„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie
stać się jednym z nich.”
Najpierw w głowie Roberta Kirkmana powstał zamysł stworzenia scenariusza do
komiksu o żywych trupach, później światło dzienne ujrzał sam komiks, który
następnie przerodził się w cały cykl. Wielką sagę o przetrwaniu, która
oscyluje wokół postaci Ricka Grimesa i grupki ocalałych, po apokaliptycznej
zarazie, ludzi. Kilka lat po powstaniu komiksu, Amerykańscy producenci
wywąchali nosem wyjątkową okazję do zarobku, i tak, ku uciesze widzów,
powstał serial „The Walking Dead” oparty na komiksowej fabule. Ostatecznie
żywe trupy stały się produktem, niewyczerpanym źródłem pieniędzy, ale i
rozrywki. Ostatecznie Kirkman postanowił zwrócić fanowską uwagę na
drugoplanowych bohaterów swojej historii, i tak do księgarni trafiła książka
opowiadająca o jednym z najbardziej brutalnych i wyrafinowanych złoczyńców,
mowa tu oczywiście o Gubernatorze.
Zombie opanowały świat. Większa część ludzkiej populacji wstała z martwych,
a ich jedynym celem jest dopaść resztki tych, którzy przetrwali. Philip
Blake podróżuje wraz ze swoją ukochaną malutką córeczką, starszym bratem i
dwójką przyjaciół. Próbują znaleźć azyl, miejsce w którym będą mogli nie
tylko przetrwać, ale stworzyć też namiastkę nowego społeczeństwa.
Parokrotnie im się to udaje, ale jak to z ludźmi bywa, ich emocje,
namiętności, instynkty biorą nad nimi górę i wielokrotnie stają na drodze,
odsuwając ich od upragnionego bezpieczeństwa i szczęścia. W ostatecznym
rozrachunku okazuje się, że tak naprawdę bohaterowie powinni obawiać się
innych ludzi nie mniej niż zombie.
Jestem zagorzałą fanką komiksu „Żywe trupy” i w równym stopniu zakochałam
się także w serialu. Moje obawy względem odcinania kuponu od sukcesu wyżej
wymienionych były bardzo realne. Książka, która prawdopodobnie otwiera cykl
innych powieści o bohaterach sagi „The Walking Dead” mogła być bardzo dobra,
ale mogła też okazać się totalną klapą. Na jej korzyść przemawiał fakt, że
jej pomysłodawcą jest ojciec „Żywych trupów”, czyli sam Robert Kirkman, jej
spisaniem natomiast zajął się Jay Bonansinga, nieznany w Polsce, choć
poważany na świecie twórca poczytnych thrillerów. I choć takie zestawienie
nie gwarantowało sukcesu, to jednak stało się nim.
„Narodziny Gubernatora” to fenomenalna powieść oddająca charakter survivalu.
Świetnie spisana, rewelacyjna pod względem fabularnym, posiadająca bardzo
dobrze wyważone tempo akcji. Majstersztyk w swoim gatunku. Jeśli natomiast
ktoś z Was jeszcze nie wie kim jest Gubernator, to spieszę z tłumaczeniem.
Philip Blake, Gubernator to zarządca ostatniego bezpiecznego miasta na tym
łez padole. Woodsbury, ów bezpieczna przystań to także mała społeczność,
którą udało się Blake’owi zbudować. Jednak nie jest to miły i zrównoważony
człowiek. Posiada on bardzo zaburzone poczucie sprawiedliwości, jest
brutalny, bezwzględny i ukrywa „niejednego trupa w szafie”. Właśnie dlatego
stanowił wyśmienitą pożywkę dla autorów książki „Narodziny Gubernatora”,
która, jak wskazuje tytuł, mówi o tym, co doprowadziło do tego, że Philip
stał się tym, kim się stał.
