TWITTER BLOGGER  SKULLATOR       PLIKI COOKIES  KANAŁ YOU TUBE

KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

Natalia Golik

Rybka

1.

- Cicho, maleńka, jeszcze chwila i odpłyniesz… - wyszeptał. Starał się mówić z wyczuciem. Niecodziennie spotyka się taką istotę. Miał szczęście, że właśnie tędy przechodził. Zmierzch sprawił, że morskie powietrze było przeszywająco rześkie. Pozwało zastanowić się nad sobą, wyciszyć. Między innymi dlatego spacerował tego wieczora brzegiem morza.

- Nie rzucaj się, bo inaczej nici z wolności – naigrywał się. Mała, obślizgła istotka, którą trzymał, wiła się na wszystkie strony. Ale, czy nie był dla niej delikatny? Niewielu zatrzymałoby się i zaoferowało pomoc. Niewielu uśmiechnęłoby się z politowaniem. Niewielu włożyłoby tyle czułości i chęci uwolnienia z przygniatającego ciężaru powietrza. „Wody! Wody!” krzyczały jej usteczka.

- Ależ z Ciebie niegrzeczna rybka! – zaczął się niecierpliwić. Wbrew pozorom okazała się być ciężka. Włosy sunęły po piasku, nie wydając żadnego dźwięku. Ciche, wilgotne ciało całe oblepione było tym piaskiem, cudownie pachnącym piaskiem. Mimo, iż szczypał nozdrza i drapał powieki, przywoływał miłe wspomnienia. Ale morska istotka nie mogła w pełni oddać się letniej melancholii. Za bardzo chciało jej się żyć.

Mężczyzna stanął nad rybką i podrapał się po głowie. Do miejsca, w którym żywioł wody stykał się z ziemią, pozostało niespełna dwadzieścia metrów.
– Słuchaj, jeśli nie zaczniemy współpracować, to nie przeżyjesz. Zrozumiałaś? Pomóż sobie i mnie. Inaczej będę musiał cię tutaj zostawić, a zieloni nie dadzą mi spokoju – mrugnął do niej okiem. Odpowiedziała mu zagubionym spojrzeniem. – Myślę, że się rozumiemy, śliczna. Nie stawiaj oporu i trzymaj płetwy bliżej ciała.

Uległa mu. Nie miała chyba innego wyjścia, biorąc pod uwagę, jak bardzo czuła się zagubiona poza naturalnym środowiskiem. Łapała chytrze powietrze, starając się nie udusić. Czy to możliwe, żeby morze wyrzuciło ją tak daleko? – zastanawiał się. – Co to się dziś dzieje ze światem. Same tragedie. A tacy anonimowi bohaterowie jak ja muszą walczyć i starać się, by wszystko miało swój jako taki porządek.
– Dobrze, że są jeszcze tacy bohaterowie, jak ja, co nie, rybciu? – usłyszała zza jego pleców. Głos wydawał się być rozmyty. A gdyby tak zasnęła i już się nie budziła?

Poczuła przeszywające zimno. Fala dotknęła jej ciała i cofnęła się. Po chwili przybyła znów, tym razem mocząc większą jego część. Udało się, pomyślała. Być może przeżyję. Niech tylko dotknę ustami wody, być może przeżyję…
- No, maleńka, koniec podróży! – położył ręce na biodrach – Ciężka jesteś, a nie wyglądasz. Haha! Jak wieloryb! Haha! – zaśmiał się głośno z kiepskiego dowcipu. Po chwili spoważniał i spojrzał jej w oczy, mówiąc: - Słuchaj. Dalej musisz radzić sobie sama. Jesteś urocza, ale niestety muszę już lecieć. Późno się zrobiło, a ty byłaś dość wymagającym zwierzątkiem. - istotka zaczęła oddychać szybciej – Umówimy się tak – pochylił się nad nią – Teraz sobie pójdę, ale jutro z samego rana sprawdzę, czy udało ci się wrócić do morza. Jeśli nie, to wymyślimy coś innego. W porządku? – twarz wyglądała na oczekującą odpowiedzi. Nie uzyskał jednak nic poza niepewnym mrugnięciem. Wstał energicznie, otrzepał kolana i dłonie z piasku, posłał rybce całusa i oddalił się. Powoli, krok za krokiem, kopiąc piasek, nucąc nieokreśloną bliżej melodię. Morskie stworzenie zostało samo. Zimno stało się przejmujące. Szum morza uspokajał. Niebo przyozdobiło się zastawą lśniących gwiazd. Zasypiała, a każda kolejna fala odbierała pragnienie życia. Zasnąć, pomyślała.

