"Wymiary"
Słońce właśnie zachodziło, biegł aleją, otaczała go tylko cisza. wlewała się w
jego wnętrze, wypełniała każdą wolną przestrzeń. Obawiał się jej, była złowroga
i nienaturalna. Wolałby teraz słyszeć ich kroki, móc odgadnąć jak daleko są, ale im
zawsze towarzyszyła cisza. Nie pamiętał jak tu trafił, nie wiedział w zasadzie nic,
co mogłoby mu pomóc w zrozumieniu swego położenia, ale wiedział jedno - musi stąd
uciec. Przebiegł właśnie przez ulicę, po prawej stronie zaczynała się mała uliczka
osadzona między kamienicami, miała chyba służyć w charakterze tylnego podwórza, gdyż
był to ślepy zaułek. Między budynkami rozwieszone były sznury, na których suszyły
się ubrania. Niektóre okna były otwarte, ale z mieszkań nie dochodziły żadne dźwięki.
Na parapetach, gdzieniegdzie stały doniczki a pod oknami leniwie przechadzały się koty,
pewnie z nadzieją, iż dostaną im się poobiednie resztki. "Stary, przecież tu jest
jak w domu.!" - zabrzmiał głos w jego głowie, ale on wiedział, że coś jest nie
tak. Przede wszystkim to, co go goniło, choć nie widział ich czuł, że nie należą do
świata, który znał do tej pory. Po drugie, ten cholerny brak jakichkolwiek dźwięków!
Nagle zobaczył cienie na ścianie, wiedział, że to oni, doganiali go. jego serce zaczęło
bić dwa razy szybciej, obejrzał się za siebie jeszcze raz, ale tym razem nie ujrzał
nic. Zwolnił, pomyślał, że i tak nie będzie mógł uciekać w nocy. Na terenie, którego
nie zna, w nocy, będzie się tylko błąkał i stanie się łatwym celem, a oni przy
braku światła staną się zupełnie niewidoczni. Postanowił zawrócić. Wpadł w mijaną
wcześniej ślepą uliczkę i zaczął gorączkowo szukać miejsca, w którym mógłby się
ukryć, chociaż na jedną noc. Dobiegł do końca bruku i zobaczył w rogu stertę pudeł,
śmieci i starych ubrań. Nie było to może zbyt higieniczne, ale przynajmniej w miarę
bezpieczne. Zresztą zapach brudu i potu, przestał mu przeszkadzać jakieś pięć
przecznic temu. Ukrył się, więc między pudłami a ciuchami, zakrywając się tak jak
tylko umiał najlepiej i modlił się by Bóg pozwolił mu przetrwać, chociaż do rana.
Wraz z nadchodzącym mrokiem czuł się coraz bardziej bezbronny. Po kilkunastu minutach
nasłuchiwania, zasnął. Ciężki sen opadł na jego powieki niczym kurtyna w starym
teatrze, zakrywając nierealne zdarzenia i odgradzając go od przerażającego nieznanego
świata. Śniło mu się, że jest w domu, Kaja delikatnie merda ogonem leżąc u jego stóp,
a on czyta spokojnie książkę. W pewnym momencie suczka wydaje z siebie dziwne pomruki.
Leniwie podnosząc głowę z nad kartek, zauważa w ścianie małą dziurkę. "Od kiedy
mamy w domu myszy?" - zaczął się zastanawiać na głos, pytając ni to siebie ni to
małego psiaka. Zaczął obserwować szczelinę, która powiększała się stopniowo, pochłaniała
pokój. dotarła do jego stóp i nawet nie zdążył zareagować. Stał, jakby go
zamurowało, szok, jakiego doznał zablokował wszystkie nerwy tak, że nie był w stanie
się ruszyć a potem była już tylko ciemność. Obudził się. Sen nie był dramatyczny,
nie wzbudził zbyt silnych emocji, nie sprawił ze spocił się bardziej od biegu, ale
jednak czuł niepokój, bo zdarzenie to wydało mu się tak znajome. a jednocześnie nie
realne. Postanowił wyjrzeć poza swoje schronienie, okazało się, że nadal jest ciemno,
więc wrócił do poprzedniej pozycji. Opierając się plecami o mur wyczuł przez koszulkę
jakieś nierówności. Odwrócił się powoli by nie zniszczyć swojej twierdzy i zobaczył
w szczelinie światełko. Chwilę zastanawiał się, co zrobić, ale w końcu ciekawość
wzięła górę nad strachem i kucając zbliżył się do szpary.
Zajrzał przez szczelinę i ku swemu zdumieniu zobaczył pomieszczenie - sufit, szafki,
okno. tam jest dzień!!" - szybko przewinęło się przez jego umysł. Miękki,
pluszowy pokój dziecka - "lalki, cholera to pewnie dziewczynka, nie dobrze. jak tu
się dogadać z małą dziewczynką." - zaczynał czuć się nie komfortowo. Spróbował
wsunąć palce w szczelinę tak by ją poszerzyć, próbował pchnąć kamienie, nic z
tego. "I co teraz?" - gorączkowo zaczął myśleć - "zapukać w kamień?! Zawołać?".
Przez myśl mu przeszło, ze sytuacja w całym swoim absurdzie robi się zabawna, w
najlepszym przypadku, kiedy uda mu się wyjść cało, oskarżą go o włamanie do czyjegoś
domu i co gorsza o zapędy pedofilskie - w końcu to pokój małej dziewczynki. Pomyślał,
że może to kolejny sen, taki sen w śnie, przecież to się zdarza. Radek opowiadał mu
kiedyś. "Słuchaj chłopie, ale miałeś śmieszny sen, śniło mi się, że śniłem
o tej rudej z drugiego pięta, a wiesz, co było najśmieszniejsze." - reszta słów
rozpłynęła się w jego głowie. Gdzieś w jego wnętrzu walczyły ze sobą siła
przetrwania z racjonalnością, pomyślał, że nawet, jeśli to niewiarygodne, co teraz
robi, to musi, nawet, jeśli to sen. chce się przecież z niego obudzić! Pięściami
zaczął uderzać w ceglany mur. i nagle wszystko stało się ciemnością.
Kamila, leżała na łóżku i oglądała nowy album, który dostała od taty. Zawsze
przywoził jej z podróży albumy z informacjami o kraju, w którym przebywał. Lubiła te
prezenty, wiedziała też, ze kocha on swoją pracę, jednak zawsze, gdy wyjeżdżał
bardzo za nim tęskniła. W drugim pokoju mama rozwiązywała krzyżówki, przy
akompaniamencie wakacyjnych hitów radiowych. W pewnej chwili usłyszała jakieś
chrobotanie, podniosła głowę z nad fotografii, ale nie zauważyła nic, co mogłoby owy
dźwięk wydawać. Nagle znów usłyszała to dziwne "skrob", "skrob", "łup".
Podniosła się z łóżka, i zaczęła nasłuchiwać, w pewnym momencie kontem oka zauważyła
jakiś ruch koło stojącej na szafce skarbonki. Powoli podeszła do niskiej szafeczki,
spojrzała na drewniane pudełeczko z otworem na wieczku, i znów to zauważyła jakiś
szybki ruch, jakby coś siedziało w skarbonce! Pochyliła się i nagle "nieeee, to
przecież nie możliwe." - szybka myśl sformowała się w jej głowie. W szczelinie
zobaczyła najpierw wysuwające się palce a potem ludzkie oko, niecierpliwie zerkające
we wszystkie strony. Nie zdążyła jednak wydać z siebie żadnego odgłosu, pochłonęła
ją ciemność.
Fuzja
|