TWITTER BLOGGER  SKULLATOR       PLIKI COOKIES  KANAŁ YOU TUBE

KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

Bartosz Słowiński    

 

Historia Edwina

         Historię, którą zamierzam wam tutaj przytoczyć, usłyszałem od mojego przyjaciela z czasów studiów. Z Edwinem poznaliśmy się w Eton College i polubiliśmy się od razu, jednak po zakończeniu edukacji nasze drogi się rozeszły i każdy poszedł swoją drogą. Jednak dane nam było spotkać się ponownie i wpadliśmy z Edwinem na siebie w małej kawiarence przy Satton St. w Londynie. Wracał właśnie z domu aukcyjnego Christie’s gdzie udało mu się nabyć kilka ciekawych (jak twierdził) pozycji literackich. Edwin był wielkim miłośnikiem literatury już za czasów nauki w Eton. Nie przepuszczał okazji by móc nabyć coś ciekawego. Pamiętam jak niejednokrotnie trwonił pieniądze od ojca, na różnego rodzaju książki. Nie będę wchodził w szczegóły o czym rozmawialiśmy, czytelnik może oczywiście się domyśleć, że jak to w takich sytuacjach bywa wspominaliśmy stare czasy i dopytywaliśmy się nawzajem co się teraz dzieje w naszym życiu. Dopiero kiedy słońce chyliło się ku zachodowi i na ulicy zaczęły żarzyć się pierwsze latarnie nasza rozmowa weszła w fazę opowieści, którą chcę wam tutaj przedstawić. Kiedy Edwin relacjonował mi swoją przygodę wyglądał jakby się postarzał o co najmniej dziesięć lat. Starałem się zapamiętać jak najwięcej, ale z upływem czasu pewne szczegóły uleciały z mojej pamięci. Więc proszę mi wybaczyć jeśli w tym co chce wam opowiedzieć dostrzeżecie jakieś nieścisłości. Mimo to uważam, że najbardziej istotne wydarzenia pamiętam wciąż doskonale, dzięki czemu historia jest kompletna.

                                                        *

         Był początek września, kiedy Edwin przybył pociągiem do Bacton w hrabstwie Suffolk. W powietrzu można było wyczuć nadchodzącą zmianę pogody, która zwiastowała nadejście jesieni. Nie koniec słonecznego lata, a co roczny kiermasz książek przyciągnął mojego przyjaciela w te strony.

         Edwin po kilku godzinnym pobycie na kiermaszu zdecydował się na kilku tomowy diariusz, opisujący historię hrabstwa na przełomie XVIII i XIX wieku, twórczości autora, którego nazwiska niestety nie przytoczę. Całość nabył za niewysoka cenę, zaledwie sześciu funtów. Zadowolony ze swojego zakupu i z przekonaniem o wyjątkowym szczęściu postanowił nie trudzić się już tego dnia powrotem do domu i zadecydował poszukać sobie jakiegoś pensjonatu lub hotelu, w którym mógłby spędzić nawet kilka dni. Pomysł pozostania na dłużej w Suffolk wydał mu się zachęcający i gdyby nie to, że znam dalszy los tej historii mógłbym uznać, że po raz kolejny los mu sprzyjał. Od pewnej osoby, która zajmowała się organizacją kiermaszu, dowiedział się, że w położonym nieopodal Finningham pewna wdowa jest skłonna wynająć pokój za przyzwoitą cenę. Po zaopatrzeniu się w cenne informacje jak tam trafić, co prędzej udał się do ów wdowy. Finningham było na tyle niedaleko, że postanowił wykorzystać ostatnie tchnienie lata i zdecydował się na spacer.

         Po godzinnej przechadzce trafił pod wskazane miejsce. Dom był piętrowy, zbudowany z czerwonej cegły, wysokie okna dodawały mu szyku i elegancji, wejście tworzyły solidne dębowe drzwi i kołatka z lwią głową. Całość budziła w przechodniu respekt i szacunek dla mieszkańca owej posiadłości. Ale nie wygląd budynku, a piękny wiekowy cis przykuł główną uwagę Edwina.

         Drzewo było bez wątpienia starsze niż posiadłość. Rosnąc przed budynkiem wyglądało jakby chciało zaznaczyć swoje pierwszeństwo, że to one było tu prędzej i jemu należy się przodowanie.

         Po zapukaniu do drzwi w progu przywitała go starsza pani, nazywała się Palmer. Edwin wspominał, że jej akcent wskazywał, że pochodzi gdzieś z północy i nie mylił się. Z rozmowy z wdową wynikało, że urodziła się i mieszkała w Cumberland, sprowadziła się w te regiony gdy poznała swojego męża. Pan Palmer był człowiekiem biznesu i za swoje hobby miał podróże. Zmarł na trąd, którym zaraził się na jednej ze swoich wypraw do Afryki. Po śmierci męża pani Palmer próbowała sama zająć się biznesami męża jednak szybko zrezygnowała nie mając do tych spraw talentu. Oszczędności za wielu nie mieli, więc sama musiała znaleźć źródło dochodów. Jednym z nich było wynajmowanie pokoju w ich sporym domu.