Pierwsze trzy rozdziały wprowadzają ogromne napięcie. Autorzy wyśmienicie je
budują, kończąc każdy z nich w wymowny sposób, zmuszając tym samym do
czytania kolejnych stron. Dalej atmosfera jest już bardziej wyważona, ale
wcale nie oznacza to, że książka traci na wartości, wręcz przeciwnie. Z
rozdziału na rozdział staje się coraz bardziej dojrzała. Wraz z rozwojem
akcji następują także bardzo drastyczne zmiany w psychice bohaterów, którzy
zresztą są osią powieści i jej głównym atutem. Mogłabym się długo rozpływać
nad fenomenem tej książki ale mam też łyżkę dziegciu, okładka mogłaby trochę
bardziej pasować do wydań komiksowych, byłby to miły ukłon do kolekcjonerów
cyklu komiksowego. Ale i tak wydawnictwo SQN stanęło na wysokości zadania i
spisało się świetnie. A zakończenie książki stanowi swoistą wisienkę na
torcie. Polecam, polecam, polecam!
Ocena 6/6
Fuzja
RECENZJA 2
RECENZJA 2
"The
Walking Dead to rasowy dramat z elementami horroru,
ukazujący powolną, lecz nieuniknioną deewolucję człowieka,
jego staczanie się i metamorfozę w istotę o podstawowych
potrzebach i najniższych instynktach. Autor traktuje zombie
jako tło dla pytań o kondycję jednostki i całego
społeczeństwa, interakcji pomiędzy bohaterami i ukazania
ludzkich zachowań w trudnych sytuacjach. Te kwestie znajdują
naprawdę niesamowite odpowiedzi, a na dodatek są doprawione
odpowiednią dawką mocnych scen przeznaczonych dla miłośników
rasowych horrorów"
[ze wstępu, Paweł Deptuch]
Gubernator to kawał porządnie skonstruowanego czarnego
charakteru, którego możemy poznać w III sezonie "The Walking
Dead". Mroczny sukinkot, którego nie sposób lubić, facet
pozbawiony jakichkolwiek skrupułów, dla którego sytuacja,
jaka panuje na świecie po wybuchu epidemii, jest bardzo na
rękę.
Gubernator pojawił się w komiksie Kirkmana jako podły i
nikczemny antagonista, przysparzający mnóstwa problemów
Rickowi i jego grupie. Jego postać w serialu jest równie
parszywa, gdyż ten łotr to klasyczny wilk w owczej skórze.
Nie polubiłam go, ale uważam, że jego postać została
genialnie wykreowana, i jeśli poszukuję czarnych
charakterów, to właśnie takich. W serialu poznajemy
Gubernatora dopiero w momencie, kiedy już rządzi w Woodbury,
ale co było wcześniej? Jak wyglądał rok po wybuchu epidemii
śmierci dla Blake'a i co sprawiło, że stał się tym, kim
jest?
Komiksowy Governor
Możecie się nie obawiać, nie będzie tu żadnych spoilerów :)
"Ból i żal zagnieździły się głęboko, na samym dnie jego
świadomości, niczym rak przeobrażający się w coś jeszcze
gorszego i bardziej trującego niż smutek"
O tym, jak Philip Blake, wdowiec i samotny ojciec
słodziutkiej Penny, poprowadził swoją grupę aż do Woodsbury,
dowiecie się z kart książki "Narodziny Gubernatora". Robert
Kirkman, twórca komiksu o Żywych Trupach, wespół z pisarzem
Jayem Bonansingą stworzył książkę, która pozwoli przeczekać
czas dzielący nas od premiery kolejnego sezonu i rzuci nowe
światło na świat, który się skończył.
"I tak właśnie kończy się świat. Nie hukiem a skomleniem."
T.S. Elliot
W momencie wybuchu trupiej epidemii Philip wraz z córką,
Penny, bratem Brianem oraz dwójką przyjaciół - Bobby'm i
Nickiem - przemierza autostradę przypominającą wzburzone
morze pełne opuszczonych aut. Zewsząd wyłażą nieumarli, ich
rzężący głos i miarowe szuranie przenika noc. Żaden z
mężczyzn nie wie, co się stało, wiedzą jedynie, że "wszędzie
leżą trupy (...) niektóre z nich się jeszcze niemrawo
ruszają, napędzane somnambulicznym głodem ludzkiego mięsa"
[s.78]. A w Atlancie jest obóz dla uchodźców. Czym prędzej
tam się kierują, jednak miasto zostało całkowicie opanowane
przez zombie. W tej nowej sytuacji najszybciej odnajduje się
Philip, który jako pierwszy uśmierca wielu Kąsaczy,
odnajdując przy tym perwersyjną niemal przyjemność. Grupa na
swojej drodze napotka rodzinę Chalmersów, i wspólnie, do
pewnego momentu, będą próbowali przetrwać. Atlanta jest
jednak stracona i należy przedsięwziąć pewne kroki, by
przeżyć.
