KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

„DAR”

 

 

Ja nie jestem potworem.

Jestem taki jak wy. Mam uczucia, nadzieje i obawy. Ja chcę tylko zmienić świat na lepszy. Co w tym złego? Co złego w tym, że pomagam krzywdzonym i poniżanym?

Wszystko to, co zrobiłem do tej pory uważam za słuszne. Niczego nie żałuję.

Ja nie jestem potworem.

Posiadam dar. Zdolność, która pozwala mi czytać w ludzkich myślach. Wystarczy, że stanę obok kogoś lub tylko spojrzę na niego i poznaję jego najskrytsze pragnienia i największe grzechy. Niczego nie możecie przede mną ukryć. Niczego.

Mój talent ujawnił się gdy byłem w podstawówce. Ilekroć byłem wzywany do tablicy odpowiedź na pytanie znajdywałem w głowie nauczyciela. Uznano mnie nawet za wybitnie uzdolnionego. Kazali mi napisać test na inteligencję, ale oblałem go. Nie szukałem rozgłosu.

Z wiekiem mój dar stawał się coraz silniejszy. Będąc w liceum potrafiłem z łatwością rozszyfrować kogokolwiek tylko chciałem. Cudze myśli były dla mnie niczym otwarta księga. Niestety w trakcie studiów moja moc powoli zaczęła wymykać się spod mojej kontroli.

To co uważałem za prezent od losu stawało się moim przekleństwem. Stałem się magnesem przyciągającym cudze myśli. Obce głosy siłą wdzierały się do mojej głowy. Najczarniejsze sekrety i najgłębiej schowane żądze niejednokrotnie wtargnęły do mojego umysłu. Nie potrafiłem się bronić przed nimi. To było potworne.

Rzuciłem studia i  zacząłem unikać ludzi. Znalazłem pracę jako nocny stróż w jednej z fabryk. Tylko tam, otoczony maszynami mogłem odpocząć. Będąc tam zapominałem o klątwie ciążącej nade mną. Tam byłem bezpieczny.

 

Nigdy nie użyłem daru w celach prywatnych. Sumienie mi na to nie pozwalało. Tak, wbrew temu co myślicie ja mam sumienie. I ono mówi mi, że to co robię jest dobre.

Ja nie jestem obłąkany. Znam różnicę między dobrem a złem, miłością a nienawiścią, dniem a nocą.

Swoje powołanie zrozumiałem dopiero wtedy gdy po raz pierwszy uratowałem ludzkie życie. Tego wieczoru jak zawsze szedłem do pracy odludnymi ulicami gdy usłyszałem krzyk. Wołanie o pomoc dziewczyny będącej niedaleko mnie. Gdy dotarłem na miejsce zobaczyłem nastoletnią blondynkę leżącą na ziemi z rozdartą koszulą. Mężczyzna siedzący okrakiem na niej nie zauważył mnie. Był zbyt zajęty rozpinaniem spodni swojej ofiary. Najpierw poczułem myśli dziewczyny. Modliła się. Błagała Boga o to by powstrzymał tego mężczyznę, by nie pozwolił mu jej skrzywdzić. By pozwolił jej żyć. Zaraz potem poczułem myśli oprawcy. Jego umysł, dusza i ciało były przesiąknięte złem. Po gwałcie miał zamiar zabić niewinną ofiarę, tak jak wiele innych przed nią. Nie miał żadnych skrupułów. Żadnych.

Nie wierzę w przypadek. Ufam, że to Bóg sprawił, że znalazłem się w tym miejscu i o tej porze bym ją uratował. Za wszelką cenę.

Podniosłem metalowy drąg i z całej siły uderzyłem mężczyznę w ramię. Napastnik przewrócił się z jękiem, a ja przyłożyłem mu go w brzuch i głowę. Powoli zaczęły mnie wypełniać emocje wszystkich dotychczasowych ofiar gwałciciela. Ból i strach zamieniłem w gniew i stałem się Aniołem Zemsty. Jeszcze nigdy nie czułem się tak … dobrze.

