Pełnia
piękna - Chuck Palahniuk
Pełnia piękna
Tłumaczenie: Krzysztof Skonieczny
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 272
Wydawnictwo: Niebieska studnia
PALAHNIUK
W SZCZYTUJĄCEJ FORMIE
Główną bohaterkę, Penny Harrigan, poznajemy w chwili
rozprawy w sądzie. Jest jedyną kobietą w świecie bez kobiet.
I jest właśnie gwałcona – na co nikt z zebranych na sali
nawet nie reaguje. Jak do tego doszło? Penny zaczyna
wspominać, jak była jedynie szarą myszką, Kopciuszkiem,
marzącym o karierze, pracującym jako stażystka w firmie
prawniczej BB&B. To tu poznała jego, C. Linusa Maxwella,
znanego bardziej jako Fallinusa, playboya, miliardera,
człowieka, który może mieć każdą kobietę na świecie – ma
każdą – a wśród jego niezliczonych kochanek była oscarowa
aktorka i sama pani prezydent Stanów Zjednoczonych. Teraz
Maxwell to ją wybiera na swą kolejną ukochaną i doprowadza
do rozkoszy przekraczającej wszelkie granice. Jak się szybko
okazuje, Penny stała się jego obiektem testowym serii
erotycznych zabawek stanowiących linię produktów „Pełnia
Piękna”, które wchodzą właśnie na rynek. Penny szybko traci
ukochanego, produkty uzależniają kobiety i doprowadzają do
ich zamknięcia się w domach i ucieczki z nimi do podziemia,
a sam świat pogrąża się w chaosie. Czy Penny zdoła coś na to
zaradzić? Jakie sekrety skrywa Maxwell? I kim są tajemniczy
mężczyźni – Anioły Stróże w garniturach – ratujący ją odkąd
tylko pamięta, którzy teraz nagle zniknęli?
Oto najnowsza powieść czołowego minimalisty literatury.
Człowieka, który za sposób przekazania czegoś obrał szok
potrafiący doprowadzić czytelników do omdlenia. Powieść,
którą można nazwać przedstawicielką jego szczytującej formy,
czy to jednak oznacza, że szczytowej?
Geneza powstania „Pełni Piękna” (przekład tytułu trochę mnie
irytuje – wolałbym wierne oryginałowi „Piękna Ty”, a i w
samej treści znalazło się kilka wpadek
translatorsko-redakcyjnych) jest taka, że mając kilka lat,
Palahniuk został wysłany przez matkę na strych po jakieś
rzeczy. Znalazł tam przypadkiem kolekcję porno powieści
ojca. Nie rozumiał oburzenia matki, bo dla niego były równą
głupotą z jej romansami. I tak lata potem narodził się
pomysł by napisać ostre porno w stylu Markiza De Sade’a ale
językiem łagodnym niczym w romansach dla kur domowych.
Postanowił połączyć to z „Klanem niedźwiedzia jaskiniowego”
i w ten oto sposób do rąk czytelników trafiła powyższa
powieść.
Ale inspiracji w niej można doszukać się więcej. Mamy to
bowiem i sceny pełne wschodnich wierzeń, mitologii
przypominającej „Legendy Kung Fu” (pamięta ktoś jeszcze ten
serial?) czy „Kill Billa”, podlane sosem SF i horroru w
klimatach Deana Koontza, odrobiną baśni, romansu z
pogranicza Harlequina a wreszcie szczyptą „Gwiezdnych
wojen”. Przede wszystkim jednak jest to przegląd,
wiwisekcja, przekrój twórczości samego autora. Powieść pełna
jest motywów znanych z „Niewidzialnych potworów”, „Udław się
„Kołysanka”,”Snuffu”, „Ranta”, czy „Doomed”. Dlatego nie
ustrzeże się porównań z poprzednimi książkami autora o
seksie, ale niestety nie wyjdzie z tego obronną ręką, choć
powieścią jest naprawdę znakomitą.
Fabuła wciąga i emocjonuje i to jest jej wielka zaleta. Styl
Palahniuka jest charakterystyczny, nieco bardziej liryczny
niż dotychczas, ale to tylko kolejna kwestia in plus.
Pomysły są jak zwykle ostre i szokujące. Seks przelewa się z
kart. Nie do końca udało się to łagodnie pokazać, Chuck
rzuci czasem mięsem, którego być nie powinno, ale załagodził
to jednocześnie medyczną wręcz chłodnością terminów.
I super jest do 2/3 powieści. Potem jednak pojawiają się
wątki z Nepalem i Babą Siwobrodą (inspiracja „Klanem
niedźwiedzia…”) i psują wszystko. Psują także ostateczne
starcie w kościele śmiesznymi rozwiązaniami fabularnymi i
pewnymi oczywistościami. Oczywistości tych jest więcej, więc
nie wszystkie zwroty akcji zaskakują, ale na pewno zaskakuje
wszystko, to, co powinno.
W kwestii finału powiem jeszcze, że jest taki, jaki być
powinien. Tragiczny happy end czy szczęśliwy tragic end.
Tak, jak w dawnych dziełach. Świetne są także wątki
apokaliptyczne, które dominują ostatnimi czasy u Palahniuka.
Skali „Doomed” nie osiągają, ale dodają całości smaku.
Szkoda tylko, że nie zachował Chuck większej powagi i nie
poprzestał na zabawie z czytelnikiem w doktora – bo taką
zabawą właśnie jest „BY”.
Nadal jednak jest to świetna, satyryczna powieść krytykująca
nasz konsumpcjonizm, modę i celebrytów. Ośmieszająca
literacką tandetę „50 twarzy Greya” czy „Zmierzchu”. W
ciekawy sposób spoglądająca na feminizm i ludzką pogoń za
hedonizmem. Wytykająca błędy ideologiczne i kulturowe… Itd.,
itd., wymieniać można by długo, ale po co? Każdy powinien
przekonać się osobiście, jeśli jest na tyle odważny, by po
Palahniuka sięgnąć. Wprawdzie to wszystko już u autora było
niejednokrotnie i przydałoby się „Pełni piękna” więcej
świeżości, ale nie zmienia to faktu, że każda powieść
Palahniuka jest ważna i ważka i stanowi ewenement literacki
a już samo to należy docenić.
Michał P. Lipka,21.03.2016 |
|