KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ
WYWIAD Z AUTOREM ON.

Łukasz Henel jest absolwentem filozofii. Studia zainspirowały go do popularyzacji nauczania filozofii w szkołach. Jest autorem książek "Lekcja filozofii", "Wśród mędrców starożytności" oraz powieści grozy pt. "ON". Pracuje jako nauczyciel i copywriter. Ukończył ponadto studia na kierunku informatyka i technologia informacyjna. Pisze książki, opowiadania, artykuły, teksty reklamowe. Publikował w Nowej Fantastyce, Esensji i Qfancie. Fascynacja przyrodą, lasem, malowniczymi terenami województwa lubuskiego oraz niewyjaśnionymi zjawiskami zaowocowała powieścią pt. "Szkarłatny blask", która ukaże się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka. Obecnie pracuje nad kolejną książką.
Prowadzi również stronę autorską
http://lukasz-henel.pl/ i pisze bloga
http://lekcje-etyki.blogspot.com/

 

 

Marek Syndyka: Z opisu zamieszczonego na Pana stronie autorskiej można się co nieco dowiedzieć, ale czy jest coś, co dopowiedział by Pan o sobie, a czego nie wyczytamy nigdzie indziej?

Łukasz Henel: Jako autor powieści grozy poczuwam się do obowiązku, by czasem samemu poczuć jej tchnienie na karku. Dlatego nieraz wędruję nocą po lesie, odwiedzam opuszczone budynki i owiane złą sławą miejsca uzbrojony w aparat fotograficzny i latarkę. To bardzo inspiruje. Rzeczywiście istnieje wiele takich miejsc, gdzie zdaje się manifestować jakaś mroczna, tajemnicza siła, na przykład dom, z którego nocą w panice uciekali trzej postawni, dorośli mężczyźni i którego do tej pory nie udało się nikomu sprzedać. Swego czasu miała tam miejsce tragiczna śmierć panny młodej w dniu ślubu. Zastanawiam się, czy nie podjąć wyzwania i nie spróbować samemu spędzić nocy w nawiedzonym domu. Mógłby powstać doskonały materiał. Teraz jestem na etapie uzgadniania szczegółów.

 

M.S.: Pana powieść zbiera bardzo pozytywne opinie zarówno wśród czytelników, jak i pisarzy – rekomendacja Anny Kańtoch o czymś świadczy. Jak to jest, kiedy wszyscy wokoło mówią „dobra robota!”, co się wtedy czuje?

Ł.H.: Motywację do dalszej pracy. Czytając takie słowa od razu myślę o kolejnej książce. Powieść „On” to mój debiut. „Lekcja filozofii” również posiada warstwę fabularną, lecz znacznie mniej rozbudowaną. Każda opinia stanowi ważną wskazówkę. Te dobre dodają skrzydeł, a te bardziej krytyczne podpowiadają na co zwrócić uwagę i co można zrobić lepiej.

M.S.: „On” nie tyle się czyta, co w nim przebywa, odnosząc przy tym wrażenie brania udziału w koszmarze śnionym przez oszalały, zagubiony umysł...

Ł.H.: Taki był mój zamiar, o to chodziło w tej książce. Chciałem, by czytelnik znalazł się jak gdyby w położeniu głównego bohatera. Szaleństwo tkwi w każdym z nas i nigdy nie wiadomo, kiedy On sobie o nas przypomni.

M.S.: Postać głównego bohatera – młodego biznesmena – jest bardzo precyzyjnie przedstawiona, a w miarę rozwoju wydarzeń jego kontury jeszcze bardziej się wyostrzają. Dlaczego wybrał Pan akurat reprezentanta tej konkretnej grupy społecznej, posiada ona jakieś szczególne cechy?

Ł.H.: No cóż, na pewnym etapie swojego życia zetknąłem się z branżą optyczną i poznałem takich właśnie biznesmenów.  Doszedłem do wniosku, że warto to wykorzystać w powieści. Najlepiej jest pisać o sprawach, które dość dobrze znamy, wypada to wiarygodniej.