 Zacząłem zadawać ciosy na oślep. Głowa, ręce, brzuch, plecy, nogi – nie było miejsca, w które bym nie uderzył. Po kilku minutach usiadłem na ziemi  dysząc z wyczerpania. Cała ta wściekłość opuściła mnie niemal błyskawicznie. Czerwony od krwi drąg odrzuciłem w pobliskie krzaki i spojrzałem na gwałciciela. Twarz miał zmasakrowaną, niemożliwą do rozpoznania, a wokół zwłok było pełno krwi. Bijąc go w furii nawet nie zauważyłem kiedy przestał się ruszać. Jego niedoszła ofiara uciekła zanim zdążyłem jej wszystko wytłumaczyć. Może to i lepiej. Nie musiała na to patrzeć.

Po powrocie do domu zadzwoniłem do szefa wykręcając się chorobą. Przez słuchawkę telefonu poznałem jego myśli. To co mówiłem prawie do niego nie docierało. Tydzień wcześniej jego żona i córka zginęły w wypadku samochodowym. Od tamtej pory pił bez przerwy. Staczał się coraz niżej i niżej. Dwa dni później rzucił się pod pociąg.

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Dopiero wtedy dotarło do mnie kim jestem. To, że  jestem wybrany. Spośród miliardów ludzi Bóg wybrał właśnie mnie na swego pomocnika. Bóg dał mi ten dar bym czynił dobro, bym pomagał ludziom. Mam zbawić świat. To moje przeznaczenie. Jestem tego pewny.

Następnego dnia nazwaliście mnie mordercą, krwiożerczą bestią nie potrafiącą żyć w cywilizowanym społeczeństwie, maniakiem owładniętym żądzą zabijania. Mężczyznę, którego zgładziłem określiliście jako niewinną ofiarę. Wielokrotnego gwałciciela, sadystę i mordercę potraktowaliście jak męczennika. A co z jego ofiarami? Co z tymi wszystkimi kobietami, które bił do nieprzytomności, katował, zhańbił a potem zabijał? Czy one dla was nic nie znaczą? Czym jest jedno życie w porównaniu z trzydziestoma?

Głupcy! Dlaczego dostrzegacie tylko to, co chcecie widzieć? Czy nie rozumiecie, że jestem po waszej stronie? Mamy wspólny cel: zniszczyć zło, wysławić dobro i pomagać uciśnionym.

Gdy już poznałem misję, z którą przyszedłem na świat zrozumiałem, że nie mam chwili do stracenia. Tak jak każdy prorok jestem niezrozumiany, z góry stoję na straconej pozycji. Ale zanim uda się wam mnie powstrzymać zdążę jeszcze pomóc kilku zbłąkanym duszom.

Skierowałem się w stronę centrum. Mijając ludzi poznawałem ich myśli. Większość z nich była zajęta błahymi sprawami, a u niektórych wyczułem zaczątki zła. Ale ja szukałem kogoś gorszego. Demona pozbawionego ludzkich uczuć, żyjącego niechęcią i odrazą do wszystkiego co piękne i dobre. Szukałem ucieleśnienia zła.

Doszedłem do placu zabaw i zacząłem czytać myśli dzieci. Były takie czyste, nieskażone otaczające je światem, nieświadome wszechogarniającego je zła. Dla nich jest jeszcze nadzieja. Nadzieja, że będą żyły w innym, lepszym świecie pozbawionym cierpień, agresji i apatii.

Stałem tak podziwiając ich niewinność gdy dostałem znak. On szedł ze wzrokiem wbitym w ziemię gdy wpadł prosto na mnie. Rzucił niewyraźne przepraszam i poszedł dalej nawet nie podnosząc głowy.

To było przeznaczenie. Jestem tego pewny. W tym dziesięcioletnim chłopczyku o imieniu Gabriel wyczułem paniczny strach. Strach przed domem, przed nocą, a przede wszystkim przed jego ojczymem. Co wieczór pijany znęcał się psychicznie i fizycznie nad swoim pasierbem. Czasami bił go kablem, czasami przypalał papierosem, a czasami zamykał na długie godziny w mrocznej piwnicy.