 

2.

Łazienka była zimna. Kolor ścian nie mógł przypominać niczego innego, jak tylko brudnej scenerii z reklam detergentów. Płytki lśniły od rybików przemykających pośpiesznie między nogami, chowającymi się w swych małych, łazienkowych mieszkankach. Były albo bardzo głupie, albo niewiarygodnie bezczelne, skoro ośmielały się ponownie z nich wychodzić. Ale lubił je i nawet próbował karmić. Zostawiał im pod szafką resztki naskórka. Bon apetite, sreberka!

Oddał głośno mocz, celując w kostkę przewieszoną przez deskę sedesową. Wziął głęboki wdech. Co za ulga! Stał w korku niemal godzinę, a w takim upale ciężko wytrzymać w aucie pięciu minut. Popieprzone miasto i jego popieprzeni ludzie. Musi się gdzieś wynieść. Ale to wymaga czasu. A on nie miał czasu. Chciał pomagać, a zawód wybawiciela świata należy do czasochłonnych. Jedna z potrzebujących czekała na niego.

Strzepnął resztę żółtawej cieczy, zapiął rozporek z wyczuciem. Zmoczył pod kranem duży, czerwony ręcznik i wyżymał go dokładnie. Nie będzie zostawiać mokrych śladów na podłodze. To tymczasowe rozwiązanie pozwoli mu na przygotowanie kąpieli, imitacji jej naturalnego środowiska. Biedactwu nie udało się uciec do morza. W takim razie musi się nią zająć. Natychmiast, póki nie jest za późno. Spojrzał na swoje odbicie w niedużym lusterku. Wyglądał na zmartwionego, ale mimo to pełnego energii do działania.

 

3.

Leżała nieruchomo, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Charczenie ustało kilka chwil temu, kiedy próbował ocucić ją w wannie. Głaskał po głowie i starał się być delikatny. Włosy cudownie ułożyły się na tafli wody, która niczym niezwykła substancja spowalniała ruchy. Dłonie unosiły się bezwładnie w takt niesłyszalnej melodii, włosy otaczały spragnioną wody twarz, usta łykały łapczywie jej kawałeczki. Tylko oczy zdawały się nie zdradzać zachwytu. Wpatrywały się w dno żółtawej wanny. Wielkie, rybie, nieruchome oczy.

Wyjrzał z łazienki. Leżała na podłodze i spała. A może udawała, że śpi? Nieważne. Strzepał pewnym ruchem ręcznik i przykrył ją. Odgarnął kosmyk włosów z twarzy. Była piękna. Bo jaka mogła być syrena, skoro nie piękna? Przetarł palcem jej brew, jeszcze mokrą. Zaczął dotykać. Określił dłonią owal twarzy, ruchem obrysował linię ust, brody i szyi. Spojrzał na jej piersi, mleczne i dorodne. Zawahał się. Dłoń drżała, nie wiedział, czy z zimna, czy ze zdenerwowania. Odważył się potrzeć prawy sutek. Twardy i sinoróżowy ani drgnął. Drgnął za to rozporek mężczyzny i nadął się niczym wyczuwająca niebezpieczeństwo ropucha. Wstał gwałtownie, chwycił się za krocze i krzyknął krótkie „o”. Niech śpi, pomyślał, rzucając spojrzeniem w jej stronę. Nabrzmiałe ciało kołysało się w rytm nacierającego na umysł zmęczenia. – Jeszcze nie czas. – szepnął – Jutro się we mnie zakochasz. Jutro będę twój. Udał się w stronę wersalki, usiadł płasko i zasnął, przechylając lekko głowę.

Jej oczy nie spały. Wpatrywały się w niego martwo, pozbawione blasku. Resztki piasku wysychały we włosach, tworząc na skroniach osobliwą, morską ozdobę. Rozpoczął się proces gnilny.