DALZIEL &
PASCOE OSTATNIE SŁOWA - Reginald Hill
Komisarz Peter Pascoe i jego przełożony podinspektor Dalziel to bohaterowie
serii kryminałów autorstwa angielskiego pisarza Reginalda Hilla. Policjanci
z Yorkshire szybko zdobyli rzesze fanów na całym świecie a powieści stały
się
podstawą do nakręcenia przez BBC serialu. W Polsce o przygodach angielskich
stróżów prawa możemy przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nowa Proza. W
grudniu 2011 roku na rynku ukazała się kolejna już powieść z tego cyklu:
„Dalziel i Pascoe. Ostatnie słowa”.
W deszczową listopadową noc ginie trzech starszych mężczyzn. Robert Deeks
zostaje zamordowany w swoim domu, w łazience, Thomasa Arthura Parrindera
odnaleziono na boisku, zaś Philip Cater Westerman ginie na skutek ran
odniesionych w wyniku potrącenia samochodem. Wszyscy trzej denaci zmarli
gwałtowną śmiercią, okoliczności ich śmierci nie są jednak jasne. Sprawa
komplikuje się, gdy wychodzi na jaw, że jeden ze świadków widział jak za
kierownicą biorącego udział w wypadku samochodu siedział
podinspektor Dalziel. Czy policja
przeprowadzi rzetelne śledztwo a może zmiecie wszystko pod dywan?
Jedno jest pewne, komisarz Peter Pascoe
wszelkimi sposobami będzie próbował dociec prawdy.
Przeczytałam „Dalziel i Pascoe. Ostatnie słowa” i wiem jedno, to nie jest
mój typ literatury kryminalnej. Dla mnie kryminał powinien przypominać dobre
kino akcji. Książka ma trzymać w napięciu, magnetyzować, wywoływać emocje,
być pełna zaskakujących zwrotów i rozwiązań. Na każdej karcie powieści
powinno coś się dziać, wydarzenia następować w zaskakującym tempie. Czytając
kryminał chcę się wcielić w glinę i prowadzić śledztwo, zbierać dowody i
dochodzić do prawdy. Chcę zapomnieć o bożym świecie i wrócić o niego dopiero
wraz z przewróceniem ostatniej karty.
Tymczasem kryminał Reginalda Hilla to powieść, w której akcja rozwija się
bardzo, bardzo powoli, brak spektakularnych scen, niespodziewanych momentów.
Rozdziały zamiast niepostrzeżenie umykać, nie tylko nie wciągają, ale nudzą
i niemiłosiernie się dłużą. Komisarz Pascoe prowadzi śledztwo w sprawie
zabójstwa Roberta Deeksa, jednocześnie interesuje się pozostałymi
dochodzeniami. Nie wierzy w przypadkową śmierć Parrindera. Nie daje mu
spokoju sprawa, w którą zamieszany jest
Dalziel. To, że policja w tym samym czasie prowadzi różne śledztwa
odpowiada prawdzie (policja nigdy nie rozwiązuje jednaj zagadki kryminalnej,
jak niejednokrotnie przedstawiane jest w kryminałach) jednak kładzie się
cieniem na powieści. Żadna ze spraw nie jest wyraźnie zarysowana, a
przeskakując z jednego dochodzenia na drugie, tak naprawdę w żadne się nie
zaangażowałam.
Również kreacje głównych bohaterów pozostawiają dużo do życzenia. Postaci są
mdłe
i niewiele można o nich powiedzieć. Brak rysów szczególnych, cech
charakteru, które wyróżniałyby je spośród innych. Tytułowi policjanci giną w
tłumie i sądzę, że spotkanie z nimi nie byłoby fascynującym wydarzeniem.
Czytając „Dalziel i Pascoe. Ostatnie słowa”
miałam wrażenie, że oglądam nudny, flegmatyczny angielski serial.
Nawet zakończenie powieści nie potrafiło mnie zaskoczyć, wzbudzić we mnie
emocji. Po przeczytaniu ostatniej strony odetchnęłam z ulgą, że to nareszcie
koniec. Trzy sprawy zostały rozwiązane, akta odłożone do archiwum a ja
odłożyłam książkę i nigdy do niej nie wrócę.
ZAJĄC
Autor – Reginald Hill
Wydawnictwo – Nowa Proza
Rok wydania – 2011
Liczba stron – 340
|