TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE KOSTNICA FACEBOOK NAWIEDZONA MAPA | |||
OSTATNI
PASAŻER - Manel Loureiro Manela Loureiro miałam okazję poznać przy okazji lektury trylogii „Apokalipsa Z”, która jakiś czas temu ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa MUZA S.A. Otwarcie mogę powiedzieć, że autor „kupił” mnie już po pierwszym tomie. Bo umie opowiadać, robi to z przyjemnością i ma głowę pełną pomysłów. Potwierdzeniem tego ostatniego jest wydana niedawno w Polsce kolejna jego powieść, zatytułowana „Ostatni pasażer”. Tym razem zamiast tematyki zombie, pisarz postanowił zaserwować swoim czytelnikom prawdziwą, klasyczną „ghost story”. Północny Atlantyk, sierpień 1939 roku. Statek „Pass of Ballaster”, przewożący węgiel z Europy do Ameryki, niemalże zderza się na swojej zwyczajowej trasie z olbrzymim niemieckim wycieczkowcem o nazwie „Valkirie”. Wszystko z powodu gęstej mgły oraz braku jakiegokolwiek śladu obecności ludzi na pokładzie transatlantyku. Grupa wysłanych tam marynarzy odnajduje na pokładzie tylko jednego pasażera: owiniętego w tałes noworodka, z medalionem Gwiazdy Dawida na szyi. Londyn, siedemdziesiąt lat później. Młoda dziennikarka, Kate Kilroy, która miesiąc wcześniej w wypadku samochodowym straciła męża, dostaje od swojej szefowej zlecenie, mające pomóc jej w dojściu do siebie po tragicznych wydarzeniach. Ma przyjrzeć się sprawie tajemniczego statku, transatlantyku „Valkirie”, który został zakupiony i wyremontowany przez pewnego milionera. Okazuje się, że sprawą tą interesował się zmarły mąż Kate, przez co kobieta jeszcze chętniej podejmuje się napisania artykułu. Tym samym wplątuje się w wydarzenia, których finał pozwoli wyjaśnić co stało się na Atlantyku w pewną sierpniową noc 1939 roku. Kate dotąd nigdy nie wierzyła w takie rzeczy. To był zwykły folklor i legendy ludzi, którzy wciąż żyli w świecie fantazji i przesądów. Coś malowniczego, ale nierzeczywistego. Aż do tego dnia. Dnia, kiedy to wszystko zmieniło się w coś cholernie realnego. Główną bohaterką powieści „Ostatni pasażer”, wokół której kręci się cała akcja powieści, jest Kate Kilroy, młoda dziennikarka „London New Herald”. Miesiąc wcześniej w wyniku tragicznego wypadku straciła męża, również pracującego dla tej gazety. Robert, mąż Kate, był szanowanym dziennikarzem, który miał w sobie ten instynkt, pozwalający na drążenie interesującego go tematu, nie wywołując przy tym niechęci u postronnych osób. Kate bardzo go brakuje, więc kiedy naczelna gazety proponuje jej zajęcie się tematem, który miał w planach jej mąż, bierze go nie tylko ze względu na to, by się czymś zająć, lecz chce w tym sposób mieć udział w tym, co zajmowało myśli jej męża tuż przed tragiczną śmiercią. W ten sposób młoda kobieta trafia na materiały o „Valkirie”, tajemniczym i owianym złą sławą transatlantyku, który przez siedemdziesiąt lat przebywał w jednym z angielskich doków, gdzie trafiały statki niepotrzebne już marynarce. Krok po kroku Kate poznaje strzępki informacji o „Valkirie”, o jej pierwszym właścicielu, organizacji Wolf und Klee, wojennych losach aż do momentu, gdy za małą fortunę zakupił go pewien biznesmen, Isaac Feldman, właściciel sieci kasyn, uważany przez wielu za mafiosa, dla którego odebranie komuś życia jest niczym splunięcie. Podążając tym tropem, Kate udaje się dotrzeć do mężczyzny i w końcu – w dość drastycznych okolicznościach – nakłonić go do wtajemniczenia jej w całą sprawę. Dzięki temu kobieta bierze udział w rejsie, którego dramatyczne skutki mogą odmienić bieg ludzkości.