Najgorsze jest to, że ta ciemność zaczęła wsiąkać w duszę Gabriela. Powoli stawał się taki jak jego ojczym. W ogrodzie jego duszy obok kwitnących kwiatów zaczęły wyrastać trujące chwasty. Ufność i wrodzone dobro były zastępowane przez nienawiść. Jego dusza krzyczała o pomoc, a tylko ja ją słyszałem. Tylko ja mogłem ją uratować. Nie mogłem pozwolić by zło zawładnęło Gabrielem. Po prostu nie mogłem.

Wy znacie błędną wersję podaną przez media. Taką, że w barbarzyński sposób  zmasakrowałem cenionego prawnika, przykładnego ojca i męża. Oskarżyliście mnie o zabicie wspaniałego filantropa podziwianego za swą dobroczynność i altruizm.

Ale to są kłamstwa, złudne pozory, maska pod którą ten nikczemnik ukrywał swe prawdziwe, diabelskie oblicze.

A teraz poznacie moją, prawdziwą wersję.

Wiedziałem, że aby uratować dusze chłopca musiałem zabić tego łotra. Żywy nie pozwoliłby mu odejść. Gabriel musiałby uciekać przez wiele lat, a przez cały czas nękałaby go wizja ponownego spotkania. Co to za życie?

Musiałem zrobić to w jego domu, ponieważ na zewnątrz było zbyt dużo ludzi.    Łajdak mógłby zasłonić się cudzym ciałem, a wtedy byłbym bezradny. Nie potrzebowałem żadnej broni, ponieważ w myślach Gabriela wyczytałem, że trzymają pistolet typu Smith & Weason w dolnej szufladzie komody. Musiałem tylko wybrać odpowiedni moment i zabić tego potwora. Wystarczy jeden lub dwa razy pociągnąć za spust i po wszystkim. Nic trudnego.

W domu mieszkały trzy osoby: złoczyńca, jego żona i Gabriel. Kobieta wyjechała w podróż służbową, a chłopiec siedział w bibliotece bojąc się wrócić do własnego domu. Miałem idealną okazję.

O godzinie 17:30 stanąłem przed jego posiadłością. To miejsce wręcz emanowało złem. Atmosfera wokół siedziby demona była przesycona nienawiścią i okrucieństwem. Wszedłem do środka i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Większość domu była pogrążona w ciemności, ale miałem w pamięci obrazy z głowy Gabriela. Perskie dywany, olejne obrazy najznakomitszych malarzy i kosztowne umeblowanie. Poprzez bogate wyposażenie ta bestia chciała upodobnić się do was, zyskać wasz respekt. Stworzył iluzję człowieczeństwa ale to wystarczyło byście go traktowali jako jednego z was, jako członka jednej wielkiej rodziny. Tylko ja znałem jego prawdziwe, skrywane oblicze. Tylko ja wiedziałem kim on naprawdę jest. Tylko ja mogłem go powstrzymać.

Z bronią w ręku wszedłem do salonu, gdzie oglądał telewizję. Był pijany, jak zawsze. Jego ciało wręcz promieniowało nienawiścią i wewnętrzną destrukcją.

Gdy nadepnięta przeze mnie deska zaskrzypiała odwrócił się zdziwiony, a potem zapytał kim jestem. W czarnych niczym noc oczach płonął piekielny ogień, a w jego zbrukanej duszy wyczułem strach. Strach przed śmiercią, przed pokonaniem, przed ostatecznym upadkiem.

Gdy stałem naprzeciwko tego łotra zobaczyłem wszystkie krzywdy jakie wyrządził Gabrielowi. Jakim potworem trzeba być by tak znęcać się nad bezbronnym dzieckiem? Poczułem jak ponownie wzbiera we mnie Boski Gniew. Tym razem chciałem zakończyć moje zadanie jak najszybciej, więc wycelowałem w głowę łajdaka i pociągnąłem za spust. Ale zamiast huku wystrzału usłyszałem tylko cichy trzask pustej komory. Ponownie nacisnąłem cyngiel, ale i tym razem bez skutku.

