"Świeżo zarażeni - naprawdę świeżo - nadal wyglądają jak
ludzie, którymi do niedawna jeszcze byli. Ich twarze
wyrażają emocje, a lekko koślawe ruchy mogłyby zdradzać co
najwyżej kiepsko przespaną noc. Ciężko jest zabić coś, co
wciąż wygląda jak człowiek, a najgorsze jest to, że te
bydlaki są naprawdę szybkie. Groźniejsze niż świeży zombie
jest tylko stado świeżych zombie, a ja naliczyłam co
najmniej osiemnastu (...)"
O żywych trupach słów kilka
Termin "zombie", w odniesieniu do żywego trupa został
po raz pierwszy użyty w książce "The Magic Island" Williama
Seabrooka w latach '20 XX wieku. Generalnie pochodzi on z
religii voodoo i
w takim religijnym kontekście był przedstawiany aż do lat
'60, kiedy to powstała w 1968 "Noc żywych trupów" Romera
(bliżej znany nam, współcześnie, jest remake z
1990 roku Saviniego).
To był powiew
świeżości, gdyż nagle z nieumarłego, opętanego duchami
truposza zombie przybrało
znacznie prostszą postać żywego trupa niekierowanego niczym
innym jak nieposkromionym apetytem na mięso i/lub mózg.
Taka postać została następnie ukształtowana i niejako
"utwardzona" wieloma sequelami "Nocy żywych trupów", przez
teledysk Michaela Jacksona "Thriller", aż po bardziej
współczesne odzwierciedlenia jak komiksowe i serialowe "The
Walking Dead" czy komediowy "Zombieland".
Niemniej to Romero stworzył pierwowzór zombiaka i właściwie
niemalże wszystkie późniejsze filmy bazują właśnie na jego
pierwowzorze.
Pamiętam, jak jako młode dziewczę wraz z przyjaciółmi
zasiadałam przez telewizorem u kolegi/koleżanki
posiadających wideo i oglądaliśmy "Martwicę mózgu" na VHS.
Żywe trupy rzeczywiście były bardzo żywe w mojej młodości, i
podejrzewam, że każdy urodzony w latach '80 i wcześniej
pamięta ten thrill,
który towarzyszył oglądaniu starej kasety raz po raz.
Obecnie zombiaki stoją w szeregu obok wilkołaków, wampirów i
duchów jako jedne z najbardziej rozpoznawalnych postaci
horrorów,
i - szczęśliwie - nie zostały jeszcze udelikatnione jak
wampiry czy wilkołaki (piję tu do "Zmierzchu"), wciąż
posiadają swoją groteskową, nieco przerażającą postać,
kojarzącą się nieodmiennie z wyciągniętymi rękoma, koślawym
chodem i żądzą mordu. Ja
osobiście pałam ogromną sympatią do nieumarłych, nie
tyle przez sentyment do wspomnianych wyżej seansów
filmowych, ale generalnie podoba mi się sam pomysł. Zaś z
drugiej strony analizując wpływ zombie na
kulturę masową, tak w komiksie, jak i w filmie czy
serialach, brakuje
powiewu świeżości.
Bo co innego można powiedzieć? W "28 dniach później" mamy
ludzi zainfekowanych wirusem, przemieniających ich w
wypisz-wymaluj żądnych krwi zombiaków i grupę osób zdrowych,
która uparcie walczy o przetrwanie. Rodriquez w swoim
"Grindhouse: Planet Terror" zaprezentował podobną ideę, tym
razem nie w konwencji horroru, co raczej groteski, acz wielu
sympatyków (do których się zaliczam) uzna "Planet Terror" za pastisz
kultowych horrorów klasy B. I to bardzo prawdopodobne,
gdyż "Planet Terror" wespół z ""Death Proof" Tarantino
tworzą jeden film, oddzielony (wówczas) fikcyjnym trailerem
"Maczety", zatem jestem skłonna uwierzyć, że ta osobliwa
dwójka genialnych w moim odczuciu twórców dokładnie takimi
pobudkami się kierowała. Ale czy te filmy w istocie nie były
groteskowe?
Epickie "Martwe zło" Raimego to, można powiedzieć, ojciec
współczesnego kina gore,
bazującego na motywie znanym jak świat, czyli - grupka
młodzieży w lesie i coś, co się w nim czai. Obecnie
jest to zabawne, gdyż przyzwyczailiśmy się do 3D, HD i
innych bajerów, więc klasyka kina grozy już nie straszy.
Ale, wierzcie mi! To
BYŁO straszne. I
choćby w tej konwencji poczyniono w 1992 kolejny horror, tym
razem komediowy - wspomnianą wyżej "Martwicę mózgu". Pewnie
niektórych zaskoczę wspominając, że osobą odpowiedzialną za
reżyserię tego filmu był sam Peter Jackson, bardziej znany
jako reżyser "Władcy Pierścieni" i "Hobbita".
Nie trzeba już nawiązywać do słynnej serii "Resident
Evil", licznych gier i ogromnej liczby komiksów, o
których jednak wypowiadać się nie będę, gdyż fanem komiksu
nigdy nie byłam. Niemniej chciałam pokrótce, w ramach
wstępu, zarysować rys historyczny poczciwego zombiaka, nim
przejdę do właściwej recenzji. Po
co? Chciałam
Wam pokazać, że o zombie powiedziano
już niemalże wszystko. Ukazano go w postaci strasznej,
humorystycznej, groteskowej; ukazano go w przeróżnych
formach przekazu, począwszy od filmu, przez książkę i muzykę
do komiksu i gier; wreszcie samo wyobrażenie zombie zostało
już tak wpojone w nasz umysł, że chyba już nic nas nie
zaskoczy. Co nie jest złe, bowiem ja osobiście i
pięćdziesiąt części "Resident Evil" obejrzę, i sto remake'ów
"Martwego zła", i każdy jeden film ku czci wszystkich razem
wziętych i każdego z osobna. Bo lubię zombie,
i basta.
Paulina Król
|
|