– Ludzie z Wolf und Klee i Tarasow sądzą, że w punktach,
gdzie występują osobliwości, dochodzi do dystorsji
czasoprzestrzeni. To trudne do wyjaśnienia szaleństwo,
ale... „Ostatni pasażer” to klasyczna „ghost story”, napisana z iście hollywoodzkim rozmachem. Zagłębiając się w kolejne jej strony odnosiłam wrażenie, jakbym oglądała jakąś wysokobudżetową produkcję z Miasta Aniołów rodem, a nie oddawała się lekturze książki. Inspiracją dla autora były przede wszystkim opowieści o statkach widmo, takich jak „James B. Chester”, „Ellen Austin” czy najsłynniejszy z nich „Mary Celeste”, które zresztą zostają wspomniane w fabule powieści. Podobnych przykładów w historii marynistyki znaleźć można wiele, a każda z nich ma przypisanych całe mnóstwo wyjaśnień, od realnych, jak plaga czy zaraza, po te najbardziej fantastyczne. Loureiro postanowił w swojej powieści skupić się na drugiej grupie wyjaśnień, dodatkowo wplatając w nie wątek historyczny i fikcyjną organizację nazistowską Wolf und Klee, dzięki czemu historia nabrała nieco thrillerowego wymiaru, a wraz z nim dodatkowej głębi i niepowtarzalnego „smaczku”. Bohaterowie pojawiający się w „Ostatnim pasażerze” są bardzo dobrze nakreślone. Tyczy się to zarówno postaci pojawiających się na pierwszym planie, jak i tych epizodycznie przewijających się przez kartki powieści. Mają swoją osobowość, którą ukształtowały ich przeżycia. Nie są jednakowe, wyróżniają się z tłumu i odgrywają swoją rolę w opowiadanej historii. Nie zawsze jednak jest ona taka, jaką w wyobraźni nakreśli sobie czytelnik na samym początku lektury. Wielu pasażerów „Valkirie” skrywa w sobie tajemnice, które zostają ujawnione w odpowiednim momencie. Eksplozja stabilizatorów wywołała śmiercionośny deszcz odłamków, który spadł na maszynownię. Poszarpane ciała głównego mechanika, wysokiego, atletycznie zbudowanego mężczyzny, oraz czterech innych maszynistów były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Największe kawałki wyglądały jak poduszki na igły, którymi bawił się jakiś sadystyczny olbrzym, wbijając ostre odłamki poskręcanego metalu w ludzkie mięso. Krew spływała po pokrywach silników, które nadal wyły, pracując w trybie automatycznym. Zapach spalonego oleju i paliwa do silników Diesla mieszał się z wonią krwi wrzącej na gorących metalowych płytach. Autor umiejętnie zbudował atmosferę grozy, stopniowo zwiększając napięcie. Wyobraźcie sobie tylko: płyniecie tajemniczym statkiem, wokół otwarta przestrzeń, znikąd ratunku. Transatlantyk otula gęsta jak mleko, nieprzenikniona żółta, lepka mgła. Nie słychać żadnego odgłosu z zewnątrz, żadnego pluskania fal o burtę, wiatru w korytarzach, nic. Śmiertelna cisza. A jeśli zmorzy was sen, to będzie on niezwykle realistyczny... Nie mogę więcej na ten temat napisać, by nie pozbawić was przyjemności lektury. To, co szczególne podobało mi się w powieści to styl, w jakim zostały napisane ostatnie jej rozdziały. Cała ta plastyczność obrazku, w którym teraźniejszość przeplata się z przeszłością, nie zniekształcając jej, a wręcz uwypuklając istotne szczegóły, na które normalnie czytelnik nie zwróciłby uwagi. Nakładanie się rzeczywistości, kiedy każdy czyn może mieć strategiczne znaczenie oraz wszechobecna ciemność, mrok i Zło – doskonała kompozycja. Ale czy powieść jest aż tak doskonała? Nie ma w niej zgrzytów? Otóż nie. Rozczarował mnie wątek związany z... duchem Roberta, męża Kate. Jego pojawienie się podchodzi nieco w mojej opinii pod ułatwienie sobie zdania przez autora, coby nie musiał zbyt długo i mocno główkować jak zakończyć całą historię. W ogóle samo zabranie przez kobietę prochów męża w rejs, co do którego nie miała pewności, że z niego wróci, było nieco dziwne i nielogiczne. Samo to, że kilka rozdziałów wcześniej opisana była jej rozmowa z naczelną „London New Herald”, że rodzice Roberta będą chcieli mieć jego prochy u siebie, w USA. Drugą niejasność stanowi dla mnie wątek jednego z marynarzy „Pass of Ballaster”, który feralnego dnia natknął się na opustoszałą „Valkirie”. Kiedy Kate odwiedza go po raz drugi, tym razem wraz z Feldmanem, znajduje jego zmasakrowane zwłoki, które dodatkowo zostały pozbawione serca. Kto i dlaczego? Nie zostaje to wytłumaczone i z tego też powodu czuję mały niedosyt w postaci nie do końca wyjaśnionych wątków. Niemniej jednak muszę przyznać, że „Ostatni pasażer” to jedna z lepszych „ghost stories”, jakie miałam okazję przeczytać. Klimatyczna, niepokojąca, bardzo dobrze i harmonijnie napisana. Stąd też mój apel do autora: panie Loureiro! Proszę w dalszym ciągu pisać! Obojętnie czy o zombie, czy o nawiedzonych statkach. Ja na pewno Pana książki przeczytam.
|
|
||
|