TWITTER BLOGGER  SKULLATOR       PLIKI COOKIES  KANAŁ YOU TUBE

KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

Nie moja bajka

– Cukierek albo psikus! – zawołały przystrojone upiorną tandetą dzieciaki.

Tak to jest jak się nie patrzy w wizjer, westchnąłem w duchu. Przetrząsnąłem w myślach lodówkę i szafki. Znalazłem zimne piwko na czarną godzinę, jakieś drobne na wieczne „pożycz”, pęto kiełbasy z kiedyś na kiedyś tam, zeschnięty chleb, kiszonkę na zagrychę, nawet słone paluszki, ale czekolady – żadnej. Kuźwa, moje dzieciństwo definitywnie przeszło do historii, tylko próchnica została. No, może coś więcej, bo gdy spojrzałem w te pełne nadziei zasmarkane buźki, te cholerne kocie oczy, nie mogłem odprawić z niczym małych straszydeł. Nawet jeśli cała trójka nie postarała się o porządne kostiumy, a za te drogi świecący plastik na głowach można by na jarmarku rzygać słodyczą, stało się, za późno. Widzę i jestem widziany, błagany wręcz wzrokiem o cokolwiek, co przypominałoby garść cukru w opakowaniu. Może przynajmniej dobrze się bawią; lepszy dentysta za rok niż kac nazajutrz.

Ech, te wesołe buźki...

– Nie mam słodyczy – rzekłem wreszcie, kiedy w pomrukach zastanowienia zacząłem przypominać zombie. Po ostatniej bójce z dresami moja maska prawie się wygoiła. I w sumie bardziej spodziewałbym się ich wizyty w bloku na tym osiedlu z halloweenowym okrzykiem „portfel albo wpierdol!”. Miałem drobne, byłem przygotowany.

Ech, te skrzywione rozczarowaniem buźki...

– Czekajcie no chwilkę, może znajdzie się coś dobrego.

Zamknąłem drzwi i poszedłem do kuchni, a tam na stole – nie do wiary – trzy zdrowe i rumiane jabłka. Uratowany! Nie ma to jak wizyta rodziców w dzień przed Wszystkich Świętych. Miło, że wpadli sprawdzić czy żyję, doceniam niepamiętny gest.

Zgarnąłem owoce i ruszyłem do drzwi. Za nimi, niestety, nikogo już nie zastałem. W ramach niesłusznego psikusa namalowano na drzwiach czarnym markerem, najpewniej – żeby było śmieszniej – niezmywalnym, prostego jak drut kutasa.

– A żeby was cukrzyca... – wymemłałem pod nosem, nie mogąc się zdecydować na niecenzuralną końcówkę.

Gniew pchnął mnie schodami w górę – sam kiedyś psociłem, więc wiem, że niemal każda zawzięta ofiara żartu biegnie ślepo ku wyjściu, jakby goniła tchórza, nie figlarza. Prędko, bo na półpiętrze, uświadomiłem sobie trzy fakty: ja tu tylko mieszkam, kutas dobrze odzwierciedla charakter właściciela, a dzieciakom nic nie zrobię. Pozostało więc wzruszyć ramionami, wgryźć się w jabłko i wyobrazić sobie reakcje chłopaków na następnej imprezce. Może tym razem nie będą się dobijać do pustego mieszkania piętro niżej. „Kutas wskaże wam drogę” – powiem w ramach zaproszenia.

 

Krzysztof Pakuła