PRZEBUDZENIE
Tego dnia Jurek
musiał zostać dłużej w biurze i kiedy wychodził z pracy było już grubo po
północy. Noc była zimna i wietrzna. Jurek postawił kołnierz swojego wełnianego
płaszcza i włożył rękawiczki. Zapatrzył się na monumentalny budynek swojego biura
chłonąc oczyma ciepło światła bijące z okna jego szefa. Ciepło tak potrzebne tej
chłodnej nocy. Nagle światło zgasło , a Jurek obrócił się powoli i zrobił krok w
stronę mrocznej ulicy prowadzącej na przystanek autobusowy. Szedł powoli, od czasu do
czasu poprawiając kołnierz i próbując wtopić się w ciepły materiał płaszcza.
Miasto spało. Ulice były puste i ciche. Pojawiła się mgła, która niczym puszysta
pierzyna zaczęła okrywać ulice. Było ciemno. Księżyc skrył się za stalową
ścianą chmur. Jak na złość latarnie też nie działały, ale to nie było
zadziwiające. Taka dzielnica. Nie spieszył się. Nie miał dokąd się spieszyć.
Mieszkał sam w małym mieszkanku. Dziewczyna rzuciła go tydzień temu, a rodzina
zapomniała o nim już dawno.
Ulica była pusta, ale Jurek czuł, czyjąś obecność. Obejrzał się, ale jedyną
rzeczą, którą dojrzał w mroku był kot buszujący w śmietniku. Kot nagle zjeżył
sierść i wyszczerzył zęby. Zeskoczył na ziemie i z jakimś dziwnym obłędnym
strachem zaczął się cofać, a żeby po paru metrach obrócić się i uciec. Jurek
wzruszył ramionami i ruszył dalej. Zrobiło się chłodniej, wiatr ucichł, a mgła
jakby zgęstniała. Zapanowała śmiertelna cisza. Jurek mógł słyszeć bicie swojego
serca. Nagle poczuł, że coś jest nie tak. Zaczął biec, uciekać przed czymś czego
nie mógł dojrzeć, ale czuł, że jest tuż obok. Coś złapało go za kołnierz i
poczuł na szyi przenikliwy chłód. Zaczęło się robić coraz ciemniej i zimniej.
Świat zaczął rozpływać się przed jego oczami i zlewać z czernią.
Usłyszał coś. Jakby strzały ale nie był pewny bo dźwięk dochodziły z bardzo
daleka. I zapadła zupełna cisza. Paliła go w uszy, krzyczała swym bez dźwiękiem,
rozrywała mu bębenki i wwiercała się w mózg. Nagle i to zniknęło i nie było już
nic. Wisiał tak zawieszony pomiędzy śmiercią, a życiem gdy poczuł coś na wargach.
Było ciepłe i mokre. Spłynęło mu do ust. Poczuł w nich ciepło życia, ale zarazem
poczuł do niego odrazę, coś mu mówiło "Odrzuć to! To nie dar, to
przekleństwo!". Było już za późno Jurek przyjął "dar" życia.
Poczuł ogień. Paliło go gardło i krtań. Ogień pełznął powoli w dół ciała i po
chwili wypełnił już całość. Czuł się jakby płonął na stosie. Jego ciało
gorejące żywym ogniem piekło nie miłosiernie. Powoli wracały mu zmysły. Zaczął
też czuć jakiś dziwny ciężar na sercu i słyszał jakiś lament i płacz setek
głosów. Czuł ból głowy i oczu. Otwierał je powoli aby ujrzeć czerń nocnego nieba.
Obrócił nieznacznie głowę i dojrzał jakiś ciemny kształt leżący obok. Do jego
nozdrzy dotarł dziwny swąd. Już go kiedyś czuł, ale to nie to samo uczucie.
Uświadomił sobie co to za zapach. Przeraził go pociąg jaki zaistniał w nim do tej
substancji. On, który mdlał na widok strzykawki, czuł teraz ciągotę do krwi.
Przyglądał się leżącej postaci i nagle zobaczył coś bardzo dziwnego. Postać ta
była obleczona jakby w szare światło. Światło to powoli bledło aby po chwili
zniknąć zupełnie. Wtedy zobaczył jak obłok światła uniósł się ponad leżącą
postać i rozpłynął się w powietrzu.
Spróbował wstać. Mięśnie go bolały, ale dał radę podnieść się z ziemi.
Przeszedł chwiejnym krokiem w stronę leżącej osoby. Zobaczył dobrze zbudowanego
mężczyznę z podziurawioną klatką piersiową i roztrzaskaną czaszką. Mężczyzna
zalany był krwią. Jurek poczuł chęć zlizania jej z trupa, ale myśl ta napełniła go
taką odrazą, że odskoczył od zwłok. Próbował sobie przypomnieć gdzie szedł i co
się stało. Jego umysł podpowiadał mu, że musi się stąd oddalić. Ruszył więc
chwiejnym krokiem w sobie tylko znanym kierunku. Próbował zrozumieć to co się tu
zdarzyło. Czuł w sobie straszliwą pustkę palącą jego wnętrze. Wydawało mu się,
że zrobił coś okropnie złego dla siebie i dla świata, jednak nie wiedział co. Szedł
szybko i rozglądał się nerwowo. Czy to on zabił tamtego faceta? Może to są wyrzuty
sumienia? Zatrzymał się i rozejrzał się po okolicy. Była to dzielnica ubóstwa.
