Chyba, że jestem jedna, jedyna, która widzi to, czego inni nie dostrzegają… Moja ocena: 3/10 pkt. Lilien |
|
|