Powinienem był to przewidzieć. Ten tchórz nie miał tyle odwagi by trzymać naładowany pistolet we własnym domu. Bał się, że żona lub pasierb mogliby go zabić.

W chwili gdy wyszło na jaw, że broń jest nie nabita ten sadysta rzucił się na mnie. Wypity alkohol spowolnił jego ruchy co dało mi szansę bym odparł jego atak. Gdy był tuż przede mną pistoletem uderzyłem go prosto w  skroń. Upadł na szklany stolik na kawę miażdżąc go całkowicie.

Miałem tylko kilka sekund na znalezienie lepszej broni, a przeciwnik był znacznie większy i silniejszy ode mnie. Przypomniałem sobie, że w poprzednim pomieszczeniu widziałem duży rzeźnicki nóż. Gdy wszedłem do kuchni leżał tam gdzie ostatnio, na stole obok patery ze świeżymi owocami. Błyszcząc niesamowitym światłem zdawał się czekać na mnie. Rękojeść pasowała idealnie do mojej dłoni, jakby została zrobiona specjalnie dla mnie.

Gdy wróciłem do salonu łajdak był już na nogach i z dziką wściekłością rzucił się na mnie. Furia zaślepiła go tak bardzo, że nie zauważył noża. Łotr poczuł go dopiero w chwili gdy jednym szybkim ruchem poderżnąłem mu gardło. Gdy  drżącymi rękami próbował zatamować krwawienie ja zadałem mu kolejne ciosy. Jedno pchnięcie w wątrobę, kolejne w nerkę.

Tym razem poczułem cały ból i przerażenie jakiego doświadczył Gabriel. Moje ciało po raz kolejny wypełnił Święty Gniew i zacząłem zadawać ciosy z większą siłą i precyzją. Gdy upadł na podłogę krew tryskała z niego niczym woda z fontanny, ale ja kontynuowałem moje krwawe powołanie. Oprzytomniałem dopiero po zadaniu kilkudziesięciu ciosów. Jego krew była wszędzie. Na podłodze, na meblach, na moich rękach i ubraniu.

Na pewno zadajecie sobie pytanie czy nie żal mi osób, które zabiłem. Odpowiedź brzmi NIE! To nie byli ludzie. To były potwory, zakały ludzkości, czarne owce społeczeństwa. Oni byli pozbawieni wszelkich uczuć: miłości, empatii i litości. Jeżeli oni nie szanowali cudzego życia dlaczego ja miałbym rozpaczać nad ich śmiercią?

Dlaczego jesteście tacy podli? Dlaczego wszyscy jesteście przeciwko mnie? Przecież ja chciałem wam pomóc. Zabiłem te nędzne istoty tylko dla was. Z czystego miłosierdzia. Tak, ja jestem miłosierny. To uczucie nie jest mi obce. Gdyby była w nich chociaż odrobina dobra, iskierka nadziei na poprawę nie zabiłbym ich.

Czuję, że nadchodzi mój koniec. Wczoraj w telewizji widziałem swoją podobiznę. To tylko kwestia czasu kiedy policja wtargnie do mojego domu. Nie wiem ile pozostało mi czasu. Dzień? Godzina?

Nie weźmiecie mnie żywego. Nie wytrzymałbym ani minuty w więzieniu. Jest tam zbyt dużo zła. W chwili gdy nie będę miał wyjścia wezmę nóż i wbiję go sobie w serce. Teraz on leży obok mnie. Ostry, zimny i śmiercionośny. Wkrótce poczuję jego chłód na własnej skórze. Wkrótce zakończę nim swoje męki. Wkrótce.

Nie piszę tego listu by zyskać wasze przebaczenie. Nie oczekuję również waszego zrozumienia. Pragnę tylko byście wiedzieli. Wiedzieli dlaczego popełniłem te zbrodnie. Co mną kierowało gdy zabijałem te bestie.