"Ktoś wyłączył świat".
Nie oczekujcie wyszukanych metafor, kwiecistego języka czy
finezji. To męska rzecz, naładowana siarczystymi
przekleństwami i twardym, mocnym językiem. Szukacie polotu?
Jejciu, to opowieść o zombie, czego się więc spodziewać? ;)
Chcecie wysokiej literatury, sięgnijcie po Marqueza. Tutaj
jest jatka, krew, flaki i pełno chodzących trupów. Niestety,
jest tu też pełno literówek.
David
Morrissey jako Gubernator
w serialu The Walking Dead
Zombie odchodzą niejako na dalszy plan, w powieści
ważniejsze są interakcje w grupie i element psychologiczny.
Na pierwszy plan wysuwa się kwestia metamorfozy bohaterów i
samego Philipa, który ze zwykłego faceta przeradza się w
żądnego krwi despotę. Powieść ukazuje drugą, mroczną stronę
osobowości ludzi, których najczarniejsze instynkty biorą
górę w momencie próby, kiedy w świecie są nowe zasady.
Upadek cywilizacji, rozpad wartości, brak dotychczasowych
norm, praw i władzy sprawiają, że człowiek, by przetrwać,
musi stać się zwierzęciem. To już jednak od samego człowieka
zależy, czy stanie się drapieżnikiem, czy ofiarą. Tutaj
obserwujemy deprecjację wartości i upadek moralności,
jednocześnie rozkwit zła i tyranii.
"To nie trupów musisz się tutaj obawiać... ale żywych"
Jak wiele człowiek jest w stanie znieść, nim - pozbawiony
maski porządnego obywatela - odnajdzie swoją rolę w
apokaliptycznym świecie? W którym momencie Blake odrzuci
wszystko, czym i kim dotąd był, na rzecz stania się
Gubernatorem?
"Diabeł wynalazł sposób, by dusze pozostawały uwięzione
tutaj, na ziemi"
Nie nazwałabym tej powieści ani straszną, ani jakoś bardzo
wciągającą. Czyta się łatwo, jak pospolite czytadło, ale też
nie wywołuje żadnych skrajnych emocji. Jest parę momentów,
które zaskoczą, ale poza tym powieść jest dość przeciętna.
Ale! Jak na powieść stricte rozrywkową, to jest to strzał w
dziesiątkę. Zwłaszcza dla osób zaznajomionych z serialem czy
komiksem sygnowanym marką The Walking Dead, która - jak na
razie - nie rozczarowuje. Ale jeśli wydaje Wam się, że
wiecie o Gubernatorze już wszystko, obiecuję Wam, że srogo
się mylicie. Ostatnie 50 stron książki to jazda bez
trzymanki z tak zaskakującą zmianą akcji, że wszystko, co
myśleliście do tej pory uznacie za nieaktualne. Największą
siłą tej powieści jest jej zakończenie, które sprawi, że
kopary Wam opadną do samej ziemi. ;)
Czy polecam? Jasne! Zwłaszcza sympatykom uniwersum The
Walking Dead. "Narodziny Gubernatora" to świetna rozrywka,
która przybliży nieco osobę tego mrocznego anty-charakteru,
pokaże świat opanowany przez zombie od samego początku tym
razem nie z perspektywy Ricka, ale jego najgroźniejszego
przeciwnika, i wskaże drogę od człowieczeństwa ku
zezwierzęceniu. A Ty? Kim byś się stał w momencie
zombie-apokalipsy?
Paulina Król
|
Tytuł: The Walking Dead. Żywe trupy. Narodziny
Gubernatora.
Autor: Robert Kirkman & Jay Bonansinga
Ilość stron: 364
Wydawnictwo: Sine Qua Non 2011
AMERYKAŃSKIE OKŁADKI
|
|