Pasterska
korona – Terry Pratchett
FINAŁ ŚWIATA DYSKU
Świat Dysku stworzony przez zmarłego niedawno Terry’ego
Pratchetta to jeden z najbardziej znanych i cenionych
światów fantasy. To też olbrzymi, bo liczący ponad
czterdzieści tomów cykl, który pokochały miliony czytelników
na całym świecie. Przed ostatnim tomem stanęło więc nie lada
wyzwanie godnego podsumowania całej opowieści; zadanie o
tyle trudne, że autor zmarł przed skończeniem pisania
„Pasterskiej korony”.
Na nastoletnią Tiffany Obolałą czeka wielkie wyzwanie. W
Kredzie coś się budzi, dawne zło gromadzi siły, co czują
wszyscy – także ona. Jej światu zagrażają hordy elfów, które
chcą za wszelką cenę przejąć nad nim władanie, a ona sama
nie jest nawet pewna czy podoła zadaniu, jakie na nią czeka.
Pełna wątpliwości, wzywa do pomocy wszystkie czarownice by
stanęły przy niej w obronnej walce. Zło ściera się z dobrem,
wszystko miesza się ze sobą, nadciąga koniec, ale jaki to
koniec będzie? Kto wygra, a kto zginie? Kto wróci, a kto nie
wróci już nigdy? Jaki los czeka Świat Dysku?
Odpowiedzi są tutaj, tu kończy się cała historia i tu kres
swój osiągają wszystkie (no prawie) wątki. Ale zostaje
pytanie, które od śmierci Pratchetta zadawali sobie wszyscy
fani „Świata Dysku” i jego twórczości w ogóle – czy owe
odpowiedzi przyniosą satysfakcję. Wątpliwość to uzasadniona
nie tylko wielkimi oczekiwaniami czytelników rozbudzonymi
przez lata publikacji kolejnych części, ale przede wszystkim
dlatego, że sam autor napisał jakieś 90% „Korony…” –
dopisanie reszty przypadło już Robowi Wilkinsowi. I trzeba
przyznać, że Rob wybrnął dobrze z tego zadania, choć wiele
kwestii może budzić wśród miłośników cyklu kontrowersje. Co
konkretnie? Część spraw zostaje niewyjaśnionych – dla
jednych to wada, dla innych zaleta, jako że nowy autor nie
dopisał na siłę niczego ponad to, co pozostawił Pratchett.
Poza tym samo zakończenie także może budzić wątpliwości.
Wilkins oparł się na tym, co napisał Terry, jednak jak
wynika z opowieści przyjaciela zmarłego autora, Neila
Gaimana, inaczej miał wyglądać sam finał. Przede wszystkim
miał być bardziej poruszający, choć i tak „Korona…” wywołuje
mnóstwo emocji, i dopowiedzieć miał kilka rzeczy.
Nie zależnie jednak od tych niuansów, finałowy tom „Świata
Dysku” to dzieło i tak bardzo udane i niezwykłe. Typowo dla
Pratchetta napisane, lekkie, zabawne, mroczne, gdy tego
potrzeba, emocjonujące gdy emocje są konieczne, znakomicie
czerpiące z najróżniejszych mitów i legend. A przy okazji
„Pasterska Korona” to także dowód na hart ducha autora,
który wiedząc, że śmierć zbliża się wielkimi krokami,
poświęcił ile tylko mógł czasu, by spisać liczne historie,
jakie chodziły mu po głowie. I udało mu się to, a ta właśnie
powieść jest ostatnią, jaka wyszła spod jego ręki.
Polecam gorąco.
Michał P. Lipka, 28.05.2016 |
|