Pełno tu było pustych domów i magazynów. Wszędzie graffiti na ścianach, kupy śmieci
i wszędobylski smród psującego się jedzenia. Tuż za rogiem stał monumentalny budynek
kościoła. Właśnie w tą stronę skierował swe kroki. Może Bóg ukoi mój ból i da
mi oświecenie, pomyślał.
Kiedy otworzył drzwi poczuł odrzucenie i niepewność. Wszedł do środka, uklęknął i
usiadł w ostatniej ławce. Czuł, że nie powinno go tu być, że jego obecność jest tu
nie na miejscu. Podniósł powoli głowę aby spojrzeć na ołtarz. Czuł dziwny opór.
Obok ołtarza paliły się świece. Na ścianie wisiał krzyż. Błyszczał on jakimś
dziwnym, jasnym światłem, które paliło jego oczy. Dym ze świec oplótł krucyfiks i
zaczął błyszczeć tym samym światłem. Krzyż błyszczał coraz jaśniej, a dym
zaczął zbliżać się w stronę Jurka jakby chcąc go pochwycić. Poczuł ogień w
oczach i z krzykiem rzucił się w stronę drzwi. Wypadł na ulicę i nie oglądając się
za siebie począł biec. Biegł sam nie wiedząc dokąd, byle dalej od tego kościoła.
Biegł przez kilka minut aż dobiegł do rynku. Było tu jasno, a gotycki ratusz i
okalające go kamieniczki nie przerażały go tak jak tamta dzielnica i tamten kościół.
Z bocznej uliczki wyszedł jakiś podpity młodzian. Jurek poczuł woń alkoholu pomimo
tego, że stał dość daleko od niego. Chłopak przyciągał wzrok Jurka z zupełnie
innego powodu. Jego postać była okalana bardzo jasnym i kolorowym światłem. Światło
to było jak mgiełka i ciągnęła się za nim. Pociągała ona Jurka jak alkohol pijaka.
Zaczął bezwiednie iść za chłopakiem. Karmił oczy ciepłem jego światła. Chłoną
je całym ciałem. Z nie wiadomych przyczyn tęsknił do tego światła. Wyciągnął
rękę i przyjrzał się jej. Oblekało ją to samo blade, szare światło jak tamtego
trupa. Nie było ono ani takie jasne, ani takie kolorowe i żywe jak łuna okalająca
chłopca. Poczuł zazdrość i chęć posiadania tej jasności. Próbował złapać
ciągnącą się za młodzieńcem smugę. Przyciskał do piersi ręce obleczone w cudze
światło. Jednak zanim zdążyły one zetknąć się z jego ciałem barwna mgiełka
rozwiewała się na wietrze.
Jurek poczuł złość i niepojętą żądze odebrania chłopakowi tej jasności. Rzucił
się na chłopaka. Przygwoździł go do ziemi i spojrzał swoimi wściekłymi oczyma na
jego przerażoną twarz. Z ust ofiary razem z oddechem wydobywały się migocące, barwne
drobiny. Opanował się na moment i zobaczył strach. Pierwotny i nieznany mu do tej pory.
Uczucie jakie czuje zając złapany w sidła widzący zbliżającego się oprawcę. Jurek
czuł się jakby stał z boku swojej świadomości, a jego działaniem kierował ktoś
obcy. Kiedy spróbował zejść z ofiary i odejść wyczuł czyjąś
"obecność" i zobaczył przerażającą twarz uzbrojoną w kły z których
skapywała ślina. Twarz zaczęła się śmiać i usłyszał najbardziej przerażliwy
głos jaki dotąd słyszał. Mówił on "Nie oprzesz mi się. Teraz ja jestem panem.
Jesteś za słaby, aby się sprzeciwić. Teraz będziesz żył po mojemu!". Oczy
ofiary rozwarły się w przerażeniu i wbiły w napastnika. Jurek działał automatycznie
i bezwiednie. Poczuł jak otwiera usta i zbliża je do szyi leżącego. Krzyk bólu i
przerażenia rozerwał ciche nocne powietrze. I zgasła kolejna gwiazda na mrocznym
firmamencie życia.
Jurek klęczał nad ciałem młodzieńca, był upojony smakiem jego krwi, cieszyło go
ciepło krążące w jego żyłach i z zadowoleniem spoglądał na chłopca i niknące
światełko jego życia. Stał tak jeszcze przez chwile upojony swym czynem i zrozumiał
już wszystko, przerażenie objęło jego zamroczony umysł. Pojął czym się stał i
dlaczego zrobił to co zrobił. Dotarła do niego przerażająca prawda. Stał się
WAMPIREM.
underground
|