M.S.: Jak duży wpływ na treść książki miał Pana wyuczony zawód – musiał się Pan pilnować, żeby nie stała się ona filozoficznym wykładem?

Ł.H.: Nie, nie musiałem. Myślę, że wpływ filozofii był duży i pozytywny. Filozofia uświadamia, że to co wiemy na temat świata jest jedynie maleńką częścią tego, czego nie wiemy i że otacza nas mnóstwo tajemnic. To rozwija wyobraźnię, a ona z kolei pomaga przy pisaniu książki.  

M.S.: Dlaczego  tytułem jest „On”, słowo, które oznaczać może praktycznie wszystko?

Ł.H.: Dlatego, że może znaczyć praktycznie wszystko, a tego co jest nieokreślone boimy się najbardziej. „On” oznacza w tym przypadku jednak kogoś konkretnego. Nie mogę tego zdradzić, ponieważ zepsułbym zakończenie Czytelnikom, którzy jeszcze po książkę nie sięgnęli.

M.S.: „Cienka biała linia. Maluje się ją często na peronach.” Tak rozpoczyna się jeden z rozdziałów, a jednocześnie jedno z wielu rozważań o śmierci, w tym samobójczej. Jakie jest zadanie tych fragmentów?

Ł.H.: Te fragmenty ukazują psychikę bohatera, w której pod maską biznesmena kryje się człowiek pełen rozterek i kompleksów. Uległ on błędnemu przekonaniu, że pieniądze dadzą mu szczęście. Nie pieniądze jednak decydują o naszym losie, który często uderza na ślepo. Człowiek nieraz staje się igraszką w rekach sił, których nie pojmuje i na które nie ma wpływu... Przez ten fragment chciałem również powiedzieć, że śmierć i szaleństwo, a także groza – czyhają na nas nieustannie, bliżej niż nam się zdaje. Wszystko jedno, czy jesteśmy bogatymi biznesmenami czy sprzedawcami w sklepie z butami. Wystarczy zrobić krok w niewłaściwą stronę – i nic nie będzie już takie jak wcześniej.

M.S.: Zastosował Pan narrację w pierwszej osobie, jednocześnie wybierając bohatera należącego do grupy społecznej bardzo różnej od większości czytelników, mającego inne obowiązki, troski i styl życia. Nie obawiał się Pan, że taki bohater nie zostanie zrozumiany, jego postępowanie uznane za naciągane, przez co powieść zostanie odrzucona?

Ł.H.:  Do tej powieści potrzebowałem takiego właśnie bohatera, kogoś kto zdecydowałby się skusić na dość ryzykowną inwestycję i posiadał ku temu odpowiednie środki.

M.S.: Ile w głównym bohaterze i pozostałych postaciach jest z Pana? Udało się stać z boku i patrzeć na rozwój osobowości, czy też, jako ojciec ich wszystkich pozostawił im Pan pewne swoje cechy?

Ł.H.: Rzutowanie własnych cech osobowości to standard, który posiada długą tradycję literacką. Jednak około pięćdziesiątej strony postacie zaczynają żyć już własnym życiem, a ja przyglądam się tylko temu co robią. Pod koniec mam już niewiele do powiedzenia, to ja muszę słuchać ich, a nie oni mnie.

M.S.: Co miało wpływ na wybór motywu przewodniego i miejsca akcji?

Ł.H.: Fascynacja starymi, opuszczonymi budynkami. To bardzo ważny motyw w powieści. Jednocześnie chciałem pokazać, że zło niekoniecznie musi być związane z konkretnym miejscem, lecz że może nam w pewien sposób towarzyszyć, czasem jako część naszej własnej psychiki. Poza tym zawsze fascynował mnie temat duchów i okultyzmu, możliwość pojawienia się między nami istot, których nie jesteśmy w stanie postrzegać zmysłami, podobnie jak nie widzimy fal radiowych czy promieni rentgena. Postanowiłem połączyć motyw tajemniczej, złej siły ze starym, zapomnianym pałacem. To dość klasyczne rozwiązanie, ale ma swój urok.

