TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE | ||
MROCZNA
TOŃ - Tricia Rayburn Syreny. Przebiegłe stworzenia mitologiczne, określane niekiedy mianem „rusałek”, czy chodziażby „nimf”, które swoim śpiewem zwabiały mężczyzn do morza. Głównie ich ofiarami padali rybacy, którzy przez długi czas przebywali na wodach. Historii o nich było i jest wiele, co jedna to bardziej wymyślna. Nie są może one tak popularne w dzisiejszych czasach, jak chociażby wilkołaki, czy wampiry, ale mimo to pojawiają się w powieściach młodzieżowych. Jedną z takich syrenich serii jest ta, stworzona przez panią Tricię Rayburn. „Mroczna toń” to trzeci tom cyklu powieściowego, w którym poznajemy dalsze losy Vanessy, która wciąż nie wie, jak przetrwać, jako syrena. Kiedy wraca do nadmorskiego miasteczka na letnie wakacje, wszystko dookoła przypomina jej o byłym chłopaku, Simonie. Wciąż go kocha i gotowa jest zrobić wszystko, aby naprawić dawne błędy. Najgorsze jest to, że Vanessa musi podążać za swoją syrenią naturą, niezależnie od ofiar… Patrząc na okładkę owej części, już na przysłowiowe „dzień dobry” da się spostrzec, o czym jest książka. W dodatku tytuł tylko dodatkowo naprowadza czytelnika nie tyle na gatunek, co sama fabułę. Może jest to aż nazbyt przewidywalne, jednak mimo wszystko poprawne. Dlaczego? A dlatego, że wszystko jest ze sobą skrupulatnie połączone i powiązane. Bez zbędnych ceregieli da się wczuć w klimat książki – a przynajmniej potencjalnie. Mówię potencjalnie, gdyż akurat w moim przypadku były tutaj lekkie opory. Głównie, dlatego, że od przeczytania tomów poprzednich minęło sporo czasu, a ja sama przeczytałam wiele podobnych książek, które za każdym razem nasuwały mi się na myśl, myląc i zacierając wcześniejsze wydarzenia wynikające z przygód Vanessy. A skoro już przy fabule jestem, to muszę przyznać, że troszkę się zawiodłam. Liczyłam na przynajmniej odrobinę „mroczniejszy” klimat powieści, aniżeli ten, który ma tutaj miejsce. Ale cóż… nie można wymagać zbyt wiele. Tak, czy siak, jak na trzeci tom to seria i tak utrzymuje się na dość wysokim poziomie. Czyta się ciekawie i w miarę szybko, bezproblemowo, (jeśli pominąć trudności wpasowania się w treść). Osobiście miałabym małe, „ale” również do zakończenia, ale wychodzę z założenia, iż autorka tak, jak sobie je wymyśliła, tak skończyła i nic mi do tego.
Jeśli chodzi o styl, czy język powieści, to nie mam zbyt wiele do powiedzenia – czy przyczepienia się. Prosty, bezproblemowy, lekki. Głównie, dlatego czyta się całość całkiem sprawnie. Z drugiej strony są bohaterowie, którzy nie zmienili się nawet o jotę w stosunku do tomów poprzednich. Czy to dobrze, czy źle? Sama do końca nie wiem… Mimo to nie mam zbytnio, jakiś, „ale” jeśli o to chodzi. Ogólnie rzecz biorąc to się cieszę, że miałam okazję przeczytać ten tom. Dlaczego? Głównie chodzi mi o to, ze bez tej części od razu widać, ze poprzednie tomy są niekompletne (żeby nie użyć słowa „wybrakowane”). Dzięki „Mrocznej toni” całość plasuje się na o wiele wyższym miejscu, w przypadku nie tyle samej treści, co ogółu serii. Według mnie to właśnie w tej części dowiadujemy się najwięcej. Nie ma tutaj tak, że z każdą kolejną częścią akcja podupada i wlecze się, jak flaki z olejem. Co to, to nie. Zwłaszcza, że jest zupełnie inaczej. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu. Tak, jak być powinno, przez co właśnie dzięki temu przygody Vanessy są tak ciekawe. Lilien
|
|
|
|