Bakterie zginą, nim skrzydła rozwiną
Właśnie skończyła się wieczorynka i na ekranie telewizora
pojawiły się reklamy. Czteroletnia Marcysia wiedziała, że
jej dzień już dobiega końca. Czas powiedzieć „dobranoc”.
Reklama środka dezynfekującego sedes od zawsze wzbudzała w
niej niepokój. Wszystko za sprawą bakterii – oślizgłych,
cuchnących stworów czających się na dnie sedesu. Ich
paskudne długie macki przyprawiały ją o dreszcze.
– Marcysiu, pora na kąpiel! – zawołała mama z drugiego
pokoju.
Jednak dziewczynka wolała zostać jeszcze chwilę przed
telewizorem, aby zobaczyć, jak potężna fala niszczycielskiej
siły domestosa rozprawia się z zarazkami. Pani z reklamy
zalała sedes kilkoma kroplami chemicznego środka, a chwilę
potem wrzeszcząca armia paskud dosłownie rozpłynęła się w
morzu błękitnej wody. „Bakterie zginą, nim skrzydła
rozwiną!”. Na twarzy Marcysi pojawił się uśmiech. Poczuła
się o wiele bezpieczniej. Wiedziała, że za jej muszlą
klozetową również znajduje się zielona butelka – potężna
broń na wypadek ataku kibelkowych intruzów, niewielka
plastikowa rzecz dająca poczucie bezpieczeństwa. W pokoju
pojawili się rodzice. Marcin rozsiadł się na kanapie w
oczekiwaniu na wieczorne wydanie wiadomości, a Marzena
ponagliła Marcysię.
– Mamo, pani w telewizji powiedziała, że bakterie zginą, nim
skrzydła rozwiną…
– Słyszałam, córeczko, ale teraz się rozbieraj i wskakuj do
wanny. Tatuś przygotował ci bąbelkową kąpiel.
– Dobrze – odpowiedziała dziewczynka. – A czy mogłabyś
wcześniej zalać bakterie tym zielonym płynem?
Mama obrzuciła małą zaciekawionym spojrzeniem.
– Kochanie, nie mogę teraz tego zrobić, bo domestos
niemiłosiernie cuchnie. Zresztą to środek chemiczny, więc to
chyba nie najlepszy pomysł, by przebywać w łazience
bezpośrednio po jego rozlaniu.
– Mamo! – rozgorączkowała się mała – ale w kibelku czają się
potwory! Bakterie!
– To nie końca prawda, kochanie. W rzeczywistości bakterie
to stworzonka tak małe, że nasze oczy nie są w stanie ich
zobaczyć. Możemy je dostrzec jedynie pod mikroskopem.
Wielgachne potwory z reklamy to tylko bajka, której zadaniem
jest przyciągnąć uwagę widzów. Nie ma powodu do obaw.
Po tych słowach Marcysia poczuła się o wiele lepiej. Mama
zawsze ma rację. Dziewczynka posłała jej promienny uśmiech i
odważnie ruszyła w stronę łazienki.
Pachniało tam malinowym płynem do kąpieli, który tata wlał
do wcześniej przygotowanej wody. W powietrzu unosiły się
obłoczki pary, co nadawało pomieszczeniu wręcz mistyczny
wygląd. Marcysia zrzuciła z siebie pomarańczową sukienkę,
majteczki i skarpetki, a następnie wrzuciła ubrania do kosza
na pranie. Poczuła, że chce zrobić siku. Niepewnym krokiem
zbliżyła się do sedesu. Powoli sięgnęła dłonią i podniosła
klapę klozetową. Przez chwilę przyglądała się stojącej
wewnątrz wodzie, ale nie dostrzegła żadnego kibelkowego
intruza. Chcąc się upewnić, że faktycznie żadnego nie
przeoczyła, niemal wsadziła głowę do muszki klozetowej, aby
przyjrzeć się uważniej białym porcelanowym ścianom. Nic.
Mama miała rację: one są mniejsze niż krasnoludki. Nie było
się czego obawiać. Zanim jednak Marcysia zrobiła siku, na
wszelki wypadek zerknęła za muszlę klozetową. Zielona
butelka domestosa stała w pogotowiu. Dziewczynka z uśmiechem
na ustach usiadła na kibelku. Pierwsze kropelki moczu
pociekły po ściankach, wydając przy tym dźwięki
przypominające grę miniaturowych dzwoneczków.
Oślizgła macka z ostrym zębem torującym drogę wystrzeliła z
otchłani sedesu i zatrzymała się na suficie. Wbiła się w
odbyt i wyszła przez gardło. Nawlekła Marcysię niczym nitkę
na igłę, nie pozwalając jej wydać żadnego dźwięku. Gorąca
fala wnętrzności eksplodowała w powietrze, udekorowała białe
ściany łazienki czerwoną posoką i kawałkami mięsa. Dziecko
drżało pod wpływem bolesnych drgawek, nie zdając sobie
sprawy z tego, co się stało. Po chwili ciało, przebite na
wylot, opadło z sił i znieruchomiało. Macka rozluźniła
uchwyt i niczym wąż owinęła Marcysię całą swoją długością.
Następnie ścisnęła ciało tak mocno, że chrupnęły kości, i
zaczęła mozolnie wciągać truchło w sedesową otchłań.
Wiadomości dobiegły końca. Tata Marcysi odstawił okulary na
półkę, a mama przeciągnęła się, posyłając w powietrze głośne
ziewnięcie. Na ekranie telewizora pojawił się blok
reklamowy. W pierwszej reklamie pani znowu zalewała sedes
zielonym płynem i informowała radośnie, że bakterie zginą,
nim skrzydła rozwiną.
– A co się stanie, jak już rozwiną? – zapytał tata, kierując
się z żoną w stronę łazienki.
Tego mieli się dowiedzieć już za krótką chwilę.
Koniec
Koleżance - Marzenie, Burkowi i ich słodkiej córeczce
Marcysi :)
MordumX |