Mocne amerykańskie kino sensacyjne dobre lata ma już za
sobą. Ostatnimi czasy jedyne co udaje się producentom
hollywoodzkim to tworzenie wątpliwych dzieł
przedstawiających krwawe jatki – filmy są efektowne ale
prezentują coraz słabsze fabularnie pomysły. Nie
spodziewałam się wiele kiedy znalazłam się na seansie filmu
Olimp w ogniu. Teraz jednak muszę przyznać, że ten
niepozorny film jest w stanie zapewnić to co zapewnić
powinno kino sensacyjne, czyli rozrywkę!
Znany z takich filmów jak Strzelec czy Dzień próby
reżyser Antoine Fuqua przypomina o sobie po raz kolejny
i po raz kolejny jego dzieło wywołuje spore zamieszanie.
Choć pod wieloma względami Olimp w ogniu nie stanowi
produktu najwyższych lotów to jednak naprawdę przyjemnie
patrzy się na wszystkie wydarzenia przedstawione na ekranie.
Jednak zanim opowiem o wrażeniach jakie pozostawił we mnie
seans przybliżę Wam fabułę najnowszego filmu Faqua.
Mike Banning to Agent Secret Service, który musiał odejść ze
służby po tragicznym w skutkach wypadku, w którym zginęła
żona prezydenta Stanów Zjednoczonych, a w którym brał
udział. Kilka miesięcy po tym zdarzeniu na głowę prezydenta
spada kolejny trud. Biały dom zostaje zaatakowany przez
terrorystów i szalonym zrządzeniem losu, jedynym człowiekiem
który jest w stanie ocalić prezydenta i jego syna jest
właśnie Banning.
W ciągu pierwszych 30 minut filmu pada tyle trupów, że
twórcy filmu powinni zapewnić widzów, że żaden aktor nie
ucierpiał podczas jego realizacji. Do tego chyba jeszcze
nigdy nie widziałam na kinowym ekranie takiej ogromnej
ilości patetycznych obrazów w tym kilkakrotnie pojawiła się
amerykańska flaga. Po seansie zaśmiałam się, że film
strasznie monotematyczny (temat przewodni AMERYKA), przez co
czułam się jakbym zjadła szarlotkę z lodami jabłkowymi i
takim też sokiem wszystko przepiła. Co natomiast warto
zauważyć, to fakt, że film oglądało się na tyle dobrze, że
nawet przez chwilę nie zastanowiłam się nad
prawdopodobieństwem wystąpienia takiego scenariusza w
rzeczywistości.
Nie jestem w stanie stwierdzić, czy na pozytywny odbiór
filmu miała wpływ dobra obsada i gra aktorska, czy to że
mimo epatowania brutalnością był ładnie zmontowany. Niemniej
jednak z kina wyszłam z uśmiechem na twarzy, co może
świadczyć tylko o tym, że Olimp w ogniu zaspokoił
moją potrzebę rozrywki.
Jak już wspomniałam nie jest to kino najwyższych lotów ale
został stworzony na znanych i lubianych np. Szklana
pułapka (pierwsze części) schematach i dzięki temu,
poniekąd odświeża i odkurza drogę dobremu, męskiemu kinu
akcji. Myślę, że ze spokojnym sumieniem mogę polecić ten
film tak kobietom jak i mężczyznom, którzy potrafią
przymknąć oko na pewne absurdy ukazywane w filmach i
nastawieni są na kawał porządnej rozrywki bez doszukiwania
się w dziele filmowym większego sensu.
Ocena: 4+/6
Fuzja
OLIMP W OGNIU
Agent Secret Service - Banning popada w niełaskę prezydenta
USA po tragicznym w skutkach wypadku. Zostaje odsunięty od
służby bezpośrednio przy głowie państwa i oddelegowany do
najmniej prestiżowych zajęć. Wszystko ulega zmianie gdy
Biały Dom zostaje zaatakowany przez terrorystów uzbrojonych
w niesamowitą technologię, unieszkodliwiającą cały lokalny
system obrony. Wszystkie próby odbicia budynku,
przeprowadzone przez Pentagon, kończą się niepowodzeniem.
Ostatnią szansą na uratowanie prezydenta jest Banning, który
po latach służby zna Biały Dom jak własną kieszeń.
Reżyseria:
Antoine Fuqua
Akcja, Thriller
Scenariusz:
Katrin Benedikt
Obsada:
Gerard Butler, Aaron Eckhart, Morgan Freeman