Michał Biliński
SDFGH
1
Wchodzisz do
szkolnej toalety dla chłopców aby wykonać normalną, codzienną czynność.
Podchodzisz do
pisuaru i pierwsza rzecz jaka ci przychodzi na myśl to mała popielniczka w kształcie
pisuaru którą dostałeś od siostry na 18 urodziny. Gdy już masz zacząć
,,oczyszczanie ze złej materii” do toalety wchodzą trzej licealiści. Jednego z nich
znasz- to twój najlepszy kumpel. Jednak w tym momencie wszystko jedno kim on
jest...wszystko jedno kim jesteś ty...
Teraz wstaw w swoje
miejsce moją osobę. Zwykłego 18- latka jakich pełno na ulicach. Jestem w licealnym
kiblu. Stoję przed pisuarem gdy do toalety wchodzi trzech licealistów. Jednego z nich
znam...to mój najlepszy kumpel. Jednak w tym momencie wszystko jedno kim on
jest...wszystko jedno kim jestem ja... Podchodzi do mnie od tyłu i poklepuje mnie po
ramieniu. Obracam się w jego stronę i widzę jego twarz wykrzywioną w potwornym
grymasie. Jedyne na co mnie stać to głupi uśmieszek. Mój najlepszy kumpel uderza mnie
w twarz z pięści. Cofam się do tyłu i opieram się plecami o zimną ścianę. Mam łzy
w oczach...nic nie widzę. Stoję tak przez chwilę...odwaga? Desperacja? Nie wiem jak
nazwać to uczucie które mnie pchnęło w stronę mojego najlepszego kumpla. Chwytam go
lewą ręką za szyję i wyprowadzam szybki cios prosto w jego twarz. Czuję jak jego nos staje się bardzo
miękki...krew... To jest chwila która przesądzi o moim dalszym losie. Bezradność...
Wszyscy trzej
zaczynają mnie kopać i tłuc. Czuję jak ich uderzenia trafiają w mój brzuch, twarz,
żebra. Wewnętrzną część ust ranię sobie o zęby. Czerwony płyn cieknie z moich ust
i nosa. Klękam na jedno kolano, ale oni nadal mnie okładają twardymi jak kamień
kłykciami...
Krew z mojego nosa
płynie strumieniem w okolice moich ust i łączy się tam z kolejnym czerwonym
strumieniem. Rzeka...pieprzona Amazonka. Robi mi się ciemno przed oczami.
Ostatnie cztery
uderzenia i wrzucają mnie do otwartej kabiny. Raz, dwa, trzy, cztery. Chwytają mnie
ręce licealistów...sześć rąk. Wpadam do kabiny i ląduje obok muszli klozetowej. Mój
najlepszy kumpel sprzedaje mi kopa w twarz. Zapach uryny, krwi i papierosów palonych na
przerwach dociera momentalnie do moich nozdrzy. Chcę zapytać się o co
chodzi...chcę...jedyne co wydobywam z moich ust to krwawy bąbel który pęka gdy
próbuję wydobyć z siebie pierwsze słowo. Widzę go…stojącego nade mną…mój
kochany oprawca…wszystko mam w dupie. Próbuję się ruszyć ale kopniak w twarz
skutecznie mi to utrudnia. Chciałbym krzyknąć…ale nie potrafię…chciałbym mu
powiedzieć, że wszystko mam gdzieś. Mam gdzieś ciebie i twoich przyjaciół…mam
gdzieś to co robisz i czym się zajmujesz…mam gdzieś dopa z maty…mam gdzieś kostki
cukru…mam gdzieś Andrzeja Leppera…Busha czy innego zjeba…mam gdzieś gdzie leży
dolina muminków.
W tym momencie
wszystko mam gdzieś. Mój najlepszy kumpel nachyla się nade mną i coś mówi. Widzę
jak jego usta się ruszają, czuję jego ciepły oddech na mojej twarzy.
Modlę się aby nie
wybił mi zębów. Nic już nie czuję…jego ręka z całej siły uderza w moją
twarz…jeden, dwa, tylko nie moje zęby ,trzy…eh…siedem. Jak piaskowy dziadek
sprowadza na mnie sen………
Cisza…twarda
krawędź muszli klozetowej sprawia, że się budzę…nie wiem co to było…nie wiem co
się dzieje…czy ja wiem cokolwiek? Może tak…może nie. Podnoszę się z ziemi. Głowa
ciąży, krew kapie na podłogę, idę, kręci mi się w głowie. Podchodzę do lustra…
Co widzę? Coś co
kiedyś było nazwane moją twarzą. Teraz to coś nazwę ,,papka”
Więc patrzę się
na moją ,,papkę”. Odnajduję oczy, usta…nos? Chcę się uśmiechnąć.
Szeroki uśmiech
kostuchy. Patrzę i widzę…moje wybite zęby.
|