W chwili gdy będziecie czytali ten list ja prawdopodobnie będę już martwy, ale błagam was opublikujcie go. Opublikujcie go by inni poznali prawdę, by dowiedzieli się o moim darze, by wiedzieli, że nie byłem potworem.

Wszystko co zrobiłem, zrobiłem dla was. Tylko wy byliście motywem moich działań. To dla was zabiłem te plugawe istoty pozbawione etyki i moralności. Mordując ich chciałem ulepszyć wasze ziemskie marne życie pełne egoizmu i  chciwości. Pamiętajcie o tym.

Ja nie byłem potworem.

 

Mężczyzna włożył list do zaadresowanej koperty, narzucił na siebie płaszcz i wyszedł z mieszkania. Pierwszą rzeczą jaką poczuł był zimny, jesienny wiatr. Wraz z nim nadleciał potok ludzkich myśli. Mężczyzna opuścił głowę i zacisnął zęby próbując uwolnić się od natarczywych głosów. Gdy tylko zwalczał stare myśli ich miejsce zajmowała dwukrotnie większa ilość nowych. Zrezygnowany mężczyzna owinął się ciaśniej płaszczem i ruszył w kierunku poczty.

Po drodze ataki myśli mijanych ludzi stawały się coraz silniejsze, intensywniejsze. W pewnej chwili mężczyzna złapał się za głowę, a z oczu poleciały mu łzy. Zaczął odczuwać niewyobrażalny ból zębów. Pewna kobieta zapytała go czy nie potrzebuje pomocy, ale nie dostawszy odpowiedzi wzruszyła ramionami i odeszła.

I nagle cały hałas ucichł. Znikły wszystkie myśli, umilkły samochody, ptaki przestały śpiewać, a wiatr stanął w miejscu. Zdezorientowany mężczyzna rozejrzał się dokoła i wtedy ją dostrzegł. Kobieta w czerni przeszła obok nawet nie zwracając na niego uwagi.

Czuł od niej zło. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał kogoś równie złego. Ta kobieta była esencją zła. Istotą niezdolną do poznania ludzkich uczuć, stworzoną do niszczenia i zabijania. To był potwór którego szukał przez całe swoje życie.  Wiedział co musi zrobić. Nie miał wyboru.

Zaczął śledzić tę kobietę. Wszystko inne przestało się liczyć, całą swą uwagę skupił na kobiecie idącej kilka metrów przed nim. Prawą ręką dotknął zimnego ostrza noża i zacisnął dłoń na rękojeści. Wiedział, że nie może zabić jej w tym miejscu ponieważ było zbyt dużo ludzi i mogliby mu przeszkodzić. Musiał zaczekać na dogodniejszą okazję.

Mężczyzna był tak zaślepiony śledzeniem kobiety, że nie zwracał uwagi na to gdzie idzie. Mijał obce budynki i nieznane miejsca. Cały czas utrzymywał dystans kilku metrów.

W pewnym momencie mężczyzna wszedł na ulicę bez rozglądania się. Trzy sekundy później ciężarówka rozpędzona do prędkości osiemdziesięciu kilometrów uderzyła prosto w niego. Mężczyzna upadł kilkanaście metrów dalej ze złamanym kręgosłupem i licznymi obrażeniami wewnętrznymi.

Wskutek upadku jego płaszcz otworzył się, a list uniesiony silnym podmuchem wiatru wylądował w pobliskiej rzece. Nóż wciąż trzymany w ręce przypadkowo wbił się w jego żołądek.

Mężczyzna nie myślał jednak ani o liście, ani o nożu. Tuż przed śmiercią  pomyślał o kobiecie w czarnym ubraniu stojącej w grupie ludzie otaczającej jego umierające ciało. Lecz mężczyzna nie widział tych wszystkich osób. Widział jedynie tę kobietę. Kobietę oraz zimny uśmiech na jej twarzy.

 

 Michał Warwas