M.S.: Historia pałacyku opiera się na jakimś konkretnym ludowym przekazie? Znajdziemy gdzieś ową zabytkową budowlę?

Ł.H.: Pałacyk z powieści jest wytworem mojej wyobraźni. Jednak takich niszczejących budynków jest w całej Polsce sporo. Wiele z nich rzeczywiście było świadkami rodzinnych tragedii i mogło skumulować się tam coś na kształt niebezpiecznej energii. Jestem przekonany, że jeśli udamy się w te miejsca po zmroku, z pewnością dostrzeżemy coś niepokojącego. 

M.S.: „On” powstał za jednym zamachem w przypływie weny, czy długo dojrzewał w formie pomysłu, by w trakcie pisania jeszcze ewoluować?

Ł.H.: Na początku była ogólna koncepcja, dopiero w miarę pisania fabuła nabierała bardziej wyraźnego kształtu. Sam pomysł pojawił się nagle, podczas pobytu w pałacyku w Wąsowie niedaleko Poznania, który jest taką właśnie zyskowną inwestycją. Jest nawet wspomniany w książce. Nieopodal pałacyku znajduje się zapomniany grobowiec rodzinny, a niedawno wybuchł tam tajemniczy pożar, którego przyczyn do tej pory nie udało się wyjaśnić. Bez wątpienia jest to jedno z tych miejsc, które nadal kryją swoje tajemnice.

M.S.: Jakie cechy powinna posiadać powieść grozy tworzona przez rodzimych autorów, by wygrała walkę o czytelnika i skłoniła do sięgnięcia po następne?

Ł.H.: Myślę, że powinniśmy wyzbyć się niektórych kulturowych ograniczeń i zahamowań. Jesteśmy zbyt sztywni i poważni. Kiedy czyta się np. Mastertona widać, że wykorzystuje on najrozmaitsze motywy, przerabia je i „bawi się nimi”. Sądzę, że to podoba się czytelnikom. W jednej książce mamy indiańskiego demona, w innej straszliwego, niebezpiecznego knura, a w jeszcze innej – człowieka, który po części stał się drzewem. Już widzę, jak wyglądałaby redakcja takich książek w Polsce, gdyby oczywiście Masterton nie był sławny, lecz nazywał się dajmy na to – Janek Kowalski. „To niemożliwe”, „czy to nie zbyt dziwaczne?”, „połączenie tkanki ludzkiej z roślinną jest niemożliwe z biologicznego punktu widzenia”. Oczywiście, nie wszyscy redaktorzy tak reagują, są wyjątki. Niemniej, musimy wreszcie spróbować przełamać te ograniczenia, napisać powieść grozy w której jednym z bohaterów jest Bronisław Komorowski, część akcji rozgrywa się w Świątyni Opatrzności, a w ostatecznej walce z siłami ciemności i demonami biorą udział fani Radia Maryja. W naszej kulturze również jest mnóstwo inspiracji, tylko z jakiegoś powodu nie mamy odwagi z nich korzystać.

M.S.: Tytuł, lub tytuły, które uważa Pan za wyznaczniki dobrze napisanego horroru to?

Ł.H.: Stephen King, „Cmentarz dla zwierzaków”, Graham Masterton „Drapieżcy”, Dean Koontz „Korzystaj z nocy”, mistrzowskie, mrożące krew w żyłach książki Jonathana Aycliffe`a: „Pokój Naomi”, „Szepty w ciemności” i wiele innych.

M.S.: Co uważa Pan za swój milowy krok, po którym wszystko ruszyło, a Pan zyskał pewność, że pisanie jest tym, z czym chce związać przyszłość?

Ł.H.: Takim milowym krokiem na pewno była odpowiedź ze strony wydawcy, który oświadczył, że jest zainteresowany wydaniem książki. To była ogromna radość, zrozumiałem, że tym co piszę będę mógł podzielić się też z innymi i zabrać ich we wspólną podróż.

M.S.: Pisze Pan również opowiadania. Które jest tym ulubionym, napawającym szczególną dumą i co było jego inspiracją?

Ł.H.: Wiele z opowiadań nie zostało jeszcze opublikowanych. Mam je zapisane na komputerze i myślę o wydaniu w formie zbioru. Z tych które zostały już opublikowane za najlepsze uważam „Wampira ze Śląska”, opowiadanie, które ukazało się w Nowej Fantastyce. Jest to jak gdyby alternatywna wersja historii seryjnego mordercy Zdzisława Marchwickiego. To bardzo dziwna sprawa, do tej pory nie wiadomo, czy człowiek ów był rzeczywiście winny zarzucanych mu czynów.  

M.S.: Niebanalna rada dla początkujących pisarzy, której nie usłyszą od doświadczonych i znudzonych ciągłym udzielaniem rad starszych kolegów, brzmi...

Ł.H.: Nigdy nie wymyślajcie niczego na siłę. Kiedy piszecie, znajdźcie się w świecie powieści. Słuchajcie tego, co mówią wasi bohaterowie i obserwujcie, co robią. Rozejrzyjcie się wokoło i zobaczcie co widać. Jeśli akurat nic się nie dzieje, poczekajcie. Nie jesteście panami ich świata, ale raczej gościcie w nim na pewien czas. Dzięki poglądom niektórych filozofów można zrozumieć, że „istnieć, to znaczy być postrzeganym”. Nie podchodźcie do swojej powieści jako do czegoś zmyślonego. To, o czym piszecie zawsze dzieje się naprawdę.

M.S.: Filozof... Chyba niewiele osób kształci się w tym kierunku, uznając go za mało przydatnym w życiu. Spotkałem się też ze stwierdzeniem, że współczesnym synonimem słowa „filozof” jest „bezrobotny” (z wyboru), czyli „nierób”. Jak przekonał by Pan tych najbardziej uprzedzonych do potrzeby istnienia i kształcenia kolejnych pokoleń filozofów?

Ł.H.: Właściwie nie trzeba nikogo przekonywać, a jedynie wystarczy wyjawić kilka faktów. Filozofia to nauka dość niebezpieczna dla wszelkiej władzy, dlatego na pewnym etapie naszej historii została zakazana (za wyjątkiem filozofii marksistowskiej). Takie wykluczenie filozofii nadal jest na rękę głównym siłom sił sprawującym rządy w Polsce. Wystarczy jednak opuścić nasz kraj i pojechać, dajmy na to do Francji, by ze zdumieniem przekonać się, że filozofii uczy się… w technikach.

         W Polsce boją się filozofii. Myślenie jest zbędne i groźne, zwłaszcza, gdy nie przebiega utartymi ścieżkami. A w przypadku filozofii tak to wygląda, prawdziwy filozof nigdy nie powie – „tak jest i kropka, zapiszcie do zeszytu”. Poza tym, ze względu na brak nauczania filozofii w szkołach przez tak długi czas – teraz nawet większość dyrektorów szkół i nauczycieli nie wie czym jest filozofia. Zamiast sięgnąć do książki (np. F. Savater „Proste pytania”) wolą swoją wiedzę opierać na potocznym, nieco anegdotycznym rozumieniu słowa „filozof”. To co najmniej dziwne w przypadku tak wykształconych ludzi.

         Każda rozwinięta kultura wydaje filozofię jako swoje ukoronowanie (patrz starożytna Grecja). Wszelka nauka pochodzi z filozofii i bez filozofii nie na wiele się zdaje, jest tylko co najwyżej wyćwiczoną umiejętnością czy zbiorem wyuczonych na pamięć formułek. Nowoczesne gałęzie nauki, jak mechanika kwantowa, kosmologia, genetyka – na powrót kierują nas w stronę filozofii. Każdy, szczególnie młody człowiek jest filozofem, gdy zastanawia się czy istnieje Bóg, dusza, co dzieje się z nami po śmierci, lub jak żyć by być szczęśliwym. To naturalne dla człowieka, nie można rezygnować z takich pytań i nie można spieszyć się z odpowiedziami na nie. Sądzę, że w Polsce walczy się z filozofią oraz naukami humanistycznymi i że jest to celowy, dobrze skoordynowany i opłacany proces.

M.S.: Pisze Pan książki o filozofii dla młodzieży. Jaki jest tego cel, co w ten sposób chce Pan dać tym młodym ludziom?

Ł.H.: Chciałbym przekonać ich, że filozofia nie jest ani nudna, ani bardzo trudna, choć nie jest aż tak łatwa, jak sądzą niektórzy. Fajnie byłoby, gdyby choć jedna godzina tego przedmiotu pojawiła się w szkołach. Powinna być taka lekcja, na której uczniowie mogą pogadać o tym, czego dowiedzieli się na fizyce, geografii, biologii, historii, polskim… i wyciągnąć z tego jakieś wnioski, zastanowić się, jak to ma się do nas samych. Co z tego, że wiem o Darwinie i jego teorii, Wielkim Wybuchu, Koperniku, feministkach i Holocauście, jeśli nie potrafię zastanowić się, jakie ta wiedza ma znaczenie dla mnie i świata w którym żyję? Teraz uczeń wychodzi ze szkoły z wielkim worem informacji, nad którymi się nie zastanawia.  

M.S.: Nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka ma ukazać się następna Pana książka. Zdradzi Pan co nieco o „Szkarłatnym blasku”?

Ł.H.: To również powieść grozy, utrzymana w nieco niepoprawnym duchu. Główni bohaterowie są humanistami, w pewnym stopniu odrzuconymi przez współczesny świat, w którym ideałem jest pracujący osiem godzin dziennie korporacyjny robot. W dodatku, jeden z nich posiada paranormalne zdolności. Wpadają na trop pewnego spisku i od tej pory znajdą się w wielkim niebezpieczeństwie. Tropy będą wiodły do sekretnej, okultystycznej organizacji… a wiele spraw znajdzie swoje kontrowersyjne wyjaśnienie.

M.S.: Pracuje Pan już nad kolejną powieścią i wszystkich na pewno ciekawi, cóż za mroczna historia powstanie i na jakim etapie są prace... Czy poza nią, są jakieś bardziej odległe plany? A może realizuje Pan punkt po punkcie, jakaś tajną listę super pomysłów?

Ł.H.: Jeśli nawet taka super tajna lista istnieje, to nie mógłbym się z tym zdradzić. Mogę ujawnić natomiast, że kolejna powieść nosi roboczy tytuł „Leśniczówka”. Bohaterem będzie nowy leśniczy, który odkrywa kryjącą się w głębi lasów straszną tajemnicę. Musi podjąć samotną walkę o wyjawienie prawdy, choć będzie miał przeciwko sobie niemal wszystkich. Mam już mniej więcej połowę książki. Bardziej odległych planów nie snuję, trudno powiedzieć co przyniesie przyszłość. To prawie zawsze jest niespodzianka.

M.S.: Gdyby robił Pan wywiad z Łukaszem Henelem, o co by go Pan zapytał? Jak brzmi odpowiedź na to pytanie?

Ł.H.: Zapewne byłoby to właśnie pytanie o plany na odległą przyszłość - powiedzmy kilka lat, ponieważ chciałbym się dowiedzieć, czy napiszę jeszcze więcej książek i w jakim kierunku potoczy się moje pisarstwo. Ponieważ jednak sam nie znam wyczerpującej odpowiedzi na to pytanie, nie mógłbym liczyć, że Łukasz Henel